MZGK Loveshchan
Epizod 4: Z lustra powstałeś...
Autor: King of Borg
Gwoli przypomnienia tego, co już się stało:
Nowy okręt Gwiezdnej Floty, MZGK Loveshchan wyrusza w swój pierwszy lot po opuszczeniu doków "Utopiona Planeta"
CMO Loveshchana zostaje zmuszona dokonać interwencji medycznej po zatrudnieniu w kuchni obcego Talaxianina
Kapitan Mi-Lexx, ujrzawszy swą załogę natychmiast zażądał urlopu, po czym udał się na Risę. W drodze zatrzymuje go drobny incydent z buntowniczym okrętem Federacji Roztrzęsionych Planet, USS Voyagerem, zakończony jego zniszczeniem.
Dowodzący w zastępstwie kapitana, komandor Czepialski, ma drobne kłopoty z obwodami zasilania okrętu. Z opresji ratuje go Ambasador Kontinułum Ku, po czym przenosi w sam środek nowego programu holograficznego. Próba jego wyłączenia owocuje zniknięciem samego komandora, jak i grupy przebywających na Loveshchanie Ambasadorów.
Część I
Dziennik kapitański, data gwiezdna 1100100110101, wpisu dokonuje kapitan Mi-Lexx. Powróciwszy z Risy zastałem mój obleśny okręt w całkowitej rozsypce. Systemy podtrzymywania życia kompletnie nieaktywne, połowa załogi rozmazana na ścianach, oficer Taktyczny gdzieś się szlaja, a CMO połowę załogi przerobiła na frutki. Do tego Mechanik jest ciągle nieuchwytny (pewnie znowu się schował gdzieś w ładowni), a Ambasadorowie i Pierwszy Oficer zniknęli w tajemniczych okolicznościach (choć zniknięcie Czepialskiego aż tak mnie nie martwi, hłe hłe). Przejmuję na nowo dowodzenie, zamierzając zaprowadzić porządek w tym chaosie. Koniec zapisu.
[Mostek MZGK Loveshchan]
Kapitan Mi-Lexx (stanowczo):
- Dobra, panienki! Do roboty! Trzeba doprowadzić tego złoma do stanu względnej używalności. Wszyscy przytomni: łapać za miotły! Wszyscy nieprzytomni: stać się przytomni!
Doradca (dumnie wypinając dekolt):
- Kapitanie, wyczuwam, że pańska wypowiedź była absolutnie niegramatyczna.
Kapitan (sztucznie się uśmiechając):
- Doradco, wyczuwam, że twój zadek za chwilę zostanie skopany.
Doradca (zdziwiony):
- Niemożliwe. Nie wyczułem niczego ta.. [w tym momencie doradca wylatuje przez drzwi turbowindy po siarczystym kopniaku]
Komputer (bez śmiesznego komentarza):
- Prom "Łupucupu" prosi o zezwolenie na lądowanie w ładowni drugiej.
Kapitan (włączając osłony):
- A takiego wała! Niech gdzie indziej sobie lądują.
[Potężna eksplozja wstrząsa Loveshchanem, kiedy prom rozbija się na osłonach. Szczątki rozbryzgują się na wszystkie strony]
Kapitan (zadowolony):
- Nie ma to jak zapach palonego promu o poranku...
[Jego rozmyślania przerywa ciche pukanie, dochodzące z drugiej strony głównego ekranu]
Kapitan (okazujący początkowe oznaki rozstroju nerwowego):
- Co znowu, do kroćset!
Komputer (rzetelnie):
- Wykrywam obecność żywej istoty na zewnątrz okrętu.
Kapitan (z angielska):
- Onskrin!
[Oczom Mi-Lexxa ukazuje się morze gwiazd, niestety całkowicie zakryte przez przylepionego do szyby Oficera Taktycznego, Pirata Czarusia]
Czaruś (dusząc się):
- Kapitanie! Szybko! Hyyy... Heepp.. niech pan otworzy! Huuyyyy.... Kończy mi się powietrze! Yhhhh....
Kapitan (z politowaniem):
- Ty marny fizyku, w próżni nie ma powietrza...
Czaruś (przerażony):
- O kurza twarz! Ratunku!
[Kapitan kręcąc głową przekręca jedną z gałek na pulpicie. Szyba głównego ekranu odsuwa się, po czym Czaruś wpada do środka. Następnie ekran wraca na swoje miejsce]
Czaruś (uradowany, całując kapitana po butach):
- Dziękuję, dziękuję, dziekuję!!!!!
Kapitan (zdegustowany, wycierając obślinione buty):
- Nie rozklejaj mi się tu! Jak ty zostałeś oficerem w tak młodym wieku?!
Czaruś (słodko):
- Po prostu wszystkich oczarowałem.
Kapitan (krzywiąc się):
- Nie cierpię lizusów... Dobra, koniec tych gadek. Trzeba coś zrobić z tym systemem, nic tu nie działa.
Czaruś (tryumfalnie):
- Dzięki moim rozległym kontaktom wśród piratów zdobyłem najnowszy crack do systemu LCARS - teraz możemy korzystać z wszystkich funkcji!
Kapitan (z pianą na ustach):
- To na co czekasz, ty bubku cukrowy! Działaj!
[Czaruś szybko instaluje co gdzie trzeba]
Czaruś (zadowolony):
- No! Teraz wszystko okiej. Dostanę awans?
Kapitan (pefidnie):
- Ależ oczywiście... awans wsteczny! Degraduję cię! Od teraz jesteś załogantem! [odchodzi, mrucząc pod nosem]
Czaruś (do siebie):
- W mordę jeża... Lepiej, żeby reszta szybko wróciła, bo skończę jak Rajker...
[Tymczasem kapitan w swojej kwaterze ciężko odetchnął, siadając na kanapie, która niebezpiecznie zatrzeszczała pod jego ciężarem]
Mi-Lexx (załamany):
- Cóżem uczynił, że mnie to spotyka? Najgorszy okręt we Flocie, najbardziej leniwa załoga i...
[Kapitan przerwał, zauważając podejrzanie wyglądającą paczkę na środku pokoju. Jej opakowanie było jaskrawo żółto-czerwone, a nalepka na środku głosiła dumnie "Bąba"]
Kapitan (podejrzliwie):
- Hmm... ciekawe, co to jest... pójdę i spytam doradcy.
[Tuż po wyjściu kapitana paczka wybucha, zmieniając jego kwaterę coś przypominającego legowisko hyboriańskiej małpy częstotliwej]
Kapitan (zniecierpliwiony do granic rzeczywistości):
- Ochrooooooonaaaaaaaa! Dorwać mi tu tych Wichrzycieliiiiii!!!!!
[Zdruzgotany siada na podłodze i wtedy zauważa na ścianie niewielkie lustro]
Kapitan (wystraszony):
- O matko! Ale paskudny malunek... Zaraz go rozwalę! Chociaż tyle zrobię dla tego okrętu.
[Mi-Lexx spokojnie podszedł do wiszącego na ścianie lusterka. Powoli uniósł swe silne, umięśnione ramię i z siłą wodospadu uderzył na oślep. Jak to zwykle bywa, jego zamiary się nie powiodły i ręka zagłębiła się w lustrze niczym w zjełczałym masełku]
Kapitan (poważnie wątpiący w swoje zdolności):
- Doradca!
Doradca (wciąż kulejąc po ostatnim ataku kapitana, więc raczej ostrożnie i nieśmiale):
- S.ss..słucham?
Mi-Lexx (pytająco):
- Co to jest?
Doradca (objaśniająco):
- To jest przejście do świata lustrzanego gdzie wszystko jest inaczej niż w naszym ale zwykle są z tego kłopoty i potem dwadzieścia kolejnych lustrzanych odcinków i w ogóle ja się już bardzo spieszę bo mnie bardzo boli pewna część ciała i swędzi mnie dekolt i już nie mogę oddy.. [Pada z wycieńczenia]
Kapitan (rozradowany):
- Inaczej niż u nas! Chwała! Nareszcie się stąd wyrwę! Czaruś: do mnie!
Czaruś (zdyszany):
- Jezdem! Co ma być?
Kapitan (pokazując na lustro):
- Zrywamy się stąd. Mam dość tego statku frajerów i załogi, której nigdy nie ma. Weź tylko jakiegoś chorążego, trzeba będzie puścić go przodem na wypadek ataku.
Czaruś (łapiąc za kołnierz przechodzącego korytarzem Klingona):
- Ty, pomarszczony! Jak się nazywasz?
Pomarszczony (szczerząc krzywe zęby):
- Jestem chorąży Ugotaj i nie lubię, jak mnie ktoś trzyma za kołnierz!
Czaruś (szczerząc dziąsła):
- A ja jestem Czaruś i zabieram cię ze sobą.
[Cała trójka wskoczyła w lustro, oczekując miłej atmosfery i dobrej zabawy, gdy tymczasem do okrętu zaczął zbliżać się potężny, gigantyczny, przeogromny, olbrzymi i w ogóle duży pojazd. Był wielki niczym... niestety nie zmieścił się w kadrze, więc nie możemy go dokładniej opisać. Co by nie było, pojazd ten podleciał do Loveshchana, dokonał skanu firblywhmusyrkonuqeselowiego i po stwierdzeniu nieobecności poszukiwanego podmiotu wysunął ze swojej ładowni wielkie lustro, przez które za chwilę przeniknął]
Czy im się uda? Czy czeka ich lepszy świat? Czy wielki statek stanowi jakieś zagrożenie? Czy ktoś to rozumie? Czy nie za dużo tych pytań ogólnych? Czy ktoś mnie tu jeszcze słucha? Dowiecie się z drugiej, ekscytującej części czwartego epizodu serii "Star Trek: Loveshchan"!!!!
Część II
W poprzednim odcinku...
Po powrocie z Risy kapitan Mi-Lexx zastał swój obleśny okręt w całkowitej rozsypce. Po przelaniu swego złego humoru na resztę załogi przy pomocy kilku kopniaków i zdegradowaniu paru nadgorliwców odkrył przejście do świata lustrzanego. Uradowany tym faktem czym prędzej się tam wybrał (zabierając ze sobą Oficera Taktycznego, Pirata 'Timka' Czarusia i Chorążego 'Bezimiennego' Ugotaja.
Dziennik kapitański, data gwiezdna znowu-nie-pamiętam-koma-shit. Od pół godziny spadam w jakiejś kolorowej mazi, która konsystencją przypomina mi wczorajszy deser (błeh!), a kolorem przedwoczorajszy podwieczorek (chyba mi zaszkodził..). Zastanawiają mnie trzy rzeczy: jak długo będziemy przenosić się do tego lustrzanego świata, dlaczego prasa to tacy idioci i w jaki sposób robię wpis do dziennika w przejściu międzywymiarowym... Koniec zapisu.
[W ciemnym, zawilgoconym korytarzu pojawił się duży, kolorowy i galaretowaty bąbel. Po krótkiej chwili (podczas której wisiał bezczynnie w powietrzu) pękł, wyrzucając na podłogę jednego zdezorientowanego betazoido-człowieka, jednego skonsternowanego człowieko-Klingona i jednego ogłupionego Klingona]
Kapitan Mi-Lexx (zdezorientowany):
- Czaruś! Gdzie my jesteśmy?!
Czaruś (skonsternowany):
- Tam do licha, jestem oficerem taktycznym, a nie kartografem!
Ugotaj (ogłupiony):
- Jak dla mnie mugłbyś być nawet tranzwestytom, ale i tak jesteś tylko jeden wielki qoHmeyS'gHaq!
Czaruś (podładowany):
- Gadaj po ludzku, ty psi pomiocie!!!
Ugotaj (szczerząc zęby):
- Pszynajmniej nie jestem takim rombanym hybrydem, ja ty!
Czaruś (z wrednym uśmieszkiem):
- Nie dość że idiota, to jeszcze dysortgrafik i dyslektyk...
Keptyn (tylko odrobinkę zniecierpliwiony):
- Zamknąć jadaczki! Jesteście nieskoordynowaną bandą imperialistycznych, homoseksualnych i kapitalistycznych !!!
Czaruś & Ugotaj (chórkiem):
- No no! Tylko nie bandą!
Kapitan (opanowawszy się z lekka):
- Dobra! Niech ktoś łaskawie ustali naszą pozycję.
Czaruś (intelektualnie):
- To mi wygląda na tunel Dżewrisa.
Ugotaj (dodając):
- Zdecydowanie jesteśmy wciaż na Loveshchanie.
Mi-Lexx (załamany):
- No jasny banan, a już miałem nadzieję...
Czaruś (wtrącając):
- Pragnę zauważyć, że ten tunel różni się nieco od tych nam zwykle znanych. Zamiast podłogi posiada zestaw schodów.
Ugotaj (dopowiadając):
- Do tego dość niskich schodów.
Czaruś (kontynuując):
- Schodów z bardzo niskimi poręczami.
Ugotaj (kończąc):
- I to bardzo długich schodów...
Mi-lexx (zaniepokojony):
- Sorki że się wtrącam, ale co to za światełko zbliża się tam na końcu tunelu?
Czaruś (poddenerwowany):
- Nie wiem, ale w filmach takie sytuacje zwykle nieciekawie się kończą... Taki schody podobno nazywają się tory.
Ugotaj (wyjmując Dekoder):
- To chyba prom Intercity...
Czaruś (wytężając wzrok):
- Czy to przypadkiem nie SzyrMaf go prowadzi?
Mi-Lexx (wykonując szybkie obliczenia):
- Coś mi się zdaje, że on jedzie z warp 200 na godzinę albo i szybciej...
Ugotaj (wytężając płuca):
- SzyrMaf! Stój!!!
SzyrMaf (szczerząc zęby):
- Nie!
Czaruś (zdziwiony):
- Czemu?
SzyrMaf (inteligentnie):
- Bo nie!
[Kapitan i Taktyczny zajmują wdzięczne pozycje, niemal przyklejając się do ścian. Ugotaj odkrywa, że niestety w tunelu nie ma trzeciej ściany, więc za bardzo nie ma się gdzie przykleić, toteż kładzie się krzyżem na torach]
Ugotaj (wyniośle):
- Dzisiaj jest dobry dzień na striptease, ale skoro to już koniec...
[Tragicznie i honorowo Ugotaj ginie pod gondolami pędzącego promu. Jego resztki wesoło rozbryzgują się na boki, paćkając kapitana i Taktycznego od stóp do głów. Prom się oddala]
Kapitan (z obrzydzeniem):
- Powinno mi być go szkoda, ale upaskudził mi mój najlepszy mundur, więc proszę Wielkiego Stwórcę żeby trafił tam gdzie Wesley.
Czaruś (zauważając):
- Kapitanie, ma pan coś koło ust.
Mi-Lexx (sprawdzając):
- Co? A nie, to tylko oko Ugotaja. [strzepuje je na podłogę] Oł-ki! Ten chorąży (zaraz, jak on miał na imię?) nie żyje, więc czas najwyższy stąd spadać.
[Czaruś wyjmuje z kieszeni rozkładany palnik acetylenowy ACME i wypala w ścianie dziurę wielkości trzech kapitanów]
Kapitan (pytająco):
- Mogłeś to zrobić cały czas?
Czaruś (odpowiadająco):
- Tak, ale przedłużam odcinek, żeby wyciągnąć więcej kasy od producentów.
Kapitan (stwierdzająco):
- Wiesz, ty chyba za dużo czasu spędzałeś z tym Ambasadorem Ferengi...
Czaruś (wymijająco):
- No wie pan, ja nic, ja tylko tak go odwiedzałem...
[Obaj wychodzą przez dziurę, by znaleźć się w samym centrum bitwy pomiędzy niby-ludźmi, a niby-Kardasjanami]
Mi-Lexx (zdziwiony):
- Co tu się dzieje, kurde bele?
Bezimienny niby-człowiek (odcinając pejczem łeb pobliskiego niby-Kardasjanina):
- My, Tteerraanniiee walczymy z tymi wrednymi Kardassawkami!
Bezimienny Kardassawek (odcinając łeb poprzedniego rozmówcy kawałkiem szkła):
- Błąd! Wy, Tteerraanniiee przegrywacie z tymi wrednymi Kardassawkami!
Czaruś (dedukując):
- Coś mi mówi, że nie jesteśmy już w Kansas...
[Bitwa toczyła się dalej, według starego jak świat schematu walki "Ty-odcinasz-głowę-mi-a-ja-tobie-też". Po około piętnastu minutach w pomieszczeniu pozostają kapitan, Taktyczny, sterta ciał bez głów i sterta głów bez ciał]
Mi-Lexx (który zaczyna wątpić, czy tu rzeczywiście jest tak świetnie):
- Zaczynam wątpić, czy tu rzeczywiście jest tak świetnie...
[Wtem drzwi od sali otwierają się i do środka wbiega grupa uzbrojonych Kardassawek oraz banda niby-Klingonów w strojach do piłki nożnej]
Dowódca niby-Klingonów (wściekle):
- Spójrzcie! Te tteerrańńsskkiiee psy zabiły nasz cały oddział!
Czaruś (odważnie):
- A ty niby kto jesteś, marna podróbko Klingona?!
Niby-Klingon (dumnie):
- Jestem Kuchless, rejent Imperium Klinsmannskiego - a to moi Klinsmanni!
[Klinsmanni wesoło szczerzą zęby]
Mi-Lexx (do Czarusia):
- Te, to chyba jest odpowiednik naszego Kothlessia...
Dowódca Kardassawek (wniebogłosy):
- Cicho być! Od teraz jesteście więźniami Sojuszu! Macie prawo zachować milczenie, cokolwiek powiecie będzie użyte w książce z najgłupszymi dowcipami roku. Macie prawo do własnego adwokata, ale i tak go zabijemy - he he. Jeśli zabijemy waszego adwokata, macie prawo błagać o litość, ale i tak was zabijemy - he he. Jeśli was zabijemy, macie prawo do własnego grobu, ale i tak każdy na niego naleje - he he. Czy rozumiecie swoje prawa?
Czaruś (zakręcony):
- A co z prawem zachowania energii?
Dowódca Kardassawek (jeszcze głośniej):
- Nie ma takiego prawa! Czy myślisz, że na w świecie, w którym można teleportować ludzi jednym guziczkiem i robić żarcie z powietrza ktoś przejmuje się fizyką?
Mi-Lexx (cicho):
- Powiedz to lepiej Welogchajnowi...
Czaruś (tak przy okazji):
- Tak przy okazji to z kim mamy nieprzyjemność?
Dowódca Kardassawek (stając na baczność):
- Nazywam się Dżek Kołodko i jestem liderem Unji Kardassawskiej - a to moje Kardassawki!
[Kardassawki wesoło szczerzą zęby]
Kapitan (krzywiąc się):
- O Stwórco, czy oni tu wszyscy tacy pompatyczni... To chyba odpowiednik Ambasadora Kardasji.
[Po krótkiej szamotaninie kapitan i Taktyczny zostają zakuci w kajdany i zabrani długim korytarzem. Po drodze widzą masy pracujących Tteerraann, w których rozpoznają załogę zza drugiej strony lustra. W końcu docierają do czegoś, co zwykle jest mostkiem, tutaj jednak przypominało dom rozpusty. Wszyscy obecni mężczyzni odwracają się, a na ich widok nieprzyjemnie się uśmiechają]
Mi-Lexx (religijnie):
- O Stwórco, co oni zrobili z moim mostkiem...
[Wśród nagich ciał pochłoniętych nieskrępowanymi, wyuzdanymi igraszkami Taktyczny wypatrzył kogoś, kto do złudzenia przypomina loveshchanową pani doktor]
Czaruś (rozpaczliwie):
- CMO! Ratuj nas! Nie pozwól nas zgwałcić!
niby-CMO (odwracając się):
- A co w tym złego, jeśli można wiedzieć?
[W tej chwili Czaruś i kapitan zauważają, że niby-CMO ubrana jest w bardzo obcisły, uwydatniający wszystkie wypukłości ciała skórzany skafanderek, a do tego zajęta jest okładaniem stojącego nieopodal Tteerraanniinnaa pejczem]
Kapitan (do Czarusia):
- Ty wiesz, to chyba nie całkiem jest taka sama CMO, jak nasza...
Stojący-nieopodal-Tteerraanniinn (kwicząc):
- Ratujcie mnie, proszę... Jestem Kaze-jete, kiedyś tu rządziłem...
Czaruś (trochę pocieszony):
- Widzę że tu też Doradcy nie jest najlepiej, hihihihi!
[niby-CMO zniecierpliwiona trzaska pejczem, owijając go wokół szyi kapitana, po czym przyciąga go do siebie]
Niby-CMO (miło się uśmiechając):
- Witam, pięknisiu. Będziesz smacznym kąskiem dla mojej koleżanki, Grilla, Reaji Kchommm. Reaju, spójrz!
Reaja Kchommm (wyskakując zza kotary, skąd dobywały się podejrzane jęki i postękiwania):
- Nowy towarek? Mój symbiont już się cieszy! [Wyjmuje z kieszeni (choć nie wiadomo, gdzie w kostiumie składającym się tylko z przepaski biodrowej są kieszenie) mały, poręczny wibr{cenzura}]
niby-CMO (seksownie):
- Moi drodzy... to będzie wspaniała zabawa!
Czaruś (przerażony):
- Ty nie jesteś CMO!
niby-CMO (wyjaśniająco, ale wciąż seksownie):
- Oczywiście, mój drogi. Jestem Dórotka, Interesantka stacji kosmicznej Wół-Szcza.
Mi-Lexx (zaciekawiony):
- Eeee... stacji?
Interesantka (miło - i jak zwykle seksownie):
- Oczywiście! A w drodze jest już nasz najnowszy okręt, MZGK Dip Slip Nein. Na jego pokładzie przybędzie grupa tańca egzotycznego, złożona z Ferenogów i Bulionów. To będzie zabawa!
Czaruś (załamany):
- Nie wiem czemu, ale mam takie głupie wrażenie że będziemy żałować tego przejścia przez lustro...
[Kiedy tak wszyscy stali, wyczekując ściemnienia ekranu i przerwy na kawę, gdzieś w głębi kosmosu znikąd pojawiło się olbrzymie lustro. Powoli, majestatycznie wyłonił się z niego wielki, potężny, gigantyczny, przeogromny, olbrzymi i w ogóle duży pojazd. Przeskanowawszy przestrzeń odkrył, że podmiotu nie ma w pobliżu, ale gdzieś daleko wykrył stację kosmiczną, toteż niezwłocznie udał się w jej kierunku. Tam na pewno znajdzie podmiot]
[Natomiast całkiem niedaleko stacji z warp wyszedł zdezelowany, sklecony z byle czego frachtowiec, MZGK Sqnks]
[Pokład MZGK Sqnks]
Anonimowy Ferenoga (odwracając się w kierunku stanowiska strzelniczego):
- Te, co tam sie dzieje? Masz coś?
Anonimowa Klinsmannka (odwracając się w kierunku stanowiska pilota):
- Jakaś stacja kosmiczna. Myślisz, że tam będą, Halla-mon, głupi trollu?
Halla-mon (poniekąd odpowiednik Ambasadora Ferengi):
- Spokojnie, Kfellis, mój kwiatuszku. Na pewno ich tam znajdziemy.
[Kfellis wyskakuje trzy metry w górę i odcina Halla-monowi jedno ucho. Ferenoga zaczyna kwiczeć z bólu]
Kfellis (z pianą na ustach):
- Jeszcze raz mnie tak nazwiesz, to stracisz drugie ucho i parę innych odstających części ciała - i nie mówię o kończynach ani nosie...
Halla-mon (gorączkowo odsuwając się na bezpieczną odległość):
- Oczywiście, mój kw.. znaczy proszę pani!
[Wciska kilkanaście guziczków. Coś bipczy, coś skwierczy, coś iskrzy, coś wybucha i "Sqnks" odlatuje w kierunku stacji na pełnej dopingowej]
Czy wiadomo, o co w tym wszystkim chodzi? Gdzie podział się ten wyczekiwany lepszy świat? Czy ktoś uratuje kapitana i Taktycznego przed nadpobudliwą Interesantką? Czego szuka ten wielki statek? Co do tego wszystkiego ma jakiś gruchotowaty frachtowiec? Czy ta opowieść będzie miała coś wspólnego z poprzednimi epizodami? (bo na razie nie ma...). Dowiesz się z emocjonującej trzeciej częsci czwartego epizodu serii "Star Trek: Loveshchan"!!!
Część III
W poprzednich odcinkach...
Po powrocie z Risy kapitan Mi-Lexx zastał swój obleśny okręt w całkowitej rozsypce. Po przelaniu swego złego humoru na resztę załogi przy pomocy kilku kopniaków i zdegradowaniu paru nadgorliwców odkrył przejście do świata lustrzanego. Uradowany tym faktem czym prędzej się tam wybrał (zabierając ze sobą Oficera Taktycznego, Pirata 'Timka' Czarusia i Chorążego 'Bezimiennego' Ugotaja.
Po przejściu przez lustro Mi-Lexx, Czaruś i Ugotaj od razu napotykają na spore problemy, owocujące śmiercią Chorążego i uwięzieniem w niesamowicie sprośnym kompleksie sado/maso na pokładzie stacji Wół-Szcza.
"Dziennik kapitański, data gwiezdna taka sama jak w sto dwudziestym siódmym odcinku dziesiątej serii "Marii Cosanostry". Jest źle. Bardzo. Świat lustrzany nie jest ani lepszy, ani fajny. Czaruś nie jest ani mądry, ani głupi. Interesantka nie jest ani hetero, ani homo. Ja nie jestem ani szczęśliwy, ani zadowolony z faktu, iż ten autor-idiota ciągnie ten epizod czwarty przez trzecią część. TY TAM! IDIOTO! SKOŃCZ WRESZCIE, ALBO.. {wulg.} {piii} {censored}. Koniec zapisu."
[Jest ciemno, wilgotnie, brudno i w ogóle całe pomieszczenie strasznie śmierdzi. kapitan Mi-Lexx spoczywa na twardej pryczy, jeśli wąski, kamienny murek można nazwać pryczą. W tym momencie Czarusiowi zrobiło się strasznie zimno, więc postanowił się ogrzać kładąc się obok kapitana. Murek jest bardzo wąski, toteż obaj lądują na ziemi]
Kapitan (na wpół przebudzony):
- Proszę, nie, tylko nie ogórkiem...
Czaruś (zmykając w kąt celi):
- Ups! Lepiej się schowam, jak oprzytomnieje to mnie chyba wykastruje.
Kappo (przez zęby):
- Nie wykastruję, bo nie ma już czego kastrować - zapomniałeś wczorajsze zabawy Reaji Kchommm?
Czaruś (na wspomnienie zabaw Grilla):
- Buuu... nie będę miał dzieci...
Kapitan (zadowolony):
- Może to i dobrze.. Po co komu banda małych kretyńskich hybryd. Mam jedną na pokładzie i to mi wystarczy.
Czaruś (do siebie):
- I kto to mówi, Betazoid od siedmiu boleści...
Mi-Lexx (wpieniony):
- Ty idioto! Zapomniałeś, że ja czytam w myślach.. a masz pod żebra!
[Kapitan długo i namiętnie kopie Taktycznego, systematycznie wbijając go w ścianę. Gdy Czaruś w dziewięćdziesięciu procentach zintegrował się z murem, drzwi otworzyły się i do celi dumnie wkroczył rejent Kuchless, prowadząc na łańcuchu niezadowolonego Kardassawka]
Kuchless (wyniośle):
- Ha! Oto, jak te tteerraańńsskkiiee psy szanują się nawzajem! Walczą między sobą.. i to ma być honor?!
Niezadowolony Kardassawek (z sarkazmem):
- I kto tu mówi o honorze - Klinsmann, który atakuje tylko jeśli ma przewagę dziesięć do jednego..
Kuchless (kopiąc Kardassawka):
- Zamknij paszczę! Nie masz prawa głosu, odkąd przez twoje "genialne" poprawki do naszego rdzenia napędu stracilismy dwadzieścia Tchórzliwych Ptaków!
Kardassawek (oburzony):
- Nie moja wina! Ja zawsze twierdziłem, że antymateria lepiej zasili okręt, niż jakiś tam węgiel...
Kuchless (do więźniów):
- Widzicie, pracuj tu z takim... Dziesiątki razy tłumaczyliśmy baranowi, że reakcja materii z antymaterią spowoduje anihilację... Ale pan Główny Inżynier Wichajster zawsze wie lepiej, prawda?! [znów kopie Kardassawka]
Wichajster (cichutko):
- Wolałem Interesantkę, ją mogłem przynajmniej zadowolić..
.
Kuchless (uśmiechnięty):
- Będziesz miał okazję mnie zadowolić dziś wieczorem, podczas tradycyjnej Krwawej Orgii. Zobaczymy, komu szybciej zwiędnie... W każdym razie, chyba odbiegam od celu mojej wizyty. Przyszedłem was zawiadomić, że jutro z rana odbędzie się wasza egzekucja, poprzedzona Wielkim Wykorzystaniem przez każdego członka Sojuszu Bejżulańsko-Klinsmannsko-Kardassawskiego. Howgh.
[Kuchless wychodzi, ciągnąc po ziemi zemdlałego Wichajstra]
Kapitan (załamany):
- Czaruś: gdyby nie to, że jutro cię zabiją, zrobiłbym to teraz. Wolę jednak popatrzeć, jak cierpisz podczas Wielkiego Wykorzystania.
Czaruś (z nutką nadziei w głosie):
- Jestem więcej niż pewien, że wyjdziemy z tego cało. W takich długich serialach rzadko zabija się głównych bohaterów.
Kapitan (zdesperowany):
- Tak? No to ja życzę sobie, żeby ten serial się skończył!!!
[ściemnienie]
-KONIEC-
[rozjaśnienie]
Czaruś (odsłaniając czarną zasłonę, którą kapitan zarzucił na kamerę):
- Czekaj! Mamy kontrakty do końca czwartego epizodu. Jeśli je zerwiemy, nie dostaniemy forsy ani za ten, ani za poprzednie trzy.
Mi-Lexx (zdruzgotany):
- To jest właśnie szołbiznes...
[Tymczasem na pokładzie frachtowca MZGK Sqnks]
Halla-mon (przyszywając sobie odcięte ucho):
- Kfellis, znalazłaś go? Bo mi sensory wysiadły, po tym jak je potraktowałaś moją głową.
Kfellis (jak zwykle wściekła):
- Pewnie, że mam, ty mały obśliniony karle! Jest na pokładzie tej stacji, ale nie mogę go przesłać, bo uruchomił wokół siebie jakieś pole siłowe.
Halla-mon (odrobinę zły):
- Niech to! Myśli, że przed nami ucieknie... a takiego szczura! I tak go dopadniemy. Podlecę bliżej i włączę buliońską sygnaturę.
[Sqnks zbliża się do Wół-Szcza]
Kfellis (uruchamiając holofiltr):
- Mówi Bimbambomka, kapitan buliońskiego transportowca "Rosół". Prosimy o zezwolenie na transport na pokład stacji. Mamy uszkodzone zaczepy dokowe.
Legat Dżek (z pokładu stacji):
- No nie wiem, brakuje nam miejsc...
Halla-mon (wtrącając):
- Wieziemy dwa tysiące samoorgazmujących się sworzni.
Legat Dżek (po chwilowej konsultacji):
- Macie osobiste zezwolenie Interesantki. Zapraszamy, życzymy miłych stosunków z resztą załogi stacji. Skończyłem.
Kfellis (usmiechając się krzywo do Ferenogi):
- Hah! Tym razem nic ci nie odetnę, trollu. Tym razem.
[Halla-mon uruchamia transporter i razem z Klinsmannką przenosi się na pokład stacji]
[Wnętrze celi Mi-Lexxa i Czarusia. Czaruś wciąż próbuje zeskrobać się ze ściany, podczas gdy kapitan ze znudzenia poluje na karaluchy]
Tajemniczy głos zza ściany (tajemniczo):
- Hej! Słyszycie mnie?
Mi-Lexx (rozgniatając butem karalucha wielkości swojej dłoni):
- No słyszymy... i co, cieszysz michę?
Tajemniczy głos zza ściany (mniej tajemniczo):
- Jestem Wielopchaj z Ruchu Oporu Tteerraann. Sluchajcie uważnie, bo nie będę powtarzał. Jutro, przed waszą egzekucją przeprowadzimy małą dywersję, żeby odwrócić uwagę żołnierzy Sojuszu od kapsuły, na pokładzie której wysyłamy na Ziemię naszych dwóch pilotów. Spróbujcie uciec w trakcie zamieszania. Powodzenia!
Czaruś (ostatecznie odklejając się od ściany):
- A nie mówiłem? My, z Floty zawsze mamy szczęście.
Kapitan (diabolicznie):
- Jeśli kiedykolwiek wyjdziemy z tego cało, osobiście wykopię twoją osobę z mojego okrętu. A teraz idę spać - jeśli coś mi przeszkodzi, oderwę ci wszystkie kończyny i przymocuję w innych miejscach. A wiesz, jak ja się znam na chirurgii - jestem kapitanem, a nie doktorem.
Czaruś (ssając własny kciuk):
- Mamusiu...
*=Dzień później=*
[Promenada stacji Wół-Szcza]
Interesantka Dórotka (na podwyższeniu):
- Zebraliśmy się dzisiaj, by obserwować śmierć tych dwóch tteerraańńsskkiicchh buntowników. Będą świetnym przykładem dla wszystkich, którzy chcą się przeciwstawić mądrości i sile Sojuszu!
Reaja Kchommm (symbiotycznie):
- Jestem jeszcze młodym Grillem, ale zawsze lubię pobawić się tymi jędrnymi ciałami. Dzisiejsze Wielkie Wykorzystanie będzie świetnym przykładem dla wszystkich, którzy chcą przeciwstawić się mym wyuzdanym artefaktom!
Legat Dżek (przebiegle):
- Ci wywrotowcy zabili ponad dwudziestu żołnierzy Unji Kardassawskiej! Dzisiejsza egzekucja będzie świetnym przykładem dla wszystkich, którzy mordują naszych!
Rejent Kuchless (z wijącym się na łańcuchu Wichajstrem):
- Ci dwaj zdrajcy dopuścili się straszliwej zbrodni: zabili ponad dwudziestu żołnierzy Unji Kardassawskiej! Dzisiejsza egzekucja będzie świetnym przykładem dla tych, którzy uniemożliwiają zabijanie Kardassawek Klinsmannom!
Kapitan Mi-Lexx (na ucho Czarusiowi):
- Ja cię kręcę... jeszcze nudniej, niż na przyjęciach u Ubika. Tam przynajmniej jakieś winko było...
Reaja Kchommm (uroczyście):
- Niech się rozpocznie Wielkie...
[Jej wywód zostaje brutalnie przerwany przez eksplozję, która wstrząsa całą stacją. Kolejne wybuchy nie pozostają dłużne]
Interesantka (wnerwiona nie na żarty):
- Kurka! To już nie można spokojnie orgii urządzić?! Raport!
Kaze-jete (posiniaczony i pochlastany po ostatnich zabawach Reaji Kchommm):
- Atakuje nas dwadzieścia romańskich Krzywodziobów. To zwolennicy Tteerraann. Wywołują nas do odpowiedzi!
Legat Dżek (przestraszony):
- O w mordę! A ja nie odrobiłem pracy domowej.. Połącz!
Głos (romański):
- Mówi sub-motor Szarak. Poddajcie się i uwolnijcie wszystkich uwięzionych Tteerraann!!!
Głos (też romański, ale nieco inny):
- A tu mówi Matrix (zamień i na o). Wydajcie nam wszystkie odcinki Star Trek z Romanami!!
Kuchless (chichotliwie):
- No tego nie będzie za dużo, hłe hłe....
[Pokład romańskiego okrętu dowodzenia]
Matrix (zamień i na o):
- No nie! Ta zniewaga się domaga!
Szarak (z politowaniem):
- Ech, Matrix, ty zawsze coś przekręcisz... ale taki już z ciebie intelektustatysta.
Matrix (zamień... błe, rób co chcesz):
- Czy to miał być jakiś wytyk?
Szarak (tłumacząco):
- Nie, chciałem ci tylko przybliżyć.
Wielopchaj (podładowany):
- Może byście przestali prawić sobie kompleksy, tylko zajęli się naszym wspólnym celem?! Nasi piloci nie będą mieli czasu zwiać!
Szarak & Matrix (opamiętawszy się):
- Strzelać, ale tak żeby nie trafić stacji!
[Romańskie Krzywodzioby rozpoczynają ogień. Celowniczy tak się starają by nie trafić w stację, że rozwalają dwie trzecie własnych okrętów]
Wielopchaj (naukowo):
- Mówiłem, żeby używać torped kwarkowych! Dzięki zastosowaniu tajnych pierwiastków, które znaleziono niedawno w czarnej dziurze na szóstym księżycu piątej planety układu J-35q1R w galaktyce M-45Y81U na pewno odnieślibysmy zwycięstwo!
Szarak (nie chcąc przyznać się do błędu):
- Siarap! Uciekła już ta kapsuła?
Matrix (potwierdzająco):
- Acha...
Szarak (na cały głos):
- To rozwalamy ten lokal!!!!
[Zmasowany atak Krzywodziobów kończy się prawie całkowitą dewastacją stacji. Po odlocie sił Romanów ci, którzy przeżyli cieszą się tłumnie, jeżeli dwie osoby można nazwać tłumem]
Kapitan Mi-Lexx (zdziwiony):
- Nie sądzisz, że to trochę dziwne? Ze wszystkich osób na stacji tylko my dwaj przeżyliśmy ten atak.
Czaruś (nie będąc zdziwionym):
- W ogóle to wszystko się kupy nie trzyma... Znowu jakaś niekompetencja scenarzysty. Co teraz mamy robić? Nie powinien być już koniec czy jakoś?
[Nagle na promenadę wpada przygarbiony Ferenoga i wściekła Klinsmannka]
Kfellis (wściekła):
- Kwa-pla! Koniec to będzie z tobą, gnoju! Oddawaj, co nasze!!!
Kapitan (zaskoczony):
- Że jak za przeproszeniem znów w ogóle kiedy co?
Halla-mon (przygarbiony):
- Oddawaj forsę, dusigroszu! Wciąż nie zwróciłeś nam swojego długu, a z procentami to wyjdzie tyle, że nawet ja bym nie policzył...
Kapitan (z trudem utrzymując opadającą szczękę):
- Ale ja nie pożyczałem żadnych pieniędzy!!!
Kfellis (donośnie):
- Ha ha ha ha ha ha ha bla bla ha ha! [Wszystkie szklane przedmioty w okolicy pękają z głośnym brzękiem] Chce nas oszukać! Patrz, nawet twarz sobie zmienił, spryciarz.
Kapitan (puszczając szczękę, która ze stukiem ląduje na podłodze): - ????
Głos zza kadru (niewidocznie):
- To chyba mnie szukacie...
[Wszyscy zwracają swe twarzyczki w kierunku, z którego dochodził głos. Jego właścicielem okazuje się być osobnik niezwykle podobny do kapitana, jednak wyraźnie różniący się kilkoma szczegółami - może dlatego, że pochodzi z rasy Vorta... Za nim schowany stał wystraszony Klinsmann, jak żywo przypominajacy Chorążego "Bezimiennego" Ugotaja]
Kapitanopodobny Vorta (odważnie):
- To nie jest gość, którego szukacie. To ja jestem Miyoun i zaraz was zabiję.
Halla-mon (zadziornie):
- Niby jak? Co ty możesz nam zrobić, cieniasie! Jeszcze nikt nas nie pokonał!
Kfellis (z przekąsem):
- To chyba dlatego, że jeszcze z nikim nie walczyliśmy...
Halla-mon (na stronie):
- Cichaj, nie widzisz że buduję podłoże psychologiczne?
Miyoun (zdecydowanie):
- Gulgotaj: bierz ich!!!
[Jak się okazuje, Gulgotaj nie jest zwykłym Klinsmannem, ale wychowanym przez górskie targhi komandosem, uzbrojonym w rządek lśniących zębów kaszalocich, wstawionych przez najlepszych kardassawskich dentystów]
Gulgotaj (poliglotycznie):
- Gul bul wrroooagghhhrrrr!! [Rzuca się na Ferenogę i Klinsmannkę, po czym szybko i boleśnie pozbawia ich życia. Niestety wpada w szał bitewny i po skończonej robocie zabiera się za zagryzanie swojej osoby, ale powstrzymuje go Czaruś ciosem w łepetynę]
Czaruś (macho):
- Mamy go z głowy.
Miyoun (poddenerwowany):
- Weź ty się odpimpaj od mojego kolegi, co? Wiele przeszedł w tutejszym więzieniu.
Kapitan (olśniony):
- Jasne! To wy jesteście tymi dwoma pilotami, którzy mieli uciec w kapsule.
Miyoun (zmartwiony):
- Niby tak, ale Ruch Oporu znowu pokpił sprawę i za bardzo przyłożyli się do odwracania uwagi. Przez te ich strzelanie kapsuła odleciała, zanim zdążyliśmy wsiąść. Teraz utknęliśmy na tym kawałku złomu bez możliwości powrotu do domu...
[Gdy cała czwórka zastanawiała się nad sposobem opuszczenia niegościnnego miejsca, do stacji zbliżył się potężny, gigantyczny, przeogromny, olbrzymi i w ogóle duży pojazd. Zatrzymał się nad oknami promenady i wysłał wiadomość]
# Jesteśmy Borgiem. Bjoernem Borgiem. Zostaniecie przetenisowani. Opór jest tymczasowy #
Gulgotaj (nieufnie):
- Wrrrr....
Czaruś (profilaktycznie):
- Czego od nas chcecie?
# Szukamy podmiotu #
Miyoun (wytężając siły):
- Nie jesteśmy tymi, których szukacie.
# Nie jesteście tymi, których szukamy #
Miyoun (z wysiłkiem):
- Nie jesteśmy podmiotem. Jesteśmy orzeczeniem.
# Nie jesteście podmiotem. Jesteście orz$&@^!*bzzzzz... # Halo? Halo, słychać mnie? W końcu udało mi się # przejąć ten sterownik... Mi-Lexx, jesteś tam?
Kapitan (skonsternowany):
- Jestem, bo co?
# Nareszcie! Wszędzie was szukamy. Przygotujcie # się do transportu
[Ziuuuuuuuuuuuuuuuup!]
[We wnętrzu okrętu Bjoerna Borga pojawiają się zarysy czterech postaci, jednak coś jak zwykle padło i materializują się jedynie trzy osoby]
Czaruś (zaniepokojony):
- Yyyyhh... gdzie jest Mi-Lexx?
Gulgotaj (w takim stanie, jak powyższy gostek):
- Gul bul wrrrha Miyoun?
Mi-Youxx (profesorsko):
- Podczas transportu coś chyba buchnęło i molekuły Mi-Lexxa zmieszały się z cząsteczkami Miyouna. Jestem Mi-Youxx, suma mych dwóch poprzednich wcieleń.
Czaruś (niepocieszony):
- Świetnie, jakby dwóch osobno było mało...
Ktoś-Na-Kogo-Nie-Patrzy-Kamera (witająco):
- Witam na pokładzie! Dawno się nie widzieliśmy
.
Mi-Youxx (odwracając się w stronę Ktosia):
- Czepialski! Myślałem, że nie żyjesz! (a niech to..)
Niby-Czepialski (tak jakby):
- No tak jakby... Po walce z docentem Erotiką pojawiliśmy się z chłopakami w tej rzeczywistości. Przy lądowaniu niechcący zabiłem tutejszą wersję siebie, więc przyjąłem jego tożsamość. Od tamtej pory jestem sierżant Odczepialski.
Czaruś (z podziwem):
- No no, nieźle sobie poradziłeś.. Gdzie Ambasadorzy?
Odczepialski (tu wstaw swoją reklamę):
- A szwendają się po pokładzie... Ten okręt od kilku lat szuka jakiegoś podmiotu i zaleciał aż do Lustrzanego Wszechświata. Ambasador Borg miał tu jakieś znajomości, więc załatwił nam wszystkim miejsca w kabinach dla VIP-ów. Brakuje tylko Ambasadora Sojuszu Ferengi; podobno odkupił hiper-bramę od jakiegoś Obrazkanina i wrócił do naszego wszechświata, niewdzięcznik jeden.
Gulgotaj (warkocząc):
- Brr hrrr gul bul do domu?
Odczepialski (po włączeniu tłumacza odkurzaczo/ludzkiego):
- Nie mogliśmy. Próbowaliśmy prosić o pomoc Ambasadora Ku, ale ciągle jest nieuchwytny.
Mi-Youxx (pobłażliwie):
- Oj wy sieroty, to jeszcze się niczego nie nauczyliście? [Głośno] Mam mnóstwo pracy, ważną misję do spełnienia i nie chcę, żeby ktoś mi przeszkadzał!
[W jasnym błysku światła pojawia się uśmiechnięty facet w mundurze Admirała]
Ku (wesoło):
- Hej, widzę że dawno mnie tu nie było! Nudziliście się beze mnie?
Mi-Youxx (tryumfalnie):
- A nie mówiłem?! Zawsze działa.
Odczepialski (błagalnie):
- Ku, idź sobie stąd. W ogóle cię nie potrzebujemy. Świetnie bawimy się bez ciebie w Lustrzanym Świecie. Odejdź i więcej nas nie nachodź.
Ku (nie kapując aluzji):
- Niech krowa nadepnie, a nie pozwolę na zabawę bez mojej obecności! Wracamy! [pstryka palcami lewej nogi]
[Przed potężnym, gigantycznym, przeogromnym, olbrzymim i w ogóle dużym pojazdem pojawia się wielkie lustro, przez które okręt chcąc nie chcąc przelatuje. Lustro znika]
[Kolorki, światełka, barwne gluty i inne rzeczy, które człowiek widzi podczas mocnej fazy po dużej dawce maryśki]
[Lustro pojawia się niedaleko powoli poruszającego się MZGK Loveshchan. Ze zwierciadła wylatuje okręt Borga, jednak w tym świecie ma on postać małego, pięcioosobowego pojazdu zwiadowczego, toteż załoga zaczyna czuć się dziwnie ciasno]
Mi-Younn (odsuwając twarz od kolana Ambasadora Imperium Klingońskiego):
- Kurczę, ale ciasnota... Zastanawialiście się nad faktem, że Gulgotaj nie pochodzi z tej rzeczywistości?
Ambasador Gwiezdnego Imperium Romulańskiego (wyjmując nogę spomiędzy żeber Ambasadora Wolkana):
- Uch.. ale chyba zachowamy bilans energii czy jakoś...
Ambasador Kolektywu Borg (wyciągając końcówki asymilacyjne z zębów Ambasadora Unii Kardasjańskiej):
- Energia i tak jest bez znaczenia, ale lepiej wracajmy na Loveshchana, bo mi połamaliście wszystkie alkowy i tracę siły.
Czaruś (z wysiłkiem):
- Chwila, może dosięgnę kontrolkę językiem... kwila, kwila.. załaz wonczę... mam!!
[Mały sześcianik zbliża się do MZGK Loveshchan i wlatuje drugiej ładowni, po czym cała paczka z ulgą wypada na podłogę]
Mi-Youxx (zrywając się na równe nogi):
- Dom! Nareszcie w domu! Kocham ten okręt! [Całuje podłogę ładowni]
[Drzwi ładowni otwierają się i wbiega banda facetów z insygniami dowództwa]
Ambasador Ferengi (w stopniu kapitana):
- Haha! Skoro już jesteś na podłodze, to od razu ją umyj, bo od teraz jesteś załogantem dziesiątej klasy.
Czaruś (zaskoczony):
- Eee... czy coś tu się stało, kiedy nas nie było?
Komandor Gaj (ostatni Brunner-B):
- Ambasador odkupił Loveshchana od Floty i teraz my tu rządzimy. Czepialski - straciłeś robotę, teraz ja jestem Pierwszym!
Odczepialski (nie chce tego robić, ale..):
- Nie chcę się czepiać, ale teraz Odczepialski. Poza tym przytkaj pyska, bo umarlaki głosu nie mają.
Porucznik Nalewka (uszczypliwie):
- Tak, i co jeszcze... Teraz to możecie nam wszystkim buty czyścić. Jako Oficer Ochrony wzywam wszystkie drużyny: aresztować ich!
Komandor-Porucznik Rajker (odrywając się od lektury Hustlera):
- A potem do sali wyuzdanych zabaw...
Komandor Vee-Curry (sadystycznie):
- Nie! Do czyszczenia gondol!!!!
Mi-Youxx (rozpaczliwie):
- Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee...
Doktor Igor (klepiąc Piotra po twarzy):
- Uspokój się! Znowu masz halucynacje!
Piotr (szarpiąc się w kaftanie bezpieczeństwa):
- Nie! On mi wykupił okręt! Nie dam draniowi!
Doktor Igor (aplikując Piotrowi słoniową dawkę środka uspokajającego):
- Spokój, mówię! Doktorze Norbert, proszę mi pomóc...
[Ściemnienie]
-KONIEC-
- I co o tym sądzisz? - zapytał młody pisarz. Michał, jego starszy kolega odłożył trzymany w ręku maszynopis.
- Wiesz, ogólnie nieźle... Momentami trudno połapać się w ogólnej akcji. Trochę za dużo mieszasz z tymi równoległymi rzeczywistościami, ale w porządku. Podoba mi się. Konrad odetchnął z ulgą. Jeśli spodobało się Michałowi, to widać nie jest takie złe. Spojrzał trimfująco na Piotra, swego współedytora, przez kolegów z angielska nazywanego "Peterem". Mężczyzna zauważył spojrzenie i wzruszył ramionami.
- O co ci chodzi? Nie mówiłem, że je odrzuci, ale sam znasz jego gust Wiele razy.. - przerwał, zgaszony zimnym spojrzeniem Michała. Wszyscy zwrócili się w stronę Magdy, która choć tylko dokonywała korekty, to zawsze stanowiła źródło dobrej opinii o nowych tekstach.
- Mnie się podoba. Radziłabym wydać wszystkie części jednocześnie - czytelnicy na pewno docenią takie posunięcie i sprzedaż "Fascynujących Historii" ruszy jak z kopyta. Konrad ośmielony podniósł swój maszynopis i ruszył w kierunku biura wydawcy. - Trzymajcie kciuki! - powiedział na odchodnym. Dorota, sekretarka szefa, z racji swych rozmiarów nazywanego "Michasiem" uniosła do góry kciuk.
- Na pewno ci się uda, chłopcze. Tylko nie daj mu się zapędzić w kozi róg, znasz go przecież - powiedziała i mrugnęła porozumiewawczo. Młody pisarz podszedł do drzwi i zapukał.
- Wejść! - tubalnym głosem zagrzmiał "Michaś". Konrad nacisnął klamkę i ostrożnie wszedł do środka. Przez następne piętnaście minut pozostali autorzy i pracownicy redakcji "Fascynujących Historii" przysłuchiwali się głośnej kłótni, którą Konrad prowadził z szefem. Gdy wyszedł, przygarbiony i struty, wszyscy wrócili do swych zajęć jakby nic się nie stało.
- Nie wyda tego - powiedział wreszcie. Natychmiast każdy jeden przez drugiego zaczął wypytywać początkującego pisarza, który poczekał aż się uciszą i kontynuował. - Powiedział, że nie zamieści w swoim czasopiśmie opowiadania, którego bohater jest biały. Mogłoby to zostać uznane za akt rasizmu i dyskryminacji mniejszości narodowych - wyjaśnił. Po chwili upadł na podłogę.
- Dlaczego! Dlaczego zawsze mnie to się przytrafia... - wykrzyczał, po czym zdruzgotany zemdlał...
# Wykryto usterkę. Unimatryca 0-0-8, Siatka 2-5-7: aktywacja #
Światła we wnętrzu Śześcianu rozjarzyły się zielonym blaskiem.
# 4 z 6 i 13 z 19, drugorzędne podzbiory Unimatrycy 0-0-8. # Wasze zadanie: udać się do alkowy Króla w celu naprawy. # Wykryto uszkodzenie w jego sieci neuralnej. Pojawiły się # niebezpieczne myśli, fantazje... Usunąć. Naprawić. Przywrócić # Porządek. Chaos przepadnie.
Król otworzył oczy. Ujrzał dwa człony naprawcze, zbliżające się do niego z wyraźnym zamiarem dokonania poprawek w jego konstrukcji. Poczuł cieniutkie ostrze, wwiercające się w delikatną skórę. Lepki, odżywczy płyn wypełniający żyły małą strużką kapał na jego ramię. Bolało. Cały Kolektyw odczuwał ten ból, wszyscy cierpieli tak samo, jak on... Ale to dla sprawy. Nie można pozwolić sobie na słabość. Sny o przeszłości są oznaką błędu. Błędy są nieefektywne. Ich usunięcie poprawi wydajność. Żadnych snów. Nigdy więcej. - Wprowadzam ład do chaosu - powiedział, gdy wiertło dotarło do mózgu. - Jam jest Borg.
KONIEC, DEFINITYWNY, OSTATECZNY I PRAWDZIWY.
CIĄG DALSZY Z PEWNOŚCIĄ NIE NASTĄPI.
Chciałbym podziękować Piotrowi Pajerskiemu, Michałowi Dudzińskiemu i Tomaszowi Kaweckiemu za nieodzowny bank pomysłów, a także Michałowi Witkowskiemu za przydatne rady dotyczące pisania. Dziękuję też wszystkim, którzy przez te cztery miesiące (tak, to już cztery...) wytrwali do końca przygód załogi Loveshchana. Bez was ten cykl w ogóle by nie zaistniał.
[END CREDITS]
|