MosFilm Priedstawlajet Film : Kosmicieski Korjabl - Gieroj USS Dwie_Szopy

Szop Trek Part VI: Nieodkryte krańce reżimu

Autor: Velo


Wypucowany i nowiutki statek Federacji Socjalistycznych Planet USS
Dwie_Szopy się na granicy wszechświata gdzie rachunek prawdopodobieństwa zachowywał jeszcze zdrowy rozsadek. Otóż statek orbitował wokół gigantycznego żółwia (płci nieznanej) na którego grzbiecie znajdowały się cztery słonie, które znowu na grzbiecie nosiły mikroswiat - dysk, zamieszkany przez istoty obdarzone inteligencja... Ciekawym zjawiskiem było to, ze jeden ze słoni podnosił nogę, żeby przepuścić lecący statek. Jednak to na pokładzie szopki miały inny problem na głowie. Otóż Glublak Di Rampa opanowany przez obca istotę, która wylęgła się w pryszczu VeyDera, przejął statek w swoje ręce, łapska, macki, skrzydła (niepotrzebne skreślić). Szopki stały* na mostku i próbowały ustalić co dalej robić. Nagle na głównym ekranie pojawiła się facjata Glublaka. Oczy miął czerwone, spuchnięte i podkrążone. Z ust piana lala się litrami... Skora była bardziej zielona niż zwykle. A uszyska były wykrzywione i stały parodiując te niejakiego Yodzi'a
- Szopy! Komuchy jedne... Przejąłem to mizerne cielsko i teraz nikt mi już nie przeszkodzi w zrealizowaniu mojego planu. Najpierw Dysk a potem Wszechświat. My, istoty z Podziemnych Wymiarów przejmiemy ostateczna kontrole. Tak jak nam się należało.
I zarechotał... Jego śmiech, jeżeli można cos takiego tak nazwać, był głęboki i ciężki. Ekran się wyłączył.
- I co my teraz zrobimy? - jęknął VeyDer
- Nie ma co, musimy go zatrzymać - powiedział Velo
- A ja go zabije - dodał Legat, który właśnie się obudził

*

Tymczasem na najwyższym piętrze Niewidocznego Uniwersytetu najwyższy mag, nadrektor Mustrum Ridcully siedział za biurkiem i studiował stara księgę. Nosiła ona tytuł "Jedyne i akuratne profecyje" Ostatnie dni byle pełne znaków o których mówiła księga. Gdzieś urodziło się trzygłowe ciele**, woda w rzece Ankh nie była tak brudna*** jak zazwyczaj a w jednej z pobliskich krasnoludzkich mordowni nie bito się regularnie już od ponad tygodnia... Księga mówiła, ze wszystko zakończy się w ruinach starego miasta w górach Ramtop, w ruinach Taeler-Yin!

W Taeler-Yin, w mieście prastarym
Tam gdzie góry i moczary
Demony żyją przeraźliwe
Źle, ohydne i zgryźliwe

Ridcully cicho zarecytował początek poematu starego jak świat. Był on napisany przez szalonego poetę Abdula Al Hazrida, który poznał małą cześć mrocznych tajemnic i od tego zwariował. Każdy mag**** znal ten utwór. Nikt rozsądny nie zapuszczał się w okolice Taeler-Yin. Co prawda w pobliskim królestwie Lancre żyła banda wieśniaków i trzy czarownice ale to się nie liczy. Ridcully zastanowił się. Zapowiadały się ciekawe czasy. Brakowało jeszcze jednego znaku. Nowej gwiazdy.
- Nadrektorze, nadrektorze!
Z zamyślenia wybudziły Ridcully'ego krzyki innego maga, Kwestora. Kwestor stal w drzwiach ciężko dysząc i trzymając w jednej ręce teleskop a w drugiej poprawiając szpiczasty kapelusz.
- Jest! Jest!
- Co?
- Nowa gwiazda. Znalazłem nowa gwiazdę, ale... Ale ona się porusza!
- Hmm... To cos całkiem nowego.
- Patrz przez okno. Według moich wyliczeń zaraz będzie przelatywać.
Magowie ustawili się przy oknie i zaczeli się mocowac z teleskopem.
- Patrz! Leci!
Rzeczywiscie. Przez niebosklon szybko poruszala się mala swiecaca kropka.
- A teraz popatrz przez teleskop.
Ridcully popatrzyl. Szybko odstawil oko. Podniosl jedna brew.
- Fascynujace. To cos calkiem nowego.
Na gwiezdzie o nieregularnym ksztalcie zobaczyl wyryty znak. Przedstawial on skrzyzowane dwa narzedzia. Jedno było rolnicze, drugie zas należało do sprzetu kowala... Przed chwila ten sam znak Ridcully zobaczyl w Profecyjach. Notatka przy nim mówiła o klopotach i rychlej zmianie wladzy. Patrycjuszowi Ankh-Morpork napewno się to nie spodoba...

*

Una zawolala trzy pierwsze szopy do ambulatorium.
- Jest problem z naszym Glublakiem.
Qubikowi i reszcie pomachala przed oczami fiolka z zielonym, nieprzyjemnie pachnacym sluzem.
- To znalezlismy w maszynowni. Korozja mowil, ze wszedzie gdzie on szedl pozostawial po sobie slad sluzu. To samo znalezlismy w kanalach Jeffriessa.
- W czym problem?
- Zrobilam badania sluzu. Ma on aktywnosc retroregeneracyjna.
- A po ludzku?
- Glublak za 2-3 dni zamieni się w gigantycznego obslizglego pryszcza...
Na mordkach pierwszej i trzeciej malowalo się przerazenie. Legat był niewzruszony. Nozownik z Ogluszyc nie takie rzeczy już widzial czy slyszal...
- Jeżeli go nie dorwiemy i silą nie wrzucimy do ambulatorium to go stracimy - rzekła Una
- Z ta siłą to ja chętnie pomogę - zaoferował Legat
- A masz już jakiś pomyśl jak mu pomoc? - spytał Batek
W odpowiedzi Una wyjela z kieszeni bialego fartucha kolejna fiolke z zielono swiecacym gestawym plynem.
- A co to znowu? - spytal QubiK
- Skoncentrowana dawka zdradzieckiej romulanskiej flegmy. Jak to go nie postawi na nogi, to już nie ma rady...
- Wedlug naszego kochanego komputera, Szopika Glublak przetransportowal się na powierzchnie kiedy przelatywalismy nad najwiekszym miastem na zolwiu. Już formuje sklad, który wysle na powierzchnie - powiedział QubiK

*

Był już wieczor. Na malym placyku w Ankh-Morpork stal Poderzne-Sobie-Gardlo-Dibbler, który pod koniec dobrego dnia wciaz probowal cos sprzedac mieszkancom i przyjezdnym w mieście.
- Szczur-na-kiju! Szczur-na-kiju! Bierzcie poki swieze! Bierzcie poki sa martwe! - krzyknal PSG Dibbler do przechodzacej grupy krasnoludow.
- 2 dolce! 2 dolce! No dobra, poderżnę sobie gardło i sprzedam wam za poltora.
Z pobliskiej alejki nagle uslyszal delikatny dzwiek. Cos jakby malutkie, cichutkie dzwoneczki.
Po chwili z alejki wyczlapala karykatura czlowieka. Było to zielonawe, kapalo na zielono z nosa i w ogole. Zostawialo mokre slady na ziemi.
- Ej, ty tu - syknelo do Dibblera
- O prosze klient, co moge panu zaoferowac. Kielbaski z kotla?
Klient widocznie nie był zaciekawiony kielbaskami bo szybkim ruchem zlapal Dibblera za gardlo
- Khssssieghi Mhaghiczne? Ghdzdzye sssa?
- Mmmge obnn...zyc cne. Mze darmwego krrczaka?
- Khssssieghi!
- C ja wjim. M'ze N'widczny 'Niwrstyt.
Potwor podniosl Dibblera za gardlo i rzucil go w jego kociolek z kielbaskami. Ostatnia rzecza, ktora zapamietal PSG był malutki order na brudnym ubraniu. Przedstawial on twarz lysego czlowieka z brodka patrzacego do góry. Napis na orderze zdawal się nie miec sensu. Było napisane cos podobnego do: OPDEP B. LEHNHA. Dlaczego te literki były takie dziwne... Dibbler powoli otworzyl oczy.
- O rany... To dopiero było
Wstal i nagle oniemienial. Otóż zobaczyl swoje cialo lezace na kotle. A jak on jest tu, a jego cialo tam to przeciez...
- HEJ, TU JESTEM
Dibbler odwrocil się i ujrzal ponad dwumetrowy szkielet owity w czarna plachte. Machal on mu dlonia i usmiechal się beztrosko.
- SPOKOJNIE, JESZCZE ZYJESZ. JESTES NIEPRZYTOMNY.
- Wiec co tu robisz?
- BYLA DOSC DUZA SZANSA, ZE MOGLES UDLAWIC SIE I UDUSIC WLASNYMI KIELBASKAMI, ALE WYGLADA NA TO, ZE KTORYS Z BOGOW MA CIE W OPIECE I WYRZUCIL SZOSTKE.
- W takim razie jeszcze bede zyc?
- OCZYWISCIE.
- Aha. Wiec co myslisz o amulecie odpedzajacym źle duchy? A moze potrzebujesz taki, który cie uchroni od pazurow tygrysa?
- O RANY - pomyslal Smierc...

*

Grupa szopek pojawiła się w srodku rynku w Ankh-Morpork. Ludzie i inne takie nie zwrocily szczegolnej uwagi na nagly i niespodziewany efekt transportera. Gdy ma się magow jako sasiadow to się nie takie rzeczy już widzialo. Batek przyjrzal się dokladniej Quentinowi. Był on bardzo blady i miął podkrążone oczy.
- Oj Quentin, Quentin moj Kardachu. Za duzo pijesz, to ci powiem - powiedział Batek
- Ciszej prosze.
Tak właśnie wygladaly pierwsze chwile poznawania nowego swiata... - Cztiery-kodiery wskazuja 0.4 promile stezenia sluzu Glublakowego w powietrzu. To znaczy, ze niedawno był gdzieś tutaj - powiedział Velo Szopki poszly we wskazanym kierunku.
- Biada. Slad się tutaj urywa. Za duzo ludzi przeszlo tutaj w ostatnim czasie. Sluz zostal rozmyty. - jęknął VeyDer, który poczuwszy się lepiej zgodzil się opuscic ambulatorium i wziac udzial w misji.
Szopki stały na jednej z glownych ulic Ankh-Morpork. Nagle Batek zaczal pociagac nosem
- Hola! Czuje piwo. I tyton. Ech, QubiKu. Prosze o zezwolenie do wejscia do tej najblizszej knajpy. Sadze, ze na pewno znajdziemy tam jakis slad dotyczacy Glublaka. - rzekl
- A na jakiej podstawie tak sadzis? - odpowiedzial QubiK
- Noooo... Maja tam piwo... I pewnie laski...
- To powiedz zwykle, ze chcesz się napic. Ech te zwyczaje rekrutowanych zalogantow - westchnal QubiK - No dobra idz. Co za czasy... Pic przed przelozonym...
- Legat, Quentin? Idziecie?
- Jasne - odpowiedzieli.
- A my tymczasem bedziemy patrolowac okolice. Jakby co mamy komunistatory. - rzekl QubiK
Drzwi do mordowni były niezwykle male. Jedynie Quentin nie musial się schylac. W srodku nie było lepiej. Prawde mowiac, to Batek, który był najwyższy, wygladal jak odwrocone L. Mordownia okazala się siejacym postrach barem "Pod rozlatanym bebnem", najgorsza melina w mieście. And for krasnoluds only***** Na drewnianych lawkach siedzialy masy krasnali****** i spiewaly ambitne i pełne bohaterstwa piesni o zlocie.
- Zloto, zloto, zloto, zloto, zloto, zloto, zloto, zloto...
Jak tylko trzy szopki pojawily się w srodku krasnoludy zamilkly i zaczely obserwowac nowo przybylych. Batek, Legat i Quentinek podeszli do trzech wolnych krzeselek. Chociaz jedno było zajete... przez cos co wygladalo jak worek z piaskiem. Batek nic sobie szczegolnego nie myslac zrzucil to cos na podloge. Nagle worek skoczyl na nogi, zaczal wymachiwac kuflem piwa i zlowrogo podnosic gorna warge.
- Uuk! - warknal
Worek z piaskiem okazal się warczacym z niezadowolenia samcem orang-utana.
- To tu tez malpy wpuszczaja? - spytal się Batek.
Najblizsza chwila uplynela w calkowitej ciszy, kiedy wiekszosc krasnoludow dyskretnie się wycofywalo szukajac jakiegos bezpiecznego miejsca. Co niektorzy chowali się pod drewnianymi stolami.
Oberzysta delitkatnie stukajac Batka po plecach powiedział
- To nie jest malpa. On... on bardzo nie lubi jak się go nazywa mapla. On jest naczelnym...
- Uuk - potwierdzil orang-utan, który przypadkowo był tez bibliotekarzem Niewidocznego Uniwersytetu.
Nagle zamachnal się i z calej sily uderzyl Batka w czubek glowy, rozbijajac na nim kufel z piwskiem
- Ozesz ty! - jęknął Batek
- Kolege mi bijesz? - obruszyl się Legat, wyrwal chowajacemu się pod najblizszym stolem krasnoludowi topor i z okrzykiem bojowym - Aaaaaargh!!! - rzucil się na mal... eee naczelnego.
Legat machal toporem w te i wew te, rozlupujac przy okazji kilka stolow i kolumn trzymajacych strop. Bibliotekarz bronil się zaciekle. Jego dlugie ręce dawaly mu lekka przewage. Nagle zlapal Legata za kolnierz i zdarl mu flanelowa koszule.
- Uuk! - orang-utana zatkalo gdy zobaczyl podkoszulke Legata. Na masywnym i muskularnym cielsku Legata ostatnimi silami trzymala się czerwona koszulka z napisem "Jestem komunista" i zoltym sierpem i mlotem. Bibliotekarz zasalutowal i zaczal nucic Miedzynarodowke.
- Ejze, wyglada na to ze mamy tu kryptokomucha - z usmiechem powiedział Quentin
- Napijmy się towarzyszu - zasugerowal Batek
- Uuk uuk - odpowiedzial bibliotekarz co znaczylo mniej wiecej tyle co - Ja stawiam -
Legat popatrzyl się na nowo odkrytego komuniste, usmiechnal się i napinajac miesnie zasalutowal. Atmosfera w mordowni się uspokoila. Znowu na wszystkich spokojnie osiadl wszechobecny dym tytoniowy. Nasze szopki pogadaly sobie wrescie troszke z bibliotekarzem. Okazalo się, ze jest on już od dawna komunista patentowanym a to od czasu, kiedy w swoich zbiorach znalazl slynny manifest Marksa i Engelsa. Orang-utan wzial sobie czerwone idee gleboko do swojego zwierzecego serca i powoli planowal dokonac na dysku rewolucji. Gdy szopki opowiedzialy mu o problemie z Glubim, naczelny chetnie zgodzil się pomoc. I powiedział, ze udostepni komunistom swoje zbiory. Noo... doslownie to powiedział "Uuk", ale tak gestykulowal i akcentowal, ze nie było sposobu by go nie zrozumiec.
- Ja to mysle, ze z rewolucja to trzeba zaczac od tutaj - rzekl Batek
- Ej no! Wy! Krasnale jedne! Czy wy wiecie co to jest rewolucja komunistyczna? - krzyknal w tlum Legat
- Nie - odburknelo kilku krasnali, ktorzy chwilowo nie zlopali piwska
- A znacie chociaz czerwona piosenke? - spytal się tlumu Quentin
- Jak jest o zlocie to znamy
- No to bedzie ona dla was czyms nowym, zanuce wam

Hola, hejze, posluchajcie
Kilka chwil mi prosze dajcie
Posluchajcie piesni mej
Ludu pracy, Ludu, hej
Przybywajcie wszyscy tlumnie
Naszych wrogow zlozcie w trumnie
Koniec wrescie jest z wyzyskiem
Stawmy opor z opon piskiem
Lenin, Mao nas prowadza
Zawsze dobra rade dadza

Krasnale szybko lapaly tak i powoli jeden po drugim zaczynaly spiewac Nagle Quentin wskoczyl na stol******* i krzyknal
- I refren!
Hola, hejze, hejze i ha!
Każdy z nami szanse ma
Badzmy razem, jedni, silni
W swoich czynach nieomylni
Z komunizmem jest wspaniale
Nie ma tu rzadnego ale
Teraz mamy ludzka prace
Koniec z dawaniem na tace
Kiedy lud jest zjednoczony
Nigdy nie bedzie zwyciezony

Zdarzyl się cud! Już w polowie refrenu spiewala cala gospoda. Po zakonczeniu piesnie rozlegly się nawolywania
- Precz z patrycjuszem!
- Socjalizmu!
- Na stos z klingonskimi zaplutymi karlami reakcji!
- Darmowe piwo dla robotnikow!
- Do tego piwa to się dołączam! - krzyknął Batek

*

Po kilku godzinach gadania i chlania Batek i Legat szli z bibliotekarzem w strone Niewidocznego Uniwersytetu.
- Nie powinnismy mu pozwolic tyle pic - rzekl Legat
- E tam, niech pije. W koncu już licealista - odpowiedzial Batek
- Uuk - dodał orang-utan, który właśnie pod pacha trzymal urabanego do nieprzytomnosci Quentina, który cichutko pomrukiwal z wrazenia sniac ot dziwny sen, gdzie pewna dziwna role pelnil wypchany mrowkojad i kilkanascie lekko ubranych młodych kobiet********. W końcu dotarli do biblioteki, wielowymiarowego********* królestwa bibliotekarza. Tu i owdzie stały dowiezione niedawno bananowce. Nagle bibliotekarz krzyknal z przerazenia upuszczajac Quentina, który dalej pomrukiwal.
- Iiik!!! Iiik!! Uuuk!
Wtedy Batek i Legat zobaczyli. W kilku miejscach w regale z ksiazkami o przyzywaniu zlych mocy były puste miejsca. W regal był pokryty zielonym sluzem. Cos ukradlo ksiazki...

*

Tymczasem, wiele mil dalej w górach Ramtop, posrod gestwin w ruinach prastarego miasta gdzie czailo się zlo, cos wyladowalo. W cieniach dal się uslyszec taki dzwiek jakby skrzydła były wciagane do ciala i slad się po nich zasklepial jakas galareta. Z krzakow cos poczlapalo w kierunku ruin swiatyni Mrocznych Bostw i Istot z Podziemnych Wymiarów, zostawiajac slad zielonego sluzu. Nagle piorun uderzyl w dach rozpadajacej się budowli. Nad Taeler-Yin rozpetal się huragan.

Koniec czesci szostej. Pozostaja pytania: Czy na dysku dojdzie do rewolucji socjalistycznej? Czy Glublak bedzie powstrzymany? Jak duzego kaca bedzie miął Quentin? Co dalej z zarzyganymi prysznicami? Czy fiolka romulanskiej flegmy ma dzialanie odurzajace? O tym i innym dowiecie się już z Szop Treka numer VII (jak ten czas szybko leci), a podtytul odcinka bedzie brzmial: Pokolenia ludu pracujacego. O ile wczesniej nie powstanie odcinek numer VIII i IX. Tym czasem autor raczy informowac, ze powoli pomysly zaczynaja się konczyc, dlatego zacheca do napisania kolejnych Waschbaerreisen (niem.). Bierzcie goddammit'H przyklad z Browarka! Koniec i tej malej refleksji odautorskiej. Nastepna refleksja bedzie w kolejnym numerze Astronauty... eee... szop treka :) no VII/VIII/IX/X niepotrzebne skreślić.

Adnotacje:
*Nie wszystkie. Legat i Batek, a szczegolnie to Quentin po ostatniej imprezie (czyt. libacji) spali na konsolach.
** Dwuglowe nie jest niczym nadzwyczajnym.
*** Brudna i gestna. Jak beton. Rzeka Ankh jest jedyna rzeka w multiuniwersum, w ktorej ryby lowi się wycinajac kawalki "wody" pilami, wyciagajac je potem linami na brzeg i rozbijac mlotkami. Przy odrobinie szczescia w zawiesinie znajdzie się jakas zagubiona ryba...
**** To znaczy taki, który nie przespal wykladu.
***** Of course I know, that krasnolud is dwarf.
****** Meskich i zenskich. Obie plcie sa tej samej wysokosci, maja taka sama barwe glosu i obydwie nosza brody. Podczas krasnoludzkich randek trwajacych nawet do dwu tygodni chodzi o to aby za pomoca delikatnych niuansow odkryc jakiej płci jest drugi krasnolud.
******* Quentin jest na tyle maly, ze nie rozbil sobie przy tym glowy.
******** Wcale nie snil o TYM, wizyta na basenie tez moze byc wielka przygoda...
********* Magia zakrzywia przestrzen, dlatego biblioteka bedaca najwiekszym skladowiskiem magii na dysku powoduje efekty o których nie snili bioracy najciezsze srodki abstrakcjonisci.


*

Koniec częsci piątej szop treka. Co stanie się dalej? Czy załodze uda się powstrzymać parszywe plany obcego który przejął Glublaka? I co ma do tego magiczny świat dysku? Ile kropek ma biedronka? Odpowiedzi na te i inne pytania dowiecie się z najbliższych opowiadanek zaczynających się od Szop Treka 6: Nieodkryte krańce reżimu


-THE END-

Oklaski

POWRÓT | SPIS OPOWIADAŃ

stopka.gif 2.8 KB