Spotkania we Wrocławiu.
27 sierpień 1999, piątek (DG: [-30]1675.0000)
Ubrany w trekową koszulkę (thx Dorota, :-)) MUP) ruszyłem na miejsce spotkania. Na umówionym miejscu zjawiłem się jako ostatni, wszyscy zgromadzeni (dwóch Przemków, Radek, Jakub, Bartek, Norbert, Robert, Sebastian i nasz nowy kolega Paweł powitali mnie rado?nie. Jako jedyny z grupy, który wyra?nie prezentował motywy trekowe, zostałem jako ta chorągiewka wystawiony do przodu aby inni trekerzy, którzy być może czaili się w pobliżu mogli nas zlokalizować. Nic to jednak nie pomogło, więc udali?my się punktu, w którym, już tradycyjnie, uzupełniamy zapasy płynów ustrojowych. Po drodze dopadły nas jednak ubrane w gustowne mundurki agentki zielonej kasty i wykorzystując swój urok osobisty, próbowały nas namówić do bezpłatnej karykatury, jaką podobno w jednej z knajp serwują do drugiego piwa. Okazali?my się jednak twardzi i nie skorzystali?my z zaproszenia. Zajęli?my miejsca i po chwili na stole pojawiły się palmy z sokiem i dołączone do nich szklanki. W jednym z kwadrantów stołu czaiła się także polokokta. Na stole walały się także plakaty przedstawiające znaną i nie przez wszystkich lubianą bohaterkę Voya (skala 1:1). Tu i ówdzie pojawiły się także płyty CD z trekową zawarto?cią. Niestety okazało się, że wrogie siły przechwyciły Star Tracka #1 i zostało nam tylko puste pudełko. Mimo wszystko próbowałem wykorzystać ten atut i ogłosiłem licytację na pudełko ST#1 (bez okładki), niestety mimo, że cena była bardzo atrakcyjna (ok. 100 sztabek złotego latinum) chętnych nie było. Na otarcie łez zaproponowałem wszystkim zgromadzonym aby przeczytali moją wersję Kubusia Puchatka z XXIV wieku. W odpowiedzi na to Matrox zareklamował wszystkim swoją wersję przygód subkomandora Matrixa (zamień "i" na "o") znaną także jako Star Wrack. Dyskusje literacką zakończył Przemek, zapraszając wszystkich chętnych na kurs pisania (w html). W końcu doszli?my do wniosku, że spróbujemy zająć się wydaniem próbnej wersji płyty Star Odcinkas. Tematem dalszej dyskusji były opowie?ci konwentowe i plany zorganizowania mini konwentu w Legnicy. Potem, jak nakazuje tradycja, tematy trekowe zostały zastąpione dowcipami, które jak to zwykłe bywa, były dowcipne i doustne. Przebojem okazał się, opowiedziany przez Przemka, dowcip o bosmanie (to taki szef operacyjny na okręcie), który używając mocy swojego rdzenia doprowadził do katastrofy. Pierwsi opu?cili nas Radek i Przemek 2. Po chwili zostawił nas także Norbert. Wtedy skorzystałem z okazji i zamieniłem zydelek na którym dotychczas siedziałem i wskoczyłem na wygodny fotel, który do tej pory zajmował Norbert. To był jednak błąd. W pewnym momencie znalazłem się pod działaniem promieniowania Morfeuszowego i z tego powodu nie mogłem ?ledzić dalszych poczynań reszty. Mam jednak nadzieję, że inni członkowie grupy, szybko dokonają wpisów uzupełniających :-))
chorąży Ziemek Mierzwiak
|