MosFilm Priedstawlajet Film : Kosmicieski Korjabl - Gieroj USS Dwie_Szopy
Szop Trek Part IV: De wojaż hołm
Autor: Velo
Wszechświat. Ostateczne granica rewolucji... Oto przygody dzielnej załogi komunistycznego statku Uss Dwie Szopy, który dzielnie podążą tam gdzie nie dotarła jeszcze idea socjalizmu. W ostatnim odcinku załoga została schwycona przez parszywego zdrajce, towarzysza Petera. Na wolności pozostali tylko Klingoni. Chodzą plotki, że wielki (dosłownie) Ivan znajduje się na Ziemi. Jak los szopek potoczy się dalej? Rozwiązania tej niesamowitej historii dowiecie się w tym opowiadaniu.
*
Było nieprzyjemnie zimno i wilgotno. Spętane szopki leżąły drżące na podłożu. Co pewien czas ktoś głośno pokasływał. Leżeli tak w całkowitej ciemności już od kilku godzin. Szanse na ratunek stawały się coraz marniejsze. Byli głodni. Nagle ktoś otworzył drzwi. Szopki zmrużyły oczy od jasnego światła. Do sali wszedł element kontrrewolucyjny. Zdrajca...
- Ciągle jeszcze nie macie dosyć - ryknął
Nikt z szopek nie odpowiedział.
- Z dobrej woli dam wam szanse. Pomożecie mi teraz to pozwole wam szybko umrzeć. I nie zostaniecie przerobieni na Gag'H.
Nikt się znowu nie ruszył.
- A wiec to tak? Ja tu staram się zapewnic wam dobre warunki, i w ogóle wykazywałem dobrą wole a wy mi tak odpłacacie. Ja wam jeszcze pokaże. Poznacie jeszcze gniew Petera...
Wyszedł trzaskając drzwiami. I jeszcze raz nikt z szopek nie zareagował. Naprawde czuli, że nic im już nie może pomóc...
*
- I co my teraz zrobimy - jęknął VeyDer - Nigdy ich stamtąd nie wyciągniemy.
Przed chwilą do Yn'Tara dotarła systemem podprzestrzennym wiadomość, że komuniści zostali schwytani.
- Jeszcze nie wszystko stracone - rzekł Yn'Tar - Mam jednego znajomego, który nam pomoże. Nazywa się Zdzisław. Zdzisław K.
*
Pojechali autobusem na południe Warszawy na Mokotów czy inny tam Ursynów. W każdym razie na południe. Wysiedli na zbudowanym przed kontrrewolucją betonowym osiedlu. Tam przed jednym z budynków na starej, obdartej ławce pośród wielu rozbitych butelek siedział ON. Zdzisław K. Urodzony morderca. Pił z butelki jakiegoś sikacza czy też tanie wino. Widząc Yn'Tara wstał, splunął i podszedł.
- Yo - powiedział
Z wyglądu całkiem przypominał szope trzecią, Legata. Prawde mówiąc gdyby Legat był człowiekiem a nie Kardachem to by wyglądał jak Zdzisław.
- Kapcia - odpowiedział zbuntowany Klingon - Moji przyjaciele maja pewien taki problem z władzą. Ich przyjaciele zostali schwytani. W tym momencie są pewnie poddawani torturom. Musimy ich uwolnić
- Gdzie są przetrzymywani? - Głos Zdzisława brzmiał zimno i oschle
- W katakumbach Pałacu imienia Stalina...
*
Weszli do mieszkania Zdzisława. Było tu brudno, nawet bardzo brudno ale atmosfera miała tu jednak swój urok. Na ścianie wisiał starutki sztandar PRL'u. Z wiatraczka Zefir wiał lekki powiew. Zdzisław podszedł do zmodyfikowanego saturatora i wziął łyka czystej.
- Chcecie też po setce? - spytał
Czati i Yn'Tar zgodzili się. Wypili. VeyDer poprosił o soczek. Dostał go.
- Będziecie potrzebowali broni i osłon. Nasza technologia jest może trochę prymitywna lecz skuteczna - powiedział Zdzisław
I zaprowadził Klingonów do zbrojowni. Tam zrobili głupie miny. K. zgromadził przez lata najróżniejszy sprzęt. Miecze, bazooki, miał nawet lufę od czołgu i generator piorunów.
- VeyDer - rzekł Zdzisław - ty jesteś najwyższy. Dlatego dostaniesz Zbroję. Mam tylko jedną taką więc uważaj by jej nie uszkodzić.
- Zbroja? Jaka Zbroja? - zdziwił się VeyDer
Zaczęli go ubierać w Zbroję. Była czarna. Na nią nałożono płaszcz, także czarny. Przyszła i kolej na hełm.
- Fajne caco, co nie? - Mruknął Zdzisław - Przedtem należała do niejakiego Dartha.
- Yyykhhh, duszę się, nie mogę oddychać - dyszał VeyDer - khhhhyy, powietrza.
- Cicho - zganił go Zdzisław - Nie bądź mięczakiem. A teraz dodamy finałowy detal. Weź. Oto baszt'leth świetlny.
- khhyhy. Khhhy. Khhyuuoh, Uuhyyy - VeyDer jakoś próbował oddychać
Yn'Tar nie potrzebował dalszego dozbrojenia. Czati zaś dostał świetlnego baseballa i ubranko ochronne "3 paski". VeyDer nadal był lekko przyduszony. A reszta amatorów broni zaczęła układać plan uwolnienia szopek.
*
W pewnej miejscowości znanej pod nazwą Szczecin. Przez ostatnie kilka dni padało dużo deszczu. W związku z tym oczywiste jest, że było tam wiele kałuż. Nagle cień zasłonił jedną z nich. Grzmiało. W interwałach co pół sekundy. Na kałuży pojawiły się okręgi. Coś ogromnego przetoczyło się obok kałuży. Po kilku minutach jedynym śladem po ogromnym cielsku był oddalający się grzmot oraz ogromny ślad przypominający odcisk po walcu, który prowadził w prostej linii w kierunku Warszawy...
*
- Khhyyy... yyyh - oddech VeyDera był głośny, właśnie skończyli omawiać plan uwolnienia szopek. Wyszli z mieszkania Zdzisława i szli właśnie w kierunku jego samochodu marki Syrenka, kiedy zdarzył się incydent. Otóż Klingonów i Zdzisława zaczepił jakiś menel. Był młody, krótko ostrzyżony, miał czapkę z daszkiem założoną nie tak jak trzeba, obrzydliwe spodnie z krokiem w kolanach, do tego prowokacyjnie trzymał ręce w kieszeniach. Na pierwszy rzut oka widać było, że to zapluty karzeł reakcji. Uśmiechał się głupio. Był to jeden z takich uśmiechów, który świadczył o tym że jego właściciel coś knuje. "To jakaś prowokacja" pomyślały szopki, "na pewno polityczna".
- Maćta pożyczyć fajka - splunął
- A wiesz, że to nieładnie jest palić w takim młodym wieku - rzekł Zdzisław
- W komunizmie nikt by na taki wygląd nie pozwolił - dodał Czati
- Khhyyyh Hyyy - skomentował VeyDer
Yn'Tar był zbyt wstrząśnięty by coś powiedzieć.
- A co to ten kłymynizm Pewnie jakieś stowarzyszenie młoralnich jęczących bab...
Kompani Zdzisława i sam Zdzisław popatrzyli na siebie. Porozumiewawczo skinęli głowami. Pierwszy świetlnego baseballa wyciągnął Czati. Szybko dorównała mu reszta.
- Bij zabij kapciaaa!!! - Krzyknęli razem.
No i zaczęli bić... Tak! To jest ta scena batalistyczna której tak oczekiwaliście.
- Po oczach go! Po oczach! Za taką zniewagę systemu! Krwi! - Słychać było trzask łamanych kości. Kara była odpowiednia...
Kompania odeszła od mokrej plamy krwi, wsiadła do Syrenki Zdzisława i odjechała pod Pałac Kultury i Nauki.
*
Było nadal duszno. Któraś szopka co chwilę pokasływała. Drzwi się otworzyły. Wszedł zdrajca w akompaniomęcie dwóch rosłych Klingonów. Wskazał palcem na QubiKa. Jeden Klingon wziął go za kark i wyprowadził. Wychodząć Peter zaśmiał się jka słynny doktor Chaotica.
Po kilku godzinach QubiK został wrzucony do sali. NIe poruszał się, ale szopki pochylając się nad nim, stwierdziły że jeszcze oddycha. Ktoś zaczął cicho mówić
- Oni. Oni van-Klingoni. Pomóżcie nam. Jesteście naszą ostatnią nadzieją...
*
Bojowa kompania wysiadła przed Pałacem Kultury i Nauki.
- VeyDer, ty zajmiesz się pierwszym starżnikiem - powiedział Yn'Tar - Ta Zbroja daje ci Moc. Użyj jej. Użyj mocy.
- Czego? KhhYyyh.
- Używasz jej zawsze, gdy brakuje papieru toaletowego...
- Aha. Yyykh.
VeyDer skinął głową, oddalił się od bojowników i podszedł do pierwszego lepszego strażnika
- Zaufaj instynktom - zdala krzyknął Zdzisław
- W czym mogę pomóc? - Spytał strażnik patrząc na ciemne przebranie Dartha VeyDera.
Klingon zaufał instynktom. I wyskoczył z najlepszym możliwym tekstem.
- Pan tu nie stał.
- Co kuchnia???
- Powtarzam, pan tu nie stał - głos VeyDera nie brzmiał jednak już tak pewnie
- Panie wie pan co. Niech pan sobie wsiądzie w autobus 115, pojedzie Nowym Światem pod Zamek Królewski i powie temu na kolumnie "Pan tu nie stał".
- Eee... - VeyDer był już całkiem zmieszany.
W końcu Klingon włączył baszt'leth świetlny i zaatakował strażnika. Zdzisław i reszta od razu zrozumieli sygnał i krzykiem "Kapciaaa!!!" rzucili się do walki. Najbliższe minuty obfitowały w takie sceny jak to Klingoni gonili strażników, strażnicy gonili VeyDera, wiele oddanych strzałów, łamania karków przez Zdzisława i inne obrazy wypełnione po brzegi brutalnością. W końcu dotarli aż do lochów. Czati wyważył drzwi. W środku bojownicy znaleźli szopki zmarźnięte i pólprzytomne. Właśnie zdejmowali im więzy kiedy za sobą usłyszeli głos
- Hieh, hieh. Nie uciekniecie mi.
Odwrócili się. Zobaczyli zdrajcę, który trzymał dwa włączone na maksimum miecze świetlne.
- Poddajcie się - ryknął Peter
- Nigdy - odrzyknęły szopki
- Hieh, hieh - zaśmiał się Peter i rzucił się z mieczami na Czatiego i Dartha VeyDera, którzy zaczęli zaciekle się bronić. Broń iskrzyła się. Nastąpiła kilkunastosekundowa wymiana.
- Zdejmij ten hełm, jak jesteś taki odważny - zagrzmiał na VeyDera Peter
- Nie mogę, zaklinował się - ze smutkiem odpowiedział Klingon
Nadal trwała wymiana ciosów. Nagle wszyscy usłyszeli dziwne grzmoty. Jedna ze ścian się zawaliła i w niej stanął ON.
- Ivan?! - krzyknęły szopki.
- To ty ich tutaj uwięziłeś, zdrajco z planety Olsztyn? - Retorycznie spytał Ivan
- Tak, i ciebię też załatwie - lecz głos Petera nie był już taki pewny
- Wiesz co? Masz przetoczone! - Ryknął na Petera Szopus Nagus.
Nagle Ferengi wypiął się skoczył prosto w kierunku zdrajcy. Impetem wytrącił mu miecze świetlne i przygniótł go do ziemi. Zaczął się po nim walcować. Okropny widok. I jeszcze okropniejszy dźwięk.
- Nieee!!! - Przytłumionym głosem krzyczał Peter.
Umilkł po chwili. Ferek wstał. Peter został wprasowany równiótko w podłogę.
- Co ty tutaj robisz? - spytał Nagusa osłabiony QubiK.
- Zauważyliśmy negatywny przepływ plasmy w kontinuum czasoprzestrzennym. Miyoun mnie przysłał bo nasze analizy wkazywały, że byście sobie nie poradzili.
- Ja bym pokonał Petera jednym palcem - oburzył się Darth Vader
- No cóż, nigdy już tego nie sprawdzimy - powiedział Ferek - No dobra. Choćmy do mojego statku. Mam tam maszynę czasu. Ma ktoś jeszcze coś do powiedzenia?
- W końcu tu jesteśmy wszyscy. - rzekł Glublak - Przyznać się... Kto obrzygał prysznice???!!!
*
Byli już znowu w drodze do czasoprzestrzeni Federacji Socjalistycznych Planet.
- Ale jest jedna rzecz, nad którą się zastanawiam - rzekł QubiK do Ferka
- Tak?
- Otóż na Ziemi linia czasu została zakłucona. Skąd wiemy, że po powrocie wszystko wróci do normy?
- Wiadomo to z teorii filozoficznej wielkiego mędrca socjalizmu, Smartusa. Otóż jak on stwierdził, zacytuje w oryginale "Well, things just happen, what the hell..." Terror Petera już długo na Ziemi nie przetrwa. Dojdzie do kolejnej rewolucji. O właśnie dolecieliśmy. Wiesz co QubiK, muszę ci coś pokazać. Popatrz przez okno.
QubiK wyjrzał i jego oczom ukazał się statek. Był to USS_Dwie_Szopy_A. Następca znieszczonej przez Petera jednostki.
*
Nowiutki USS_Dwie_Szopy_A leciał śmiało tam, gdzie nie dotarła jeszcze rewolucja. A zostawiał za sobą dwa ślady. Jednym była wszechobecna sygnatura Warp. A drugą zostawiały dzielne szopki, które po ostatniej libacji wychylone przez okna pawiły w przestrzeń kosmiczną...
-THE END-
|