Spotkania we Wrocławiu.
6 sierpień 1999, piątek (DG: [-30]3398.9583)
Wyjątkowo punktualnie pojawiłem się na tradycyjnym miejscu spotkań dolnośląskich trekerów. Od razu zauważyłem Przemka Prałata (w dalszej części tego sprawozdania nazywany będzie Przemkiem 1), który tym razem założył ciemne okulary, dzięki czemu upodobnił się do swojego zdjęcia, którego większość z nas używała do pierwszego zlokalizowania innych trekerów. I tak oto, przez chwilę, staliśmy sobie jak Założyciel z Wichrzycielem. Ale ta chwila była bardzo krótka bo pojawił się Bartek a po kilku sekundach z wyrwy podprzestrzennej wyłoniły się jednoosobowe promy klasy NożnyNapędPedałowy, którymi na spotkanie dotarli Radek i Przemek 2. I staliśmy tak sobie, czekając ustawowy kwadrans na spóźnialskich. Coraz szybciej przebieraliśmy nogami, w oczekiwaniu tych miłych chwil jakie za chwilę miały się wydarzyć. Nagle rozległ się dźwięk, który jednoznacznie wskazywał, że ktoś usiłuje nawiązać podprzestrzenną łączność z Przemkiem 1. Przemek 1 otworzył kanał i zaczął rozmawiać. W pewnym momencie ze zdziwieniem zobaczyliśmy, że Przemek 1 jedną ręką trzyma komunikator (a przynajmniej jego XX wieczny ekwiwalent) przy uchu, a drugą ręką wymachuje i jednocześnie krzyczy: "Tu jestem, tu jestem!". Okazało się, że to Robert (znany także jako chor. SCAMP) postanowił dokładnie ustalić koordynaty transportu a nie orbitować wokół pręgierza (na podstawie skanów jakim poddaliśmy ten obiekt udało się ustalić, że jest to zamaskowany rdzeń WARP) i lokalizować grupę na chybił-trafił. Koordynaty zostały ustalone i po krótkiej chwili witaliśmy się z Robertem. Za chwilę doleciał do Nas, nasz Romulański towarzysz Matrox (bynajmniej nie chodzi tu o lot Warbirdem tylko wywołany strachem przed spóźnieniem pośpiech). Po chwili wyruszyliśmy do miejsca w którym, już tradycyjnie, Trekerzy uzupełniają sobie płyny ustrojowe, znanym także jako Mała Gosia (a pracuje tam Duży Jaś). Dziwnym trafem zajęliśmy ten sam co ostatnio stolik i jak zwykle zamówiliśmy długopis i kawałek kartki w celu zapisania co byśmy sobie wypili. W pierwszej kolejce na stół trafiło 10 piw z sokiem (miodzio!!!) i 2 Pepsi Cole. W przerwach między delektowaniem się napojami prowadziliśmy rozmowy na różne tematy. Pierwszym tematem był Trekon '99 w Pabianicach. Po ostrej i zażartej dyskusji ustaliliśmy, że w czasie podróży oddamy się naszemu ulubionemu zajęciu, czyli uzupełnianiu płynów ustrojowych. Niestety może to spowodować, że dotrzemy do Pabianic w stanie "Innej Ważkości"... Ale to nic! Następnie poruszaliśmy tematy związane z uruchomieniem nowych list klubowych i ostatnimi wydarzeniami w Klubie, znaleźliśmy także czas na Dowcipy - były wywołane bliskością Kościoła, były i typowe dla samczych spotkań kawały "dowcipne i doustne", okazało się także, że wielkość humoru Romulańskiego jest wprost proporcjonalna do ilości wlanego do Romulanina piwka. Ilość opowiedzianych dowcipów była ogromna, myślę, że było to spowodowane kłębami dymu jaki doleciał do nas od sąsiedniego stolika, przy którym odbywał się ceremoniał palenia Zielska. Czasem pojawiały się i inne tematy, co skrupulatnie notowałem. W końcu Radek i Przemek 2 uruchomili swoje pojazdy i opuścili nas. W pewnym momencie Matrox wykorzystał chwilę mojej nieuwagi i dokładnie ocenzurował moje notatki. Ale był to jedyny akt agresji romulańskiej. Mieliśmy (my Ferderaki) przewagę liczebną. Zapamiętałem jedynie, że na Romulusie czytają Playboya i, że Imperium Romulańskie ma udziału w PKP. Wystąpiło także inne, dziwne zjawisko, co chwilę któryś z chłopaków chodził sprawdzać "czy rower jeszcze stoi" za co niestety trzeba było płacić. Myślę, że była to reakcja na jakieś promieniowanie podprzestrzenne bo jak zauważyłem nie występowała u osób siedzących tyłem do miejsca "postoju roweru". Kiedy nadeszła Godzina Duchów, opuściliśmy Małą Gosię. Pożegnałem się z grupą i poszedłem do domu. Oni też, z tym tylko, że jak ich znam to wdepnęli jeszcze po drodze na jedno, ale nie mniej niż dwa, piwka :-))))
chorąży Ziemek Mierzwiak
Suplement
Tak, Ziemek miał rację, że Bartek, Matrox i ja wybraliśmy się na dotankowanie organizmu płynnym chlebkiem chmielowym. Po drodze do piwiarni wstąpiliśmy na ulubione skrzydełka romulańskie w KFC, aby przygotować podłoże pod extra dodatek płynów ustrojowych. Niestety w knajpie w której udaliśmy się po posiłku zapowiedziano, że bedą ją zaraz zamykać. Nie martwiąc się tym zbytnio zasiedliśmy i rozpoczeliśmy bardzo żywą rozmowę. Około 2:00 a.m. barman dał nam do zrozumienia, że pora uruchomić transportery z koordynatami domu. Długo nie zwlekając, wyszliśmy na wrocławskie ulice i korzystając z bliskości postoju taksówek - każdy biorać swoją, rozstaliśmy się w bardzo dobrych nastrojach...
komandor porucznik Przemek Prałat
|