MZGK Loveshchan
Epizod 3: Narzeczony docenta Erotiki!
Autor: King of Borg
Krótkie streszczenie tego, co było, a z niewiadomych przyczyn może być Wam nie znane:
Nowy okręt Gwiezdnej Floty, MZGK Loveshchan wyrusza w swój pierwszy lot po opuszczeniu doków "Utopiona Planeta"
CMO Loveshchana zostaje zmuszona dokonać interwencji medycznej po zatrudnieniu w kuchni obcego Talaxianina
Kapitan Mi-Lexx, ujrzawszy swą załogę natychmiast zażądał urlopu, po czym udał się na Risę. W drodze zatrzymuje go drobny incydent z buntowniczym okrętem Federacji Roztrzęsionych Planet, LSD Voyagerem, zakończony jego zniszczeniem.
Dzisiejszy odcinek ST: Loveshchan nosi tytuł: "Narzeczony docenta Erotiki!"
Dziennik Ustaw, data gwiezdna 0-700-25781, w zastępstwie Kapitana wpisu dokonuje Komandor Czepialski. Dowództwo wyznaczyło nam zadanie sprawdzenia dziwnej anomalii śródprzestrzennej. Znając scenarzystów anomalia będzie próbowała nas wciągnąć, wyssie energię z podzespołów albo sprowadzi nam na pokład Wesleya Crushera. Zgodnie z moją starą dewizą "Jak nie masz do czego sie przyczepić, to się do tego przyczep" postanowiłem olać rozkazy Dowództwa i korzystając z nieobecności szefa trochę sobie poszaleć.
[Mostek MZGK Loveshchan]
Komandor Czepialski (dalej w skrócie KomanCz):
- Ty tam, sternik bez imienia. Kurs na najbliższy posterunek Federacji Roztrzęsionych Planet. Postrzelamy sobie do tych piżamkowców, hie hie...
Sternik-Bez-Imienia (oburzony):
- Ależ ja mam imię! Można je znaleźć w bazie danych pokładowego komputera, wystarczy kliknąć...
KomanCz (skrzywiony):
- Eee, nie chce mi sie sprawdzać... Poza tym po ostatnich ulepszeniach Mechanika baza danych działa z półgodzinnym opóźnieniem, a przez tego Ambasadora Ferengi za każde naciśnięcie dowolnego przycisku musimy płacić 0,29 grama latinum. A tak w ogóle to nie pyskuj do szefa, tylko wprowadź kurs! Czy ja zawsze muszę wszystkich poprawiać? Co za matołów do tej Akademii teraz przyjmują... Człowiek się stara, pracuje, odstawia harówke a tu coś takiego. No i do tego... Chyba zaczynam przynudzać... Nieważne. Wykonać!
Sternik-Bez-Imienia (rozeźlony, z miną "Nie-Chcem-Ale-Muszem"):
- Aye, sir. Kurs wprowadzony.
[Okręt niespodziewanie trzęsie się na lewo i prawo. Sternik wylatuje w powietrze i rozpłaszcza się na ekranie, natomiast Komandor rozpłaszcza się na nim i to go ratuje]
KomaCz (zeskrobując się z resztek Sternika):
- Komputer! Raport uszkodzeń!
Komputer (żywiołowo):
- ... ... ... ? ... ...
KomanCz (zniecierpliwiony):
- O matko, czy tu kiedyś coś zadziała...
[Komandor podchodzi do najbliższego pulpitu i metodą prób i błędów (w większości tych drugich) przesyła moc z systemów podtrzymywania życia do układu mowy komputera]
KomanCz:
- Komputer! [nieprzyjemny kaszelek] Raport uszkodzeń! [nieprzyjemny gruźliczy kaszelek] Co... [siarczysty kaszel połączony z wupluwaniem płuc]... (do siebie) Kurcze, co tu tak duszno...
Komputer (mniej żywiołowo niż poprzednio, ale zawsze):
- Energia potrzebna do zasilania tych wszystkich światełek przeciążyła reaktor. Proponuje wystrzelić rdzeń.
KomanCz (troche zmartwiony, ale tylko trochę):
- A po co mi jakiś rdzeń? Wystrzel!
Komputer (z niekłamaną złośliwością):
- Nie wykonane. Brak zgodności komendy.
KomanCz (czerwienieje):
- Niech no tylko dorwę tego Taktycznego... Znowu zainstalował pirackie oprogramowanie! Komputer: zlokalizuj Oficera Taktycznego!
Komputer (krztusząc się częstotliwie):
- Oficera Taktycznego nie ma na pokładzie. Udał się do Bazy Gwiezdnej Stetin.
KomanCz (rozeźlony do reszty):
- Ja już się nie dziwię, że Mi-Lexx zostawił mi tę bandę imbecyli. [histerycznie] Ja chcę stąd wyjść!!!!!!
[Tu następuje mocny błysk światła, po czym oczom komandora ukazuje się uśmiechnięty facet w mundurze admirała]
Nieznajomy (krzywo się uśmiechając):
- Bu!!!
KomanCz (udając przestraszonego):
- O Jezus!
Nieznajomy (zmieniając uśmiech w objawy politowania):
- Nie Jezus, tylko Ambasador Kontinułum Ku.
KomanCz (zdebkę zdziwiony):
- Myślałem, że zwykle pojawiacie się w mundurze kapitańskim...
Ku (z uśmiechem ukazującym swe lśniące kaszalocie zęby):
- Hłe hłe, awansowałem! Ale skończmy gadki o modzie (przy okazji: niezła kiecka, Czepialski), zdaje się chciałeś się stąd wyrwać...
KomanCz (z błaganiem w oczach):
- Mógłbyś...?
Ku (tryumfalnie):
- Ja mogę wszystko! [pstryka palcami - ku jego zdziwieniu nic się nie dzieje] o ile przypomnę sobie mój sposób czarowania... [wykonuje kolisty ruch reką - bez rezultatu] Damn... [krzyżuje palce i macha rękami] Też nie... [staje na jednej ręce, drapie się za okiem, zagina lewą nogę za prawe ucho i podskakując śpiewa hymn Górnego Bangladeszu, czym wywołuje nagły błysk światła] Nareszcie!
[Ku znika, podobnie jak Czepialski, który pojawia się w dużej, słabo oświetlonej sali]
KomanCz (trochę zdenerwowany):
- Holodeck! Ostatnie miejsce, w którym chciałbym się znaleźć! Nigdy więcej nie zaufam temu pseudo-Ambasadorowi...
[Komandor szybkim ruchem gałki ocznej odkrywa istnienie nieco przestarzałego komputera w głębi sali]
KomanCz (uradowany):
- Nareszcie trochę techniki. Oczywiście widzę, że jego wykonanie jest biedne, bo producentom nie starczyło pieniędzy, ale taka już moja natura... [podchodzi do komputera] Komputer: włącz się!
Komputer (elokwentnie):
- ... .. . ? . .. ...
KomanCz (jak zwykle opanowany):
- Whaaaaaaaa! Czy [piii] coś na tym [piii] okręcie działa do [piii] jasnej leśnej?!
[Zdenerwowany uderza pięścią w pulpit, co owocuje ustąpieniem materiału i pięść komandora wchodzi w komputer jak batleth w głowę Tellaritanina]
KomanCz (zdezorientowany):
- Tektura? Co za baran buduje komputer z tektury?!
[Wtem do sali wbiega kilku facetów, odzianych w bufiaste kaftany i długie peleryny. Komandor nie mógł określić koloru ich ubrań, bo właśnie zdał sobie sprawę, że zarówno intruzi, sala, jak i on sam są kompletnie czarno-biali]
Przywódca intruzów (zajeżdżając rosyjskim akcentem):
- Aha! Kommandor Chepialsky! Czekaliśmy na ciebie!
KomanCz (obojętnie):
- Nie, żebym się zdziwił...
[Krótka walka, pełna odgłosów w stylu "Auć!", "Ojej!", "To boli!" i "Och, Czepuś, ach, ty zwierzu..." zakończyła się pojmaniem Czepialskiego i zaprowadzeniem go do kolejnej, mniejszej sali, gdzie znajdował się rząd słupów z przywiązanymi do nich blondynkami, kilka blaszanych puszek, które intruzi nazywali "robotami" i duży tron, na którym spoczywał ubrany na czarno facet z krótko przystrzyżoną bródką i kiepskim makijażem]
Facet z krótko przystrzyżoną bródką i kiepskim makijażem:
- Czyż to nie sławny komandor Czepialski? Nareszcie w naszych rękach!
KomanCz (nadal niewiele rozumiejac):
- A kto ty jesteś, do diaska?
Facet z... (ach, dajmy sobie spokój):
- Jestem docent Erotika, władca kosmosu i mistrz orgazmu udawanego!
KomanCz (krzywiąc się z niesmakiem):
- Jeszcze jeden pedał...
Erotika (odważnie):
- Tak! I nie wstydzę się tego, bo Star Trek to jeden z niewielu seriali, który porusza trudne wątki jak eutanazja, homoseksualizm [cięcie czterdziestu minut bezużytecznego materiału] i przygody Troskliwych Misiów! A ty - będziesz moim narzeczonym!
KomanCz (niezbyt zachwycony):
- Wspaniale... Tylko mi powiedz, jak mnie do tego zmusisz?
Erotika (złośliwie się uśmiechając):
- Bo zmuszą cię do tego moi Chippendales! [klaska]
[Na salę wbiega grupa około dwudziestu młodych, umięśnionych, spoconych mężczyzn w skórzanych majtkach]
KomanCz (profilaktycznie opierając się o ścianę):
- Nigdy! Moi przyjaciele mi pomogą!
[Jak na potwierdzenie jego słów, z grupy Chippendales wybiega kilku gości wyraźnie odstających od normy: jeden o gładkiej fryzurze i spiczastych uszach, drugi podobny do poprzedniego, choć z nieco zdeformowanym czołem, trzeci o dlugich, tlustych włosach i totalnie zmasakrowanym czole; kolejny miał wredny uśmiech i paskudnie ukształtowaną twarz oraz szyję, gdy następny miał krzywe zęby i uszy Misia Uszatka; ostatni posiadał niezdrowo szarą skórę i masę kabli z tyłu głowy. Słowem - paczka Ambasadorów Loveshchana. Po krótkiej walce wszyscy zausznicy Erotiki zostali pobici, spopieleni, przechytrzeni, zanudzeni logicznymi wywodami, zamęczeni podatkami lub zasymilowani]
KomanCz (rozradowany nie na żarty):
- Chłopaki! Tylko was tu brakowało!
Ambasador Vulcana:
- To logiczne, że postanowiliśmy ci pomóc.
Ambasador Gwiezdnego Imperium Romulańskiego:
- Poza tym nie mogłem dopuścić, żeby te klingońskie psy pierwsze dostały czarno-biała technologię!
Ambasador Imperium Klingońskiego:
- Dzisiaj jest dobry dzień, żeby dokopać tym romulańskim świniom!
Ambasador Unii Kardasjańskiej:
- Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta...
Ambasador Sojuszu Ferengi:
- Wszyscy płacicie mi po dwie sztabki Latinum za te niepotrzebne gadki!
Ambasador Kolektywu Borg:
- Latinum jest bez znaczenia. Zostaniecie zasymilowani. Opór jest wskazany, bo nie będę miał zabawy.
KomanCz (budząc się z odrętwienia):
- [ziewa] Jak się tu dostaliscie?
Banda Ambasadorów (zgodnie):
- CEO nas tu przeniósł, jednak na wypadek, gdybyś wpadł na jakiś genialny pomysł powiedział, że to działa tylko w jedną stronę.
KomanCz (kręcąc głową):
- Komandor-porucznik Vee-Curry jak zwykle pomocny... Czy łączność wciąż działa?
Erotika (konsekwentnie acz elokwentnie, czując się zaniedbany):
- Nie, żebym się na tym znał, ale działa.
KomanCz (klepiąc się w klatę):
- Pierwszy do Maszynowni!
Maszynownia (śród trzasków i zakłóceń):
- Tu CEO.
KomanCz:
- Jak mam się wydostać z holodecku?
CEO (złośliwie):
- A co ja, mechanik czy co? Próbuj! Ja akurat przygotowuję nowy interfejs komputera pokładowego...
KomanCz (uszczypliwie):
- Aaa, pewnie ten, na który pół roku czekamy...
CEO (dotknięty):
- Wiesz co, idź się wyłącz! [przerywa połączenie]
KomanCz (olśniony):
- Czemu o tym wcześniej nie pomyślałem!!!!
Erotika (który właśnie przypomniał sobie jeden ze swych drętwych dowcipów):
- Hej, Czepialski!
KomanCz:
- Czego?
Erotika:
- Czep się tramwaja!!!!! Hahahahahhaaaa!!!!
KomanCz (obrażony):
- Tak? To masz! Komputer: zakończ program!!!
[sala znika, znikają też Ambasadorowie i Czepialski. Zostaje jedynie uśmiechnięty Erotika]
Erotika (diabolicznie):
- Ah - ha ha ha ha ha ha ha haaaa!!!
[END CREDITS]
|