Brow Trek Za Długi: Agent Adirm. Gul Adirm, czyli mroczna strona piwa

Autor: Maquis

Niedokończone opowiadanie, które miało być Brow Trekiem 20, jednak autorowi nie chciało się go kończyć


Załoga USS Browarek:
Kacpitan Wódolej - Przemek One
Główny Beerman ( Mechanik ) - Bartek
Wichrzyciel Komunikatywny ( Komunikacyjny ) - Ziemek
Główny Oficer Alkoholizacyjny ( Taktyczny ) - Sansavi
Główny Oficer Odwykowy ( Ochrony ) - A.J.
Nawigatorus Abstynentus ( Nawigacyjny ) - Dexter
Główny Oficer Nałogowy ( Naukowy ) - Scamp
Polewca Pokładowy ( Doradca ) - Adirm
Chief Kacus Medicus ( Medyczny ) - Norbert
Ambasadorus Urombulus ( Korpus Dyplomatyczny ) - Matrox
Kolketywus Abstynentus ( Polityczny ) King-of-Borg
Kadetus Niepijus ( Trzeźwy Załogant ) - Ausir
Załogantus Upijus ( Nietrzeźwy Załogant ) - Yeto
Sinarus Scryptus Dealkoholis ( Pokładowa Hakerka ) - Sinares
Reszta Załogi ( Załoga ) - Nie wymienieni z imienia załoganci

Gościnnie załoga USS Poseydon.

Oraz goście specjalni:
Chochlik Alkoholik ( Szef Romulańskiej Tajnej Policji ) - Glublak
Legatus Winiaczus ( Władca Kasty Spirytusowej ) - Legat
Big Willy ( William Shatner ) - William Shatner
Leo ( Leonard Nimoy) - Leonard Nimoy
Grajusy Alkoholikusy ( Korn ) - Korn

Oraz postacie wyłącznie epizodyczne:
Zabijakus Cardasianis ( Stara "znajomość" Adirma) - Jaknal, czyli postać nie istniejąca

Browarek jak zwykle śmigał gdzieś w przestrzeni, gdzie nikt nie wyrzucił jeszcze puszki po piwie. Były to niezbadane terytoria o których mówiono, że jest to siedlisko zła wszelakiego i plugawego(a w każdym razie pijanego). Niektórzy używali jednak innej nazwy - Imperium Klingońskie. Wszyscy jednak uważali, że to nie jest miejsce, w którym warto się znaleźć. Gul był jednak innego zdania.
- Ster prawo na burt panie Siulu! I nie żałuj pan torped trójbutelkowych! - ryknął Adirm. Jego rurka, świeżo wypolerowana i w barwach wojennych zwisała przypięta do kołnierza. Dziś był dzień specjalny. Dzień w którym miało upaść Imperium Klingońskie.
- Tak jest sir - odezwał się sternik i ruszył pokrętłem w lewo - czy mam zwyczajowo otworzyć ogień do najbliższego okrętu? - zatrzymał wzrok na butelce kardazjanina.
- Otwórz...Na co się tak gapisz, nędzny opoju? Pić ci się zachciało?! Wypijemy gdy ostatnia gorzelnia odda się w nasze ręce! - surowa twarz Gula przybrała władczą pozę.
- Nie sir, ja tego, tylko... - zawahał się japończyk.
Kardazjanin nie czekał na tłumaczenie tylko z rezygnacją wyłączył holoprogram i z mocnym postanowieniem modyfikacji swojego sternika udał się bezpośrednio do swojej kajuty, nie tylko omijając świeżo odbudowane stanowiska replikacji piwa(po ostatniej imprezie na której pojawiły się ekstrema Borga), co już podpadało pod paragraf(i to nie jeden), ale co gorsze jego najnowszy egzemplarz kalendarza "Najlepszych Agentek Kardassiańskich XIV", który dopiero co przyszedł pocztą konwencjonalną leżał nietknięty na stole (Tasman początkowo nie chciał wpuścić kardazjańskiego listonosza, bo bał się, że to zakamuflowana karta CCG - wynik ostatniego spotkania z ekstremami Borg). Nie pomogło mu też zwyczajowe przeczytanie ulubionej książki: "1001 sposobów na zbrodnię doskonałą" autorstwa Elima Taina, ani nawet nowy odcinek telenoweli "Wewnętrzny Krąg" opisującą odważnych kardazjańskich najeźdźców systematycznie wybijających ruch oporu(w tym odcinku dzielny legat zatrzasnął się w pokoju pełnym bajoranek). Dzisiejszy odcinek jednak nie zainteresował Adirma kompletnie. Co więcej uważał, że postacie na ekranie są jakieś inne. Od dłuższego czasu czuł potrzebę czegoś więcej niż tylko gapienia się w dno kufla lub monitor. Stare, znane korytarze Browarka stały się dla niego zbyt jawne i chcąc, nie chcąc Adirm musiał w końcu pogodzić się z faktami.
- Jestem agentem Kasty Spirytusowej - zaczął z wolna opowiadać swoją opowieść całej zebranej załodze Browarka.
- Tyle to już sami wiemy. - odezwał się Tasmanus - Nawet nie wiesz ile razy to powtarzałeś po kilku głębszych...
Nie zrażony tą wypowiedzią Gul kontynuował.
- Miałem za zadanie przeniknąć na pokład okrętu Maquis, uśpić załogę i odesłać ich do Legata w celu przesłuchania i późniejszej dealkoholizacji.
- Wszyscy wiemy jak okrutny może być Legat - rzucił Norbert - Widziałem kiedyś jak wzrokiem rozbijał kufle piwa, bo nie były dość przezroczyste, albo jak otwierał beczki. Serio mówię, nie żartuje. Legat i jego kasta to ekstremiści. Ja lubię pifko pić, ale wylewać je, bo nie jest dość sfermentowane? Zresztą Legat podobno sam ze swoich ofiar wino pędzi...
- Ja kiedyś widziałem jak lewitował za oknem. - uzupełnił wypowiedź Beerman.
- A ja jak przeszedł przez ścianę... - odezwał się Yeto spod stołu.
- Ścianę? Jaką ścianę? - spytał się cicho Dexter i cichaczem sprawdził holoemitery.
- Ale kto to jest Legat? - domagał się wyjaśnień Ajos.
- Spokój! Gdyby Legat potrafił chociaż połowę tego co mówicie, to nie musiałby wysyłać Gula po tych tam... - Przemek nie potrafił znaleźć odpowiedniego słowa.
- Maquis. Tak. Legat wysłał mnie na stację Deep Space Zadupie, ale w barze tego tam uszatego...
- Ferka? - spytał Scamp
- No tak. Ferka. W jego barze chciałem kupić informacje, ale mały drań dosypał mi czegoś do kanar i jak się obudziłem to byłem tutaj.
- Piłem kiedyś kanar. Niezłe jest. - rozmarzył się Tasmanus.
- Piłeś? Mnie chodziło o takie ptaki. Zamówiłem z nich zupę. - odezwał się Gul.
- A. To sorry.
- Tak w ogóle to nie pamiętam jak się tutaj znalazłem... - odezwał się Gul po chwili.
- Zdaje się, że za to sprowadzenie cię tutaj to ja jestem odpowiedzialny - półgłosem powiedział Ausir - Poszedłem kupić trochę czarnorynkowego Breeńskiego wina, bo kapitan mnie jednemu z całej załodze ufał, że nie wypiję go po drodze...
- Co? Kapitana? - spytał z niedowierzaniem Yeto.
- Nie, no co ty. Tego tam wina, co od Breenów pochodzi. Więc jak przyszedłem to wyglądało mniej więcej tak:
- Masz to co zamówiłem? - pytam się.
- Jest w bezpiecznym miejscu. - odezwał się - Zapraszam na zaplecze. Tutaj zbyt wiele jest uszu do takiej rozmowy.
- No więc poszedłem za nim na zaplecze. Jak tylko wszedłem Ferek pokazał mi zamówiony towar.
- Pakowane tak, by wyglądało jak kardazjanin. Dzięki temu nikt z załogi stacji nie będzie zadawał zbędnych pytań, a w razie kontroli Kasty wystarczy, ze powiesz, że to tajny agent wykonujący zadanie rozpoznania wroga. - powiedział. Zapłaciłem co trzeba, a Ferek załatwił transport wina na Browarka.
- A co się stało z tym winem? - spytał Tasmanus - Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek pił wino Breenów.
- Pozwolisz, że dokończę? Dzięki. No więc lecimy sobie spokojnie, aż Przemek mówi...
- Skocz i przynieś mi butelkę wina, bo coś mnie tak suszy od rana. Pamiętam. - odezwał się kacpitan.
- No więc poszedłem - kontynuował Ausir - i chciałem wziąć to co wyglądało jak głowa. Ale jak chwyciłem to się ruszyło i ugryzło mnie w palec. Dostałem potem kardazjańskiego grzyba i borowiki wyrosły mi pod pachami. Tak Adirm trafił na Browarka, chociaż tego nie pamięta bo miał kaca giganta. - zakończył opowiadanie Ausir.
- Więc widzicie, że zawiodłem swoją rasę. Zawiodłem jako agent i zasługuje na ciężkie tortury o których nawet Dexter nie ma pojęcia.
- Ja? Ja o żadnych torturach nic nie wiem. To jest działka Ajosa.
- Legat pewnie wysłał za mną swoich zabójców... - ciągnął dalej Gul.
- E tam. Jakom żyw nie widziałem na Browarku żadnego - skomentował Dex i rzucił za siebie romulańską cegłę, którą obracał w palcach od jakiegoś już czasu. Rozległ się cichy krzyk, po którym nastąpiła seria kardazjańskich przekleństw.
Zanim się skończyła zgasło światło. Zaraz jednak się zapaliło. W bladoniebieskim wyładowaniu startera świetlówki załoga zauważyła klęczącego Adirma z twarzą ukrytą w dłoniach. Na ścianie, tuż przed nim widniały litery układające się w słowa: "Zdrajca Legata!".
- Szukajcie zamachowca! - wydarł się Przemek.
- Jest tam! - krzyknął ktoś z korytarza prowadzącego do destylatorni.
- To rrrromulanie!
- Nie! Jest w przejściu do zbiornika B!
KoB miotał nanosondami na wszystkie strony w poszukiwaniu celu. Niestety nikogo nie znalazły(za to dokumentnie wyczyściły pokład i porwały Agnes). Po kilkunastu minutach załoga tak skutecznie się pogubiła, że powrót do Gula zabrał jej kilkanaście minut(Agnes wróciła po pół godziny. Jak się okazało nanosondy pozostawiły ją po drodze, a same otworzyły okno i jak lemingi wyskakiwały w przestrzeń. KoB nie skomentował ich reakcji). Na miejscu zastali milczącą postać, która nadal trzymała twarz w dłoniach(nietknięta puszka piwa stojąca obok zdradzała przerażenie Adirma).
- Już po mnie, po mnie. Już nigdy bimbrozji nie skosztuje... - jęczał Adirm.
- E nie gadaj. Żyjesz przecież. Piwa mamy zapas duży. Destylatorka działa pełną mocą. Peter i "Wódko pozwól żyć" nie niepokoił nas od dłuższego czasu. Przeżyjemy - pocieszał Matrox.
- Daj mi spokój z tym piwem i cholerną destylatornią! - Gul nie miał ochoty na pogawędki - W ogóle zostawcie mnie w spokoju! - wstał i ruszył do swojej kajuty. Nikt nawet nie śmiał go zatrzymać. Ruszył najciemniejszymi i najrzadziej odwiedzanymi korytarzami. Kilka razy natknął się na szkielety - pamiątki po wcześniejszych właścicielach okrętu(lub nieludzkich eksperymentach Dextera. Pewności do tej pory nie ma. Naukowcy mający zbadać sprawę znikali w tajemniczych okolicznościach). Nie spotkał na swojej drodze nikogo. Po dotarciu na miejsce kardazjanin spojrzał w ciemność swojego pomieszczenia.
- Pokaż się! Wiem, że tu jesteś! - rzucił w pustkę - Rozpoznałem cię po zapachu bajorańskiego spirytusu. Nikt go tutaj nie używa. Za słaby jest.
- Po tylu miesiącach przebywania w tej atmosferze dziwię się, że cokolwiek wyczułeś - odezwał się głos. Spodziewam się, że wiesz po co tu przybyłam?
- Domyślam się. Legat ostatnio nie jest na siłach, skoro wysłał ciebie, zamiast wykończyć mnie osobiście. Rzadziak jeden. Pofatygowałby się trochę do swojego najlepszego agenta.
- Niczego nie rozumiesz, jak zwykle zresztą.
- Znaczy, nie jesteś tutaj po to by się mnie pozbyć? Co miał znaczyć w takim razie ten popis w mesie? Jeśli chciałaś, żebym dostał zawału, to byłaś na dobrej drodze.
- Taki niewinny żart. Spodziewałam się innej reakcji.
- W to nie wątpię. Pewnie miałem krzyknąć z radości i pobiec do swojej kajuty. Sposób numer 102 na wciągniecie Adirma do łóżka?
- To byłby sposób 107, ale te czasy mamy na szczęście już za sobą. Zresztą związki między agentami są zakazane.
- Nie jestem już agentem.
- To ty tak uważasz. Ale nie jestem tu po to by cię uświadamiać.
- Racja. - stwierdził z żalem w głosie - Przejdźmy zatem do sedna. Czego chcesz?
- Legat chce twojego powrotu. Jest gotów nawet ci wybaczyć twoją zdradę.
- I ja mam w to uwierzyć? Możesz już iść. Nie jestem zainteresowany.
- Czyżby? Przyznaj. Tęsknisz za poważną robotą. Nawet bimbrozja i podwyższona zawartość alkoholu na tym statku tego nie uśpi.
- Jak sama powiedziałaś. Czasy w których bym ciebie posłuchał są daleko za nami.
- Jak sobie chcesz. Ale kolejny gość może nie składać tak dobrej propozycji jak ja. Poza tym...wolałabym, żebyś wrócił.
- Sentyment czy wspomnienia?
- Zdecydowanie sentyment. Powiedzmy przez wzgląd na dawne czasy.
- Odpowiedź brzmi "nie". Powiedz Legatowi, że się nie zgadzam. Jeśli wpadł w beczkę romulańskiej Pepsi to niech sam ją wypije, albo wynajmie kogoś innego.
- Jak chcesz. Aha. Przekaż temu romulakowi co rzucił cegłą moje najwyższe wyrazy uznania. O mały włos mnie nie trafił. Widać, że to zawodowiec.
Coś minęło stojącego w progu Gula i znikło na korytarzu. Adirm z podziwem przyglądał się miękkim, prawie kocim ruchom zawodowego zabójcy(nie to co pijackie obijanie się od ścian). Chwilę później korytarzem przybiegł Dexter.
- Jesteś cały? Widziałem kogoś biegnącego korytarzem, ale zaraz skręcił za róg. - wydyszał romulanin.
- Taa. Nic mi nie jest. Pewnie ci się wydawało. To przez te słabe oświetlenie. - wskazał ręką przyciemnione świetlówki.
- Na pewno? - Dexter zajrzał do ciemnej kajuty kardazjanina. Nagle się zatrzymał i pociągnął nosem powietrze - Co jest grane Gul? - spytał.
- Niby co? - udawał głupiego Adirm.
- Przestań się wykręcać. Powiedz lepiej co w twojej kajucie robiła kobieta?
- Kobieta? U mnie? To chyba Barby jak już musisz wie...
- Nie zapominaj, że rozmawiasz z romulaninem. Kto to był?
- Nie muszę ci nic mówić. - odezwał się Gul i wszedł do pokoju.
Dexter stwierdził, że więcej z Gula nie wyciśnie konwencjonalnymi metodami. Zanim ten usiadł na pryczy oberwał rurką w głowę. Dexter spokojnie związał go sznurem(wiele razy trenował tę sztukę z Selą - nowym supertajnym wcieleniem PIJAKA) i zawlókł do pokoju zapraw, gdzie zwołał resztę załogi na nadzwyczajne zebranie. Wyrwani od obowiązków Browarkowicze porzucili swoje zajęcia(czyli picie) i przyszli (lub przypełzli) najszybciej jak mogli. Yeto w ogóle nie musiał tego robić, gdyż profilaktycznie leżał pod stołem od kilku godzin.
- Mamy problem. - rzucił na wstępie Dexter(Adirma też rzucił) - Ktoś chce się pozbyć Gula.
Okrzyk przerażenia wydostał się z kilkunastu gardeł zebranych w pomieszczeniu.
- Co zrobimy bez jego dyplomacji? - spytał Tasmanus.
- Bez niego nie będziemy mogli złupić nawet pojedynczego statku Ferengi! - krzyczał Beerman.
- Katastrofa!
- Zgadzam się, że utrata Gula byłaby najstraszniejszym wydarzenie od długiego już czasu istnienia naszego okrętu(Niech mu będzie na zdrowie!). Jeśli go zabraknie możemy mieć kłopoty z wytwarzaniem piwa, lub co gorsza, Federacja przerobi nas na statek pełen abstynencji...
- Nie! Musimy się jakoś bronić! - ryknął Matrox i zmienił w transparent: "Porywaczom Gula nasze stanowcze Nie!".
- Musimy się dowiedzieć kim był Adirm zanim dostał się na pokład. To może nam pomóc w wyjaśnieniu tajemnicy zamachowca. - rozkazał kapitan - Chyba, że to znowu sprawka romulan.
- Daj spokój. To poważna sprawa. Może jestem nieco ekstremistyczny(tylu jeszcze rzeczy o mnie nie wiecie...), ale nie na tyle wyrafinowany by mazać na ścianie napis farbą, by przerazić ducha towarzystwa. Tak w ogóle to kto to jest ten Legat? - zripostował Dexter.
- Dobre pytanie. - rzucił Yeto zaskakująco trzeźwo jak na swój stan(w tym stadium nie pamiętał co wcześniej mówił. Jego uwagę skutecznie odwracały latające kaloryfery i Sadam Husein na latającym dywanie zrzucający na defilujące wojska NATO puste butelki po winie).
- Mogę go wybadać, ale to potrwa. - stwierdziła Sinares i uruchomiła swoje zintegrowane przyrządy.
- No. To zrób użytek ze swoich implantów i wybadaj co jest grane. Zacznij od zaraz. Jako, że sprawa jest najwyższej wagi wprowadzam czasową prohibicję - stwierdził kacpitan.
- No nie. Znowu... - jęknął Izmek - dlaczego zawsze jak mówisz coś takiego, to dzieje się potem armagedon? Najpierw Szprot, potem Wódko Pozwól Żyć, a ostatnio Ekstrema...
- To po to, żeby autor mógł pokazać dramatyczność sytuacji - odezwał się Yeto, ale nikt nie zrozumiał o co mu może chodzić tym razem. Tym bardziej, że Yeto zaczął rzucać puszkami z pifem.
- Bez dyskusji. Prohibicja zaczyna się od zaraz. - Dexter uspokoił tłum - Przejdę do sedna. Czy ktoś z was zbliżał się w ciągu ostatnich kilku minut do kajuty Gula?
- Ja nawet nie wiem gdzie jest pomieszczenie maszynowni, a co dopiero jego kajuta - odezwała się Agnes.
- Właśnie przed kilkoma minutami tam kogoś widziałem, ale Adirm nic mi nie powiedział. Sądzę, że mamy na pokładzie zabójcę i to jego wystraszył się Gul. Co więcej jestem pewny, że to kobieta.
- Kobieta? Tutaj?! I ja nic o tym nie wiem?! Niemożliwe. Musiałeś się pomylić - Scamp jak wiadomo potrafił zwęszyć damskie majteczki z odległości 14 kilometrów i to idąc z wiatrem.
- A jednak jestem pewny, że Adirm kontaktował się z kobietą. To ona zgasiła światło. Nie wiem kto to, ale jest szybka i uważna. Oszukała twoje zmysły maskując zapach majteczek bajorańskim spirytusem. - sztuczka znana już wojny partyzanckiej - Wątpię, żeby ktokolwiek z nas potrafił ją znaleźć, nawet jeśli byłaby tuż za naszymi plecami - kontynuował Dexter.
Wszyscy jak na zawołanie odwrócili się do tyłu i nie widząc nikogo z ulgą wrócili do dawnej pozycji.
- Trzeba wybadać kto to. Niech Norbert przygotuje sale "Tortur Cielesnych I Nie Tylko" na ekstrakcję wiadomości z Gula. - rozkazał Przemek.
- Ale nigdy nie stosowaliśmy tego na załodze. - krzyknął Izmek.
- Nieprawda! Ja raz posadziłem tam Ausira, ale pozostawiłem go tam trochę za długo i promieniowanie podprocentowe usmażyło mu przekaźniki chemiczne w mózgu. - odkrzyknął Ajos.
- Mówiłeś przecież, że to dlatego, że jest uczulony na gaz pifny! - krzyknął Matrox.
- Tak mówiłem? Niemożliwe. Coś ci się wydawało... - odpowiedział spokojnie bajoranin.
- Ja też pamiętam coś o uczuleniu - odezwał się Ausir.
- Ty wtedy nie żyłeś, więc się nie liczysz - odezwał się Yeto i wypełzł spod stołu.
- Spokój. Niech Norbert przygotuje pomieszczenie. Gul może i jest z nami, ale trzeba go chronić nawet za cenę kilku przekaźników. - odezwał się kacpitan rozstrzygając spór - Tymczasem niech Izmek i Beerman trzymają straż. I zabezpieczcie zapasy nierafinowanej bimbrozji.
- Dobra. - odpowiedział Izmek. Szturchnął mechanika i zawlekli Adirma do sali tortur.

Pół godziny później.

- Możesz mi wyjaśnić jak to działa? - spytał się kacpitan lustrując uważnie fotel nad którym unosiła się głowica hiperprocentostymulatora.
- Bardzo prosto. Sadza się ofia... to jest klienta na fotelu i mocno związuje. Potem bombarduje się jego mózg skompresowaną wiązką nanoprocentową, jednocześnie pokazując na ekranie pytania, na które chce się poznać odpowiedzi. Dodatkowo można też zaaplikować 25% roztwór wodzianu spirytusu, żeby pobudzić ośrodki pamięci. Albo zaaplikować gaz pifny lub spirytusowy. - wyjaśnił pokrótce Ajos.
- A gdzie można zobaczyć wyniki przesłuchania? - spytał Norbert.
- W pokoju kontrolnym.
- To zaczynajmy.
Grupa zostawiła związanego Gula na fotelu i przeszła do wydzielonego pomieszczenia. W międzyczasie Adirm zdążył się ocknąć z odrętwienia spowodowanego uderzeniem rurki i teraz z całą siłą napierał na więzy.
- Co kurfa wyprawiacie?! Zabiję was! Wszystkich! Odseparuję od alkoholu, a potem z tego co zostanie zrobię wodę mineralną! - wrzasnął.
- Ocknął się. Znaczy możemy zaczynać. - rzucił Ajot zupełnie ignorując groźby i uruchomił maszynę.
Gul spojrzał na ekran, ale nie wywołało to pożądanego efektu i na ekranie w sterowni nie pojawiło się nic oprócz białego szumu.
- Zakatrupię was! Myślicie, że co? Adirm taka miękka faja jest?! To ja wam jeszcze pokaże!
- Zwiększam intensywność promieniowania - zawyrokował Ajos i przekręcił pokrętło na tablicy rozdzielczej(na maksimum).
Gul spojrzał na ekran i przestał się wyrywać. Z ust zaczęła kapać mu ślina, jak u paranoika, który po raz pierwszy widzi kufel piwa. Źrenice rozszerzyły mu się do granic możliwości, a z uszu zaczęła wydobywać się para. Jednocześnie na ekranie kontrolnym pojawiła się tęcza barw i widać było napis: "Telewizja Publiczna Adirm TV zaprasza na program".
- Działa. Mamy podgląd. O co mam go zapytać? - spytał się Ajos.
- Spytaj go kto to jest Legat.
Ajos podszedł do klawiatury i wpisał: "Kto to jest Legat?". Po chwili tęczę barw zastąpiła prezenterka telewizyjna.
- Jeśli właśnie przełączyliście państwo program na ten kanał to trafiliście na wiadomości, na które serdecznie zapraszam. - powiedziała kardazjanka i znikła. Na ekranie pojawiła się kolejna kobitka.
- Witam w wieczornym wydaniu wiadomości "Adirm News". Jedynych wiadomości stu procentowo pewnych, bo pochodzących z mózgu - powiedziała kobitka i rozpoczęła przegląd informacji - Legat przewodniczącym Kasty? Znany aktor, Legat Dzek, właśnie zgłosił swoją kandydaturę na przewodniczącego Rady Drapaka. Jego wygrana jest bardzo prawdopodobna, ze względu na brak innych kandydatów. Ostatni z nich - Legat Ausir - wycofał się gdy do prasy, oczywiście zupełnie przypadkowo przeniknął film przedstawiający go jak pije kanar z bajorankami.
- Czy ona powiedziała Ausir? - spytał Przemek z niedowierzaniem.
- Eee tam. Pewnie zbieżność nazw. - skomentował Ajos.
Ekran nagle wypełniła nowa tablica z napisem: "Z ostatniej chwili".
- Właśnie otrzymaliśmy doniesienie jakoby Legat Dzek został przewodniczącym Kasty Spirytusowej. Funkcję przewodniczącego Rady Drapaka pełnić będzie Gul Drwal.
- Spytaj się o przeszłość Gula. - Dexter szturchnął Ajosa.
- Kim jesteś Adirm? - głos Ajosa rozbrzmiewał w pokoju ze śliniącym się Gulem.
Kobieta na ekranie skończyła przemowę.
- A teraz zapraszam na program przyrodniczy pod tytułem: "Dni zabójcy".
Na ekranie pojawiły się pierwsze sceny jakie pamiętał Gul. Najpierw widok kufla stojącego w żłobku na stole kardazjanki, zajmującej się maluchami, potem kilka urywanych scen z bliżej nie sprecyzowanych imprez. W pewnym momencie dane przestały napływać sporadycznie i zebrani zobaczyli twarz Legata.
- Witaj w naszych szeregach. Pamiętaj! Wypełniaj nasze rozkazy, a będzie ci się żyło dobrze i wygodnie. Popełnij błąd, a moi zabójcy dorwą cię wszędzie. - rzucił Legat
- Aa! Legat jest w moim telewizorze i mówi, że mnie dorwie wszędzie! - rozległ się krzyk Tasmanusa dobiegający z sąsiedniej kajuty.
- Ups! Sorry Tasman! - Ajos przełączył coś na tablicy rozdzielczej.
- A teraz witam absolwentów na spotkanie inauguracyjne - kontynuował kardach w ciemnych okularach.
Tymczasem na ekranie pojawił się jakiś bajoranin. Po chwili pokazały się też wielkie łapy Gula i wrzuciły ofiarę do wielkiej beczki.
- Cholera! On był zabójca! - krzyknął Dexter.
- Gul?! Niemożliwe! On się do tego nie nadaje.
- Kiedyś wbiłem się do holodeku, kiedy Gul tam rezydował. Wiecie co zastałem? Adirma, jak po cichu skrada się do leżącej na łożu bajoranki. A potem...
- I co w tym dziwnego? Ja też znam ten... - Yeto przerwał w pól słowa i wypełzł z pokoju.
- Dobra, nieważne. - uciął Dexter.
- Kto to jest? - spytał w pewnym momencie Przemek pokazując postać kardazjanki, która przez ostatnie sekundy pojawiała się na ekranie nader często.
- Whoa! - westchnął Ajos - Adirm miał dobry gust...
- Ona używa bajorańskiego spirytusu! To jego czułem dziś u Gula! - krzyknął Dexter
- Aaa! Ludzie Legata tu są! - zawtórował Scamp.
- Wiemy już to co chcemy. Wyłącz to coś i dawaj tu Adirma, zanim się utopi! Trzeba go ewakuować! I daj kaftan bezpieczeństwa.
- Sie wie. - odpowiedział Ajos. Chciał ruszyć gałką na pozycje "zero", ale zanim jej dotknął maszyna rozleciała się na kawałki.
- Sabotażyści! - krzyczał w obłokach dymu.
- Bij! Zabij! - warknął Scamp.
- Gulu! Nie intubuj! - krzyknął ktoś z korytarza, ale zaraz umilkł.
- Nie widzę Adirma! - krzyknął w pewnym momencie Norbert.
- Oślepiło mi nanosondy! Jestem ślepy! - darł się KoB, który dopiero co wszedł przez drzwi.
Po kilku minutach było po wszystkim. Ajos topił smutki po stracie swojej maszyny, którą tak długo składał z części zamiennych produkowanych tylko w stacji Tantalus(Browarek był tam tylko raz, ale to wystarczyło: Lubisz piwo. Gdy nie będzie go w pobliżu będzie czul straszne uczucie suszenia w gardle). KoB leżał pod ścianą i uczył nanosondy noszenia okularów przeciwsłonecznych, żeby już nic ich nie mogło oślepić w przyszłości. Tasmanus został znaleziony w progu z leżącą obok rurką intubacyjną. Dexter poszedł poszukać Adirma. Za chwile wrócił z krzykiem.
- Nie ma go! Porwali Gula! - ryknął do zebranych.
- Co? Komputer! Namierz Gula. - rozkazał Przemek.
- Adirm znajduje się w ładowni numer...w maszynowni...w mesie. Cholera, on jest wszędzie. - zirytował się komputer - Moment. Coś startuje na pokładzie hangarowym.
- To my mamy pokład hangarowy? - spytał zdumiony Yeto.
- Do hangaru! - rozkazał załodze kacpitan.
Gdy dotarli na miejsce ujrzeli cztery nowiutkie promy klasy Lone Brooowiec(nigdy nie używane, bo od kilku miesięcy nikt tu nie zajrzał). W kącie stał zakurzony Profiant.
- A. Wiec to tu go zaparkowałem - odezwał się Dexter.
Jeden z promów nagle uniósł się w powietrze. W jego kabinie przez moment zauważyli kardazjankę i przywiązanego do fotela wydzierającego się Gula(albo obleśnie uśmiechniętego. Nie udało się poznać). Pojazd ustawił się wyrzutniami rakiet japcochowych w kierunku zebranych. Kardazjanka włączyła zewnętrzny megafon w kształcie kieliszka.
- Nie zbliżajcie się. Adirm należy teraz do mnie, Legata i całego narodu kardazjańskiego. Nie ścigajcie nas, albo komuś stanie się krzywda. - odezwała się. W tle słychać było jęki Adirma(czyli jednak się nie uśmiechał) - W ogóle co wy mieliście zamiar mu zrobić. Biedak prawie się upiekł...
- My tylko chcieliśmy dowiedzieć się... - zaczął Ausir
- Cisza! - krzyknęła przez głośnik.
Ausir w ułamku sekundy rozpadł się na części w wyniku uderzenia promieniem spirytusowym.
- Zabiła Ausira! - krzyknęła głowa tocząc się po podłodze i wpadając do kadzi ze spirytusem - Znowu. To zaczyna być irytujące.
- Ty wredna kardazjańska bestio! - krzyknął Dexter.
- Może innym razem, romulaku. Dziś jestem zajęta. - odezwała się i posłała mu całusa.
Prom rozwalił drzwi hangaru i wszedł w transbeer, pozostawiając załogę Browarka na pastwie abstynenctwa. Przemek biegiem ruszył na mostek.
- Za mną! Jeszcze zdążymy ich namierzyć!
Załoga ruszyła na mostek, ale dotarli tam tylko Dexter, Przemek i Izmek.
- Namierzam ślad wysokoprocentowy promu. - zaraportował Izmek.
- Dorwę cię! To teraz sprawa osobista! - nadawał na wszystkich częstotliwościach Dexter(napędzając niezłego stracha połowie kwadrantu) - A jak już cię złapię to będziesz modlić się o awarię zasilania na holodeku!
- Dexter, skończ te seksistowskie oświadczenia i wprowadź nas na kurs pościgowy. - rozkazał Przemek. - Musimy odbić Gula.

Godzinę później.

- Zobaczysz, już niedługo cię dorwę. Całe Tal Shiar będzie cię szukać! - skończył tyradę Dexter(trzeba mu przyznać, że sam Fidel Castro nie dorastał mu do pięt).
- Właśnie! - krzyknął Yeto - Oddawaj Gula po dobroci, bo inaczej wrzucimy cię do zbiornika z płynną bimbrozją i rozpuści ci się cały lakier z paznokci - Yeto wiedział jak przerazić kobietę.
- Wiem dokąd lecą - odezwała się Sinares - Skontaktowałam się z gościem o ksywie Apoc, a on włamał się do komputera nawigacyjnego promu. Gul i ta kardazjanka lecą do niezamieszkałego układu na granicy strefy zdealkoholizowanej.
- Brr. Strefa zdealkoholizowana. - skomentował Tasmanus.
- Czego ten Apoc zażądał w zamian? - spytał Ajos.
- A niczego specjalnego. Od jakiegoś czasu usiłuje się na mnie zatelnetować, ale bez powodzenia. Wysyła pingi miłości na wszystkie porty i takie tam. Naiwniak zrobi wszystko o co go poproszę...
- A to w porządku. Już myślałem, że będziemy musieli dać coś z zapasów strategicznych... - groźba utraty ostatniej deski ratunku, czyli dwóch beczek wina, wyraźnie ciążyła na bajoraninie.
- Dexter. Weź kurs na ten układ. - rozkazał kapitan - Tymczasem musimy nasz statek zakamuflować i przebrać się za kardazjan. Inaczej utkniemy w strefie na zawsze.
- Idę przygotować narzędzia - odezwał się Norbert i wyszedł z diabolicznym śmiechem.
- Dobra. Co do kamuflażu. Niech Yeto ściąga flagę imprezową i zmieni na kardazjańską.
- A co z Kingiem? - spytał Matrox, wydłużając sobie szyje i dodając na czole charakterystyczny odcisk damskiego buta.
- Racja. Te wszczepy to raczej ciężko będzie wytłumaczyć.
- Bo ja wiem. Powiemy, że szpiegował Borga, albo, jak był mały to wpadł do beczki z nanosondami...
- No. Coś się wymyśli...
Załoga Browarka przygotowywała się do akcji odbicia Gula z rąk straszliwej morderczyni. Norbert miał ręce pełne roboty(i zbędnych tkanek) przy operacyjnych zmianach załogi w kardazjan. Najwięcej problemów miał z Agnes, której jak na złość wciąż odklejało się czoło. Po kilkukrotnych zmianach kleju, stwierdził jednak, że nie będzie kombinował tylko na stałe przyspawa je do czaszki. Po kilku godzinach było po wszystkim.

Tymczasem porwany Gul darł się nadal. Teraz nawet głośniej.
- Tak kotku, trochę wyżej! O! Teraz dobrze! Powoli! Au! To bolało!
- Przed chwilą chciałeś, żeby było szybko! - odezwała się nad jego uchem kardazjanka.
- Zmieniłem zdanie. Uff. Jak mi dobrze. - westchnął Adirm i przeciągnął się z rozkoszą.
- Dawno już nie korzystałam z moich talentów w tej dziedzinie - rzuciła.
- Marnujesz się. - skomentował Gul.
- E tam. Od razu marnuje. Legat też chętnie ze mnie korzysta, kiedy jestem w pobliżu.
- Poważnie? Znasz Legata osobiście?
- W kwestii masażu kręgosłupa Legat ufa tylko mnie.
- Pozwolisz, ze się odpłacę masażem stóp.
- Chętnie.
Adirm wstał z rozłożonego fotela, żeby zrobić miejsce swojej starej partnerce, która rozsiadła się w nim wygodnie.
- Lecimy do jego kryjówki? - spytał po chwili.
- Tak. Od czasu incydentu z wykryciem naszej nieautoryzowanej broni alkoholizacyjnej musi często zmieniać miejsca swojego pobytu.
- Rozumiem. Za jak długo będziemy na miejscu?
- Za jakąś godzinę.
- Hmm. To dość długo...
- Sądziłam, że nie zależy ci na starych związkach...
- Może się myliłem, może po prostu kłamałem...
- Cóż. Jak sam powiedziałeś. Mamy dużo czasu...

- Tak więc przyda nam się wsparcie z waszej strony - zakończył raport Dexter.
- Ok. Możecie na nas liczyć. Pojawimy się na miejscu w umówionym terminie.
Ekran komunikacyjny zgasł. Jednocześnie zebrani kardazjanie czekali zniecierpliwieni na rezultat rozmowy.
- Poseydon jest z nami. Udało mi się też uzyskać zapewnienie, że Federacja Zjednoczonych Napojów Alkoholowych wyśle nam wsparcie kilku kanonierek wysokoprocentowych.
- A co z ruchem Maquis? Oni zawsze nie zgadzali się z abstynencją strefy zdemilitaryzowanej... - spytał rosły kardazjanin głosem Tasmana.
- Z nimi nic nie wiadomo. Może będą, może nie. Zobaczymy czy stawią się na miejscu - skomentował Przemek drapiąc się w swoje nowe czoło.
- A 84.72%?
- To już zależy czy misja Poseydona się powiedzie...
- Cóż. Pozostaje nam wziąć kurs na punkt zborny. - zadecydował Przemek.
- Ta jest. - odpowiedział sternik i Browarek wszedł w transbeer.

- Jak sami widzicie sytuacja jest poważna, a wasza ingerencja konieczna.
- Nie widzimy w porwaniu waszego przyjaciela żadnego zagrożenia. - skomentował Profikus.
- Jeśli Gul zostanie trwale odalkoholizowany to załamie się cały rynek alkoholowy. Nie będziecie mieli żadnych zysków...
- Cały rynek zależy od jednego kardacha?
- Adirm to kluczowa persona. Nasze przetrwanie to wasze przetrwanie. Musicie nam pomóc! - Sha'kul napierał z całej siły.
- Wpierw musimy przemyśleć waszą sprawę. Jeśli zadecydujemy za wsparciem to pojawimy się w punkcie zbornym.
- O nic więcej nie proszę...chociaż. Może tak z dwieście galonów nierafinowanej bimbrozji...
- Oczywiście. Cena nie zmieniła się od ostatniego spotkania.
- Rozumiem. Przynieś beczkę Alex. - zwrócił się do Wolkana.
- Alex przynieś piwo, Alex przynieś rum, Alex ląduj w hangarze, Alex znów rozbiłeś prom...wszystko na mojej głowie. - burczał pod nosem taszcząc sporej wielkości beczkę.
- Towar pierwszej klasy - zapewniał Shak.
- Bimbrozja właśnie jest przetaczana do waszych zbiorników. Dobrze jest robić z wami interesy.
- Nawzajem.
Grupa delegacyjna odprawiła gości i udała się do mesy. W środku reszta załogi już czekała na najświeższe informacje.
- Naradzają się - rzucił Shak.
- Tylko tyle? - spytał Liquid - Trzeba było mnie wysłać. Od razu odbiliby Adirma.
- Spokojnie. Nie będziemy im się narzucać. Nie możemy narażać naszych delikatnych kontaktów handlowych.
- Fakt. Bez bimbrozji byłoby krucho - skomentował Stopper.
- Właśnie. Ale może uda się skontaktować z Zedim. - rzucił propozycję Maq.
- Kapitan Zedi na ratunek! - skomentował sytuację Wildrex.
- Fakt, może jest nieco brutalny i ma zieloną załogę, ale jakieś wsparcie ogniowe ze starego Raidera by się przydało. - rozpatrzył sprawę Shak - Niech Savok zacznie go szukać i poda mu namiary na punkt zborny. Załoga! Rozpi...znaczy rozejść się.
Wszyscy zabrali się za konieczne przeróbki, a Zekk wyznaczył kurs na najbliższą stocznie w celu "odkupienia" kilku dodatkowych nowinek technicznych, czyli miotaczy wysokich procentów, torpedy tributelkowe i kilka innych niezbędnych zabawek. W międzyczasie Stopper zaprojektował nowy pancerz na poszycie okrętu dzięki małej pomocy Q.
- Więc widzicie. Nowy stop charakteryzuje się lepszą osłoną przeciw efektom dysrupcyjnym związanym z rozproszeniem się strumienia antybutelkowego wybijającego dziury w naszym systemie osłon chemicznych. - zakończył pokaz bajoranin.
- Tego...to dobrze. Rozpoczniemy montaż natychmiast. - zadecydował Shak.
- Dobrze, że znamy Q. - skomentował Tim.
- Ano. Ostatnio przeszedł samego siebie dostarczając nam ten prom z XXVIII wieku.
- A co się stało z pasażerem?
- Z Siedem? Nie wiem. Kamp miał ją oprowadzić po okręcie, ale od tego czasu jej nie widziałem...
- Za karę zamontuje ten pancerz.
Kamp miał przez kilka godzin dużo roboty z montażem płyt na kadłubie w dodatku lecąc w Warp...
Jednocześnie wprowadzono też do służby nową broń. Wyrzutnie torped transprocentowych, również dzięki technologii uzyskanej z promu, który przysłał Q.
- Jedna taka torpeda wystarczy by alkoholizować cała załogę okrętu klasy Galaxy. Dzięki nowej budowie quasi-procenty przenikają bezpośrednio przez kadłub. - Stopper jako naukowy zawsze wiedział co do czego służy.
- Taa. Montujemy. Po dwie wyrzutnie na przód i tył. - stwierdził Shak.
- Ok. Będą gotowe za miesiąc - odpowiedział Maq - ale jeśli bardzo chcecie to mogą być na jutro.
- Zawsze mnożysz czas napraw razy trzydzieści? - spytał kapitan.
- Oczywiście...Myślisz, że po pijaku łatwo jest te kable łączyć?
Jak widać załoga pracowała ciężko i ochoczo i niebawem zakończyła przeróbki. Po drodze złupi...znaczy dokonała zakupu kilku gadżetów(z których szczególnie ucieszony był Maq), które usprawniały replikację rumu, oraz zwiększały wydajność czterordzeniowego napędu. Każdy rdzeń składał się z podobnych układów procentowo-anihilacyjnych. Taka moc była niezbędna do otwarcia korytarza łączącego wszechświaty pifny oraz bimbrozyjny. Po dwudziestu czterech godzinach Poseydon wyszedł z Warp w wyznaczonym układzie...

- Już są - zaraportował Ajos.
- Na ekran! - rozkazał Beerman pod nieobecność kacpitana. Jednocześnie wcisnął kilka klawiszy na fotelu.
- Kacpitan na mostek! - rozległo się ze wszystkich komunikatorów.
- Przeklęte guziki! - warknął mechanik i wyrwał panel.
Po chwili na mostek wszedł Przemek.
- Nigdy więcej tego nie rób! - zwrócił się do Beermana ze złością - Właśnie odpaliłem sobie na holodeku mój ulubiony program "Kapitan Procent i planeta amazonek", a ty mi tak brutalnie przerywasz?
- Ok. Więcej już tego nie zrobię. - Beerman wskazał na wyrwaną płytkę i wstał z fotela.
- Raport! - rozkazał kacpitan siadając.
- Są trzy kanonierki z FZNA, Poseydon właśnie wyszedł z Warp a nam skończyło się piwo...
- Katastrofa! - krzyknął Tasmanus.
- Zrób jeszcze raz tą sztuczkę z komunikatorami. Chcę przemówić do załogi - rzucił Przemek do Beermana.
- Wystarczy zewrzeć te dwa kable - Beerman wsadził łapę w panel. Po chwili posypały się z niego iskry, a Bartek z dzikim uśmiechem i naelektryzowanymi włosami wycedził: - Elektryka prąd nie tyka! Możesz nadawać.
- To mówię ja, wasz kacpitan. Doszły mnie słuchy, że skończył się nam zapas alkoholu. Spokojnie, nie panikujcie. Poseydon ma jeszcze niezłe zapasy, ale to ostateczność. Trza nam Gula odbić więc się starajcie!
- Heh. Jestem pewny, że to ich podniesie na duchu - ironicznie stwierdził Izmek.
- Nieważne. Grunt, żeby byli przytomni podczas walki. - oczy Beermana miotały błyskawice(dosłownie) i nawet jedna z nich trafiła Yeto, który tylko otworzył oczy i wypuścił strumień procentowy.
- Już skończyłem nadawać. Możesz wyjąć rękę. - powiedział kacpitan. Beerman przestał miotać miniaturowe pioruny i usiadł przy swoim stanowisku - A ty Yeto masz po sobie posprzątać!
- Ktoś nowy właśnie się pojawił. - powiedział Ajos i wskazał na ekranie nową jednostkę.

- Zedi jest! Ale czym on przyleciał? - spytał Alex
- Nie wiem. Wygląda jak Raider, ale jakiś taki nowy jest. - odpowiedział Maq z niedowierzaniem.
- Ahoj! Tu "Samotny Piwosz". Jak wam się podoba Raider?
- Jest niesamowity. Jak ci się to udało? - spytał Stopper.
- Dorobiłem się trochę na szmuglowaniu napojów wysokoprocentowych przez strefę zdealkoholizowaną. Wysłałem więc okręt do stoczni na remont kapitalny.
- Nieźle wyszło! Jakiś remont uzbrojenia? - wtrącił się do rozmowy oficer komunikatywny Browarka.
- Nie. Uzbrojenie było wymieniane na nowe.
- A co z Pon'Farem? - spytał zaciekawiony Alex
- Nadal tu jest. Też po remoncie. Tym razem ma dodanego autopilota, więc w końcu z dokowaniem nie ma problemów. W jednej z baz w okolicach Badlands zmienili też jego układ skrzydeł na składany. W sumie to całkiem nowa jednostka, którą chętnie przetestuje w walce. - Zedi cieszył się z perspektywy nadciągającej bitwy - Hm. A to co?
- Mamy nowy namiar. Wektor piwo-browiec-alfa. - rzucił Beerman - To 84.72%! - zawyrokował.
- Jeden okręt! Tylko jeden okręt! - zdenerwował się Shodan.
- Z komentarzami wstrzymaj się do walki. - naskoczył na niego Shak - Nie masz pojęcia do czego zdolne są te jednostki. Myślisz, że ekstrema Borga boją się ich tak dla zasady?
- Tego. Sorry...
- Tu mówi kapitan Bimbrus z pokładu niszczyciela "Czysta wyborowa". Zdecydowaliśmy się pomóc wam odbić Adirma za dwie beczki oliwek do Martini. - pojawiła się postać gatunku 84.72%
- Rozumiemy i zgadzamy się. - odezwał się Shak.

- Tu kacpitan do wszystkich jednostek. Wypuszczamy nasze wsparcie. Zróbcie miejsce.
- Zrozumiałem - odezwał się Shak.
- Okidoki - rozległ się głos Zediego.
- Na Wielkie Procenty, już zmieniamy pozycje. - powiedział glos z Czystej.
- Kacpitan do grupy Alfa. Wyprowadźcie je.
Trzy małe promy klasy Lone Broowiec wystrzeliły z hangaru i zajęły pozycję nad Browarkiem. Po chwili z hangaru wyleciała również ciężka jednostka.
- Profiant! On naprawdę istnieje! - darł się jeden z załogantów Zediego. Szybko jednak umilkł.
- Tu Profiant do grupy Alfa i reszty jednostek. Działo jabolowo-procentowe gotowe.
- Kacpitan do wszystkich. Na czas akcji przydzielam wam nowe nazwy. Posługujcie się tylko nimi i zdejmijcie tablice rejestracyjne. Nasza to "Pijany Kardach".
- Promy wraz z Profiantem stanowią eskadrę "Piwosz". - kontynuował Przemek - Poseydon ma oznaczenie Winiacz. "Czysta Wyborowa" otrzymuje oznaczenie Alkoholik. Kanonierki FZNA stanowią eskadrę "Woodzian", "Samotny Piwosz" zostaje przemianowany na "Browar Zemsty"...
- "Browar Zemsty" - zastanawiał się głośno Zedi - podoba mi się. Zapiszcie tą nazwę w bazie. Przyda się kiedyś w razie kontroli - zwrócił się do kogoś na mostku.

- Eskadra Piwosz. Zgłaszać się! - zagrzmiał głos Przemka w kabinach.
- Piwosz jeden - odezwał się Dexter ładując systemy bojowe Profianta.
- Piwosz dwa. Działka procentowe naładowane. - zaraportował Tasmanus.
- Piwosz trzy. Torpedy procentowe w wyrzutniach. Klatka na Gula i sieć przygotowana. - powiedział Yeto.
- Myślicie, że to się uda? - spytała Sinares.
- Nie wiem. - odpowiedział szybko Tasmanus.
- Piwosz cztery. Działko sześciopakowe gotowe. Zasłona denaturatowa gotowa.
- Tu Pijany Kardach to zespołu uderzeniowego. Pamiętacie wszyscy plan? - ponownie odezwał się Przemek.
- Piwosz-1, potwierdzam. - rozległ się głos Scampa.
- Piwosz-3 na pozycji - potwierdził Yeto.
- Spadaj Piwosz-3. Teraz była moja kolej. Piwosz-2 zgłasza się - powiedział Tasmanus.
- Racja Piwosz-3. Naucz się liczyć. Piwosz-4 gotowy. - Matrox ustawił się obok Yeto.
- Eskadra Woodzian gotowa.
- Browar Zemsty gotów do akcji.
- Alkoholik gotowy.
- Poczekajcie chwilę. Mamy drobną usterkę - rozległ się głos Maqa - zostaw te cholerne kable Kamp!
- Ładnie się to zaczyna... - skomentował na fonii Izmek.
- Moment. Mówię, to drobna usterka - w tle słychać było odgłosy kopnięć i kilka wiązanek przekleństw - Ok. Już działa. Przygotujcie się na szok.
Wokół Poseydona wyrosło nagle sześć jednakowych ścian.
- Winiacz gotowy - zaraportował Shak.
- To sześcian ekstremów Borga! Genialne! - rozdarł się Scamp.
- Jak wam się podoba nasza osłona? Trochę kichowa, wiem, ale to dlatego, że Kamp cienko maluje w warunkach bez grawitacji.
- Mnie się podoba. Zamierzacie tak lecieć?
- Nie, to tylko test. Zaraz schowamy pancerz i będzie ok.
Jak na komendę ściany złożyły się w małe segmenty.
- Przytrzasnęło Kampa! - rozległ się głos.
- Wciągnijcie go na pokład! Nogami się nie przejmujcie. Wrócimy po nie później!
- Po..znaczy Winiacz gotowy.
- Kurs na strefę zdealkoholizowaną. System Kielch. Do dna!
Wszystkie statki po kolei weszły w Warp i udały się do prawdopodobnego miejsca przetrzymywania Gula.

- Jesteśmy na miejscu - oznajmiła Jaknal.
- To się nazywa lot z wygodami - westchnął Adirm.
- Tylko sobie nie myśl, że to coś między nami zmienia. Oficjalnie.
- Dobra, ja nic nie wiem.
Prom skierował się na jeden z księżyców.
- Hmm. Atmosfera z płynnego metanolu. Legat wiedział gdzie założyć bazę - skomentował Gul.
- Owszem. Ale pamiętaj, że z nim nie ma żartów. Jeśli nie wrócisz do służby, kto wie co zrobi.
- Niezidentyfikowany prom, to jest przestrzeń kardazjańska. - rozległo się w kabinie - Macie pół sekundy na odpowiedź inaczej otworzymy ogień. Dobra. Sami tego chcieliście!
Prom zatrząsł się od uderzeń dysryptorów wysokoprocentowych.
- Wstrzymajcie ogień! Agent Jaknal JK3342 - odezwała się kardazjanka.
- Ta. I agent Adirm PIFO1. - dorzucił Gul.
- Podana autoryzacja nie odpowiada agentowi Adirmowi!
- Zwariowałeś? Chcesz nas pozabijać Gul? - wydarła się - Proszę wybaczyć koledze. Bredzi. Przerwijcie ostrzał i pozwólcie mi wylądować.
- My tego. Wpadliśmy na grzyby. Pozwólcie żonie wylądować... - ponownie wtrącił się Gul.
- Nie rozumiem. Możecie powtórzyć? - kontrola nie przerywała ognia. Jaknal było coraz trudniej manewrować.
- Zamknij się Adirm! - przełączyła system komunikacyjny w tryb nadawania ciągłego - Kontrola! Przestańcie strzelać! JK3342!
- Zrozumiałem, przerywamy ostrzał. Podchodźcie wektorem winiacz-chochla-pałka. Witajcie w bazie. - kontrola po chwili się wyłączyła.
- Co ci odbiło ty wariacie? - kardazjanka dopiero teraz mogła wyładować złość na Adirmie.
- Chyba mi nie powiesz, że ci się nie podobało? - spytał urażonym tonem Gul.
- Żartujesz? Było ekstra! Nawet lepiej niż pół godziny temu.
Ta wypowiedź wyraźnie podziałała na Adirma dopingująco. Prom zagłębił się w atmosferze księżyca i po kilku minutach lotu wylądował na lądowisku. Jaknal ubrała się w kombinezon chroniący przed tutejszą atmosferą.
- Idziesz już? - spytał się Gul stojąc przy śluzie.
- Moment. Jeszcze tylko hełm. Już.
Gul podszedł i przekręcił kufel w pozycję "otwarte".
- Zaczekaj! A kombinezon?!
- Mnie jest niepotrzebny. Atmosfera jak w zdrową nocną pijatykę w kajucie Tasmana. - Gul wyszedł przed prom - Suuupppeeerrr!
- Wariat. Mówiłam, żebyś się ze mną tutaj nie kłócił. Jeszcze nas Legat zobaczy.
- Chodź wreszcie, bo się zniecierpliwi.
Adirm spokojnym krokiem szedł wdychając ciężką atmosferę metanolu. Dzięki wcześniejszym doświadczeniom ocenił zawartość metanolu na 40%, co sugerowało dwanaście tańczących, niebieskich aligatorów. Za nim powoli kroczyła kardazjanka. Po kilku minutach doszli do zewnętrznej śluzy kompleksu Kasty Alkoholowej. Na drzwiach było napisane: "Ci którzy tu wchodzicie, porzućcie wszelką nadzieje. Powiedziałem wszelką!!! Legat.". Śluza otworzyła się i po chwili Adirm znalazł się w kompleksie.
- Witam w bazie Bimber One - odezwał się stojący przed nim kardazjanin - Jestem Gul Gulasz. Proszę za mną.
- A ja? - spytała Jaknal.
- Ty też. Legat pragnie skorzystać z twoich umiejętności masażystki.
Gul przywitał nową bazę jako jeszcze jedno wspomnienie mrocznych Wojen Alkoholowych. Na ścianach porozwieszane były różnego rodzaju pamiątki. Butelki przednich trunków, nowe rodzaje broni masowego rażenia(bomba kobaltowo-jabolowa na przykład) oraz czasem głowy ich właścicieli. W pewnym momencie Adirm minął stojący na podeście czołg T-34 z napisem Rudy. Obok stał wypchany pies.
- Zdumiewające - szepnął pod nosem.
W dalszej części galerii Legata widniały pamiątki z udanych operacji. Kluczowe miejsca zajmowały jednak trzy obiekty. Widły z podpisem: "Dar Andrew Leppera dla narodu kardazjańskiego", obraz Moneta: Portret Legata, zwycięzcy pod Waterloo, oraz statuetka Majów z podpisem: Quetzalcoatlus Legatus(latający pierzasty Legat). Jak widać Dzek ciężko pracował na swój wizerunek i chociaż od dłuższego czasu nikogo już nie zgładził, to nadal zachował swoje specyficzne poczucie humoru. Adirm poczuł je pierwszy, gdy strzałka ugodziła go w tors. Momentalnie dostał paraliżu i zastygł z miną zaskoczenia, co niezwykle ubawiło kardazjankę.

- Widzisz Adirm. Zawsze chciałem mieć zdjęcie twojej twarzy z takim wyrazem zaskoczenia. - Legat odwrócił się w krześle i zrobił zdjęcie Gulowi - No co jest? Uśmiechnij się! - podszedł do sztywnego Gula i klepnął po ramieniu. Efekt był natychmiastowy. Gul poleciał na dechy jak długi.
- Gratuluje wykonania zadania agencie Jaknal - zwrócił się do kardazjanki - proszę jednak by na razie opuściła pani pokój.
- Oczywiście sir.
Gdy tylko wyszła z pokoju Legat zaaplikował Gulowi antidotum i ofiarował zimne piwo.
- Przejdźmy zatem do interesów. Wiesz po co cię tutaj sprowadziłem?
- Muszę ci się przyznać, że sądziłem, że po to by mnie zgładzić. - odparł Adirm pijąc spokojnie pifko.
- Cóż. Powiedzmy, że przeszło mi to przez myśl. Ale stwierdziłem, że lepiej będzie poczekaj na rozwój wypadków. A teraz proszę. Miałem rację. Widzisz Gul. Potrzebuję takiego agenta jak ty.
- Nie masz dość swoich? Ta co mnie zwiozła.
- Jaknal? Moja chluba i duma. Najlepsza agentka od czasów...ciebie.
- Taaa, w takim razie dlaczego jej nie wysłałeś?
- Nie ma odpowiedniego doświadczenia, a sprawa jest delikatna. Wiesz kto to jest Kahless?
- O ile pamiętam postać z mitologii klingońskiej...
- Coś więcej. To jeden z kolekcjonerów rzadkich i niebezpiecznych kart ukrywający się pod tą nazwą.
- Likwidacja, czy mam działać spontanicznie?
- Wystarczy jak odbierzesz mu pewną kartę.
- A jeśli się nie zgodzę? - spytał Gul
Legat uniósł się z fotela i przelewitował do szafki znajdującej się w pobliżu i uchylił jej drzwi pokazując Adirmowi zawartość kilku przezroczystych beczek...
- Nie zrobisz tego! - wrzasnął Adirm.
- Racja. - westchnął Legat i zamknął szafę - Skoro nie przekonałem cię do tej pory to widzę, że zasługujesz na bardziej radykalne postępowanie.
Dzek spojrzał się na linę, która w oka mgnieniu odwinęła się ze stojącej w pobliżu beczki i unieruchomiła Gula w fotelu. Legat przelewitował do niego i spojrzał mu w oczy.
- Adirm! Jestem twoim ojcem!
- Nie! To niemożliwe!
- No może masz rację, ale to nieistotne! Przyłącz się do mnie w ciemnej stronie! - rozkazał.
- Nigdy!
- Takie jest twoje przeznaczenie!
- Przeznaczenie - wyjąkał Gul. Jego oczy nerwowo szukały oparcia w czymś znanym. Zatrzymały się na kuflu piwa.
- Spójrz na mnie! - Legat spojrzeniem rozwalił kufel na kawałki. Adirm zmiękł i zaprzestał walki.
- W ciągu kilku najbliższych dni odbędziesz trening na mojej stacji "Gwieździe Procentów". Zgłębisz tajniki ciemnego piwa i zostaniesz moim osobistym agentem.
- Tak panie - powiedział sztywno Gul.
- Hueh. Zawsze działa - zaśmiał się Legat rozwiązując go, po czym obaj przeszli przez ścianę.

- Jesteśmy na miejscu! Eskadra Piwosz i Woodzian na pozycję, Alkoholik i Winiacz zabezpiecza tyły.
- Rozumiem Pijany Kardach.
- Potwierdzam.
- Gdzie jest ta baza? Niczego tu nie widzę - rozległ się głos Yeto.
- Niezidentyfikowane okręty! To przestrzeń kardazjańska! Macie pół sekundy na opuszczenie terytorium. Zostaliście ostrzeżeni. Ognia!
- Wiedziałem, że na kardachów zawsze można liczyć. - skomentował Dexter - macie namiar na to centrum kontroli ognia?
- Potwierdzam Piwosz-1. Trzeci księżyc wokół tego gazowego giganta.
- Eskadra Woodzian. Przygotujcie się.
- Zrozumiałem.
Trzy niewielkie okręty utworzyły trójkąt i rozpoczęły ostrzał stanowiska kontroli uzbrojenia. Jednocześnie ludzie Legata nie pozostali dłużni.
- Alkoholik wspomóż eskadrę Woodzian. - rozległ się głos Przemka.
- Browar Zemsty do reszty. Mnie się nie chce czekać... - Zedi był zniecierpliwiony.
- Zgoda Browar. Bombardujcie platformy obronne.
- Wystrzelić Pieśń Pawia - rozległ się głos klingona - Za Gula!
Od Raidera odłączyła się mniejsza jednostka i rozpoczęła wymianę ognia z kilkoma platformami obrony planetarnej. Jednocześnie eskadra Woodzian zniszczyła stanowisko sterowania działami naziemnymi.
- Kontrola sterowania ogniem zlikwidowana. - zaraportował oficer.
- Woodzian. Poszerzcie lukę dla eskadry Piwosz! - krzyknął Dexter - Nasza kolej chłopaki!
Promy i Profiant wyminęły Alkoholika i przeleciały obok jednostek należących do FZNA. Po chwili weszły w gęstą atmosferę.
- Dobra nasza. Winiacz. Zabezpiecz nas od strony tego gazowego giganta. - rozkazał Przemek.
- Zrozumiałem Pijany Kardach.
Tymczasem Zedi i jego miniaturowa eskadra systematycznie niszczyli obronę planetarną.
- Mam coś nowego. Nadlatuje z wektora bimber-szklanka-frajer.
- Identyfikacja? - spytał Zedi.
- Cokolwiek to jest, nie należy do nas.
- Nawiążcie łączność z resztą zespołu.
- Gotowe.
- Browar Zemsty do reszty zespołu. Coś odleciało z planety. Jesteśmy za daleko do przechwycenia.
- Tu Pijany Kardach. Zrozumiałem.
- Winiacz! Widzisz go? - spytał Przemek.
- Potwierdzam. Wektor pifo-kufel-jasne. Odległość...cztery rzuty kuflem. Spróbujemy go przechwycić.

- Cholera nic nie widzę przez tą mgłę - komentował Matrox.
- Otwórz okno tak jak ja. Od razu zobaczysz więcej. Kolory, piękne kolory. Odsuń się kretynie, myślisz, że ten prom należy do ciebie?! - odezwał się Yeto.
- Piwosz-3. Co ty wyprawiasz? Zakręć szybę! - słychać było głos Tasmana.
- Kiedy mnie tak dobrze! Ale ten żółty nosorożec ciągle siada na przyrządach. A sio!- krzyknął Yeto.
- E tam. Zostaw. Poradzi sobie - stwierdził Scamp - Oho. Mam Gula na skanie. Kierujcie się na przesłane współrzędne.
- Czy to jest kanion? - spytała Sinares.
- Tak. Trzymajcie się kanionu i lećcie nisko. Tam jest sporo dział, ale jesteśmy na nie za szybcy.
- Oki.
- Piwosz-1 do reszty eskadry. Wchodzę w kanion.
- Rozumiem Piwosz-1. Schodzimy za tobą. - odezwał się Tasman.
Profiant wynurzył się z mgły i wpadł do wąskiego, długiego kanionu. Zaraz za nim weszły pozostałe trzy promy.
- Cholernie tu ciasno! - warknął Dexter.
- To nie moja wina. - krzyknął Scamp myśląc, że to siedząca mu na kolanach Barby.
- Nieważne. Utrzymamy się. Dystans do piersiówki Gula?
- Osiem rzutów kuflem, siedem, sześć...
- Przygotujcie uzbrojenie. - rozkazał Dexter.
- Wszystko w normie.
- U mnie też.
- Klatka gotowa, napięcie podłączone. Wyrzutnia sieci działa.
- Trzy, dwa, jeden.
- Mam namiar.
- Sieć poszła. Trafiony! - krzyknął Yeto.
- Wciągnij go na pokład i spadamy! - zawyrokował Tasmanus.
- Silny ostrzał z wektora...z wektora...cholera z lewej do mnie walą jakimiś jabolami! - krzyczał Tasmanus.
- Uważajcie, to zasadzka! - rozdarł się Dexter.
- Mam go w klatce! - krzyknął Yeto.
- Czekaj zaraz ci pomogę! - krzyczał Matrox.
Dźwięk komunikatu zagłuszyło przez moment wypluwanie przez Piwosza-4 sześciopaków.
- Dwa myśliwce zniszczone. - zaraportował.
- Dzięki Piwosz-4. - rozległ się głos Tasmanusa.
- Auu! - usłyszeli kobiecy głos.
- Skąd to?! - spytał Dexter.
- Tu Piwosz-3. Nie uwierzycie. Gul zmienił się w kobietę! - Yeto był podekscytowany jak nigdy.
- Że co? Powiedziałem zakręć szybę! - Tasman się poważnie zdenerwował.
- Nie czas teraz na to. Wynośmy się stąd! - Dexter miał zamiar rozpatrzyć winę Yeto później.

- Tu Winiacz. Nie możemy dogonić celu. To chyba jakaś mała kapsuła. Zaraz będziemy mieć wyniki skanu. O cholera!
- Raport Winiacz! - zdenerwował się Przemek.
- To nie kapsuła! To Legat w próżni lewituje! A obok niego Gul!
- Co takiego?! Pijany Kardach do grupy uderzeniowej. Przechwycić nowy cel!
- Tu Dex...r. Gu....ie...ło...na pla....e. Jes....y....kowa.....myśliw....
- Browar Zemsty! Pomórz eskadrze Piwosz! - rozkazał Przemek.
- Robi się.
Grupa ruszyła w pościg za oddalającym się Legatem i jego nowym uczniem, jednocześnie z tyłu widać było jak Raider z Pon'Farem dziesiątkuje myśliwce obrony planetarnej. Po kilkunastu sekundach z atmosfery wyłoniła się eskadra Piwosz.
- Dzięki za pomoc Browar Zemsty.
- Nie ma problemu! Zostało dla nas coś na powierzchni? - spytał Zedi
- Obawiam się, że nie. Sinares zrzuciła na bazę dwie bomby trójbutelkowe.
- Rozumiem. Trudno.
- Nie ma to jak powiew zimnej próżni - stwierdził Yeto marzycielsko.
- Piwosz-3. Zamknij to cholerne okno!
- Ratunku! Niech ktoś mi pomoże! - w komunikatorach rozległ się kobiecy krzyk.
- Cholera, Yeto miał rację. Gul faktycznie zmienił się w kobietę! - skomentował Tasmanus - Albo Legat urwał mu jądro!
- Mam dwa jądra, jestem lepszy od Gula - stwierdził Yeto.
- Nie jestem Adirm idioci! Zrobię wszystko, tylko każcie temu wariatowi zamknąć okno! - wołał głos.
- Wszystko?! Wszystko to ja z tobą zrobię! Tak jak obiecałem! Na holodeku! - odezwał się Dexter rozpoznając głos - Zamknij okno Yeto. Musimy odstawić gościa do mojej kwa...znaczy do celi.
- Jak chcesz. - Yeto zamknął szybę. Jednocześnie wołanie o pomoc wyraźnie ucichło.
Tymczasem Winiacz miał wyraźne trudności z nadgonieniem celu.
- Winiacz do eskadry. Nie wiem jak to możliwe, ale Legat jest od nas szybszy. - zaraportował Shak.
- Spokojnie Winiacz. Dopóki kieruje się do tego gazowego giganta nie będzie problemu. W atmosferze będzie musiał zwolnić - wydedukował Izmek.
- Zrozumiałem. Wstrzymuję się z akcją.
- Coś mi się nie podoba w tym gigancie. - pomyślał na głos Matrox - czy ktoś z was go skanował?
- Nie.
- Nie Piwosz-4.
- Wykrywam jakieś wahania podprocentowe. Dziwne. - odezwał się Zedi.
- Na Wielkie procenty! Niech wszyscy się wycofają! Natychmiast - głos kapitana Bimbra zagłuszył wszystkich.
Wszystkie jednostki odskoczyły od celu jak pijak od butelki wody mineralnej.
- Co? Co? - krzyczał Tasman.
- Co się dzieje? - ryknął Zedi.
- Ten gigant. To nie jest gigant. To nie jest planeta! - krzyczał kapitan okrętu 84.72%.
Na oczach załóg ze środka planety wyleciała świecąca się na pomarańczowo sfera.
- Toż to sfera ekstremów Borga!
- Pomarańczowa? Legat chyba wyremontował jedną z kul!
- Uważajcie! Nie wiadomo w co jest uzbrojona!
W tym samym momencie pomarańczowy promień wystrzelił ze sfery i dokumentnie zniszczył jedną z kanonierek.
- Wycofać się! Wycofać się! - krzyczał Przemek.
Poseydon rozwinął pancerz ochronny. Tylko dzięki temu udało mu się przetrwać uderzenie superbroni Legata.
- Nasz pancerz jest poważnie uszkodzony! - raportował Stopper.
- Musimy się wycofać!
- Do wszystkich jednostek. Jest oczywiste, że nie poradzimy sobie z zagrożeniem. Wycofujemy się na punkt zborny. Powodzenia! - rozległ się głos Przemka.
Kula Legata zniszczyła jeszcze jedną kanonierkę, po czym znikła w korytarzu transdarkbeer. Grupa uderzeniowa Browarka rozpierzchła się na wszystkie strony po czym skierowała najszybciej jak mogła do punktu zbornego, który był wyznaczany przez pozostawione tam kończyny Kampa.

- Jak sam widzisz mój uczniu, twoi przyjaciele opuścili cię. - Niskim tonem mówił Legat - teraz przejdziesz szkolenie, które pozwoli ci przypomnieć sobie stare czasy jako agent.
- Tak panie.
- Panie. Właśnie otrzymaliśmy raport z powierzchni. Zasadzka okazała się nieskuteczna. Nie mamy informacji co stało się z agentką Jaknal. Nie znaleziono jej w miejscu zdarzenia. Wszystkie jednostki przeciwnika zostały odparte i wycofały się. Baza doznała jednak ciężkich uszkodzeń. Prawie wszystkie pamiątki zostały zniszczone. Ocalały tylko okulary Elvisa i głowa Rosie O'Donell.
- Ci nędzni wywrotowcy zapłacą mi za to! Ale zemsta może poczekać. Najlepsza jest wtedy, gdy jest niespodziewana. Smithers...znaczy Adirm! Idź do holokabiny. Tam już cię wprowadzą w tajniki zadania.
- Tak panie.

- Co wiesz o Legacie! - Dexter wyraźnie miał ochotę na dłuższą rozmowę.
- A kto to jest Legat? - spytała z udawanym zdziwieniem.
- Sama tego chciałaś! - Dexter polał jej rękę wodzianem spirytusu.
- Moje paznokcie! Moje piękne paznokcie! Jak mogłeś! - zirytowała się - wiesz ile mnie kosztowało utrzymanie ich w takim stanie?!
- To dopiero początek. Wyobraź sobie co się stanie, gdy wyleję na ciebie całą zawartość zbiornika. - straszył dalej Dexter.
- To na co czekasz? - spytała wyzywająco.
- Prawdę mówiąc mnie to wisi czy się najpierw utopisz, czy roztopisz kropla, po kropli...
- Zimny drań!
- Cholerna sabotażystka!

- Co on z nią tak długo robi - Przemek nie mógł się doczekać wyników przesłuchania.
- Nie wiem, ale to zawodowiec. Nie przeszkadzajmy mu. - stwierdził Izmek.
- Czy ja słyszałem jakieś krzyki? - spytał Yeto.
- No. Mnie się też tak wydawało. O znowu! - rzucił Tasman.
- To dopiero profesjonalista. Słyszycie te wrzaski? - niedowierzał King.
- Muszę przyznać, że czasem dobrze jest mieć romulaka w załodze - skomentował Przemek - Ich metody może są brutalne, ale za to skuteczne.

Kilkanaście minut później.

- Ona tam krzyczy i krzyczy. Czy ten Dexter nie zna litości? - spytał się Matrox.
- Fakt. Chyba powinniśmy to przerwać. Jakieś granice muszą być. - stwierdził Przemek, ale zanim doszedł do drzwi, te otworzyły się same. Stanął w nich dziko uśmiechnięty Dexter.
- Klientka czuje się dobrze i poszła na ugodę. My pozostawimy ją w załodze, a ona pomoże znaleźć Gula i dodatkowo zobowiązała się do modernizacji destylatorni.
- Przekazała jakieś informacje dotyczące możliwego miejsca pobytu Legata? - spytał kacpitan.
- Jeszcze nie, ale dajcie mi godzinę a wyśpiewa wszystko...A głos to ona ma. Możecie mi wierzyć.
- Dobra. Masz godzinę. Tylko bądź delikatny wobec niej i nie nadużywaj przemocy.
- Ja zawsze jestem delikatny. - odpowiedział Dexter i zamknął drzwi. Po kilkudziesięciu sekundach żałosne zawodzenie kardazjanki rozgorzało na nowo.
- Nie ma co. Profesjonalista w każdym calu. - stwierdził Tasman i powiesił na drzwiach tabliczkę: "Uwaga przesłuchanie! Nie wchodzić!".
- Czas, żeby Norbi zdjął ze mnie te cholerne czoło. Swędzi mnie to jak diabli. - stwierdził Ajos.
- Fakt. Zupełnie się nie przydało. Po co w ogóle nam to było?
Wszyscy(za wyjątkiem Dextera, który właśnie skończył rozwijanie kardazjanki z flagi Romulusa) udali się do ambulatorium, gdzie Norbert uczył Barby, jak zakładać opatrunki przeciwbólowe.
- Czyli muszę najpierw pocałować ofiarę, a dopiero później przywiązać do fotela? - spytała Barby.
- Oczywiście. Nie inaczej. Najpierw musisz... - odwrócił się do reszty załogi - Spodziewam się, że chcecie, się pozbyć tych śmiesznych karbów?
- Jasne. Ja pierwszy - Ajos usiadł na fotelu.
- Dobra. Podaj skalpel Barby - zwrócił się do kardazjańskiej asystentki.
Po kilku minutach Ajos wyglądał już normalnie i Norbert mógł zając się kolejną osobą. Za wyjątkiem Barby, Agnes i Yeto wszyscy zdecydowali się na powrót do normalności (zdecydowano, że Dextera zoperuje się w przyszłym terminie, czyli gdy skończy przesłuchanie).
- A Barby to dlaczego nie? - spytał Ajos.
- To taki eksperyment - odezwał się niewinnie Beerman.
- Aha. Po siedemnastej będzie wolna?
- Nie inaczej.
- Ok
Stan Yeto nadal wskazywał na hiperwentylację spirytusową, więc na razie dano mu spokój. Co do Agnes to sprawa była innej wagi.
- Poczekaj! Wezmę tylko obcęgi i palnik acetylenowo-spirytusowy. - krzyknął Norbert, przypominając sobie, że w jej przypadku musiał przyspawać czoło do czaszki.
- Nie, nawet mi się podoba. Spoko. - zapewniła Agnes.
- Na pewno? Lepiej zgłoś się teraz póki pamiętam jak to zdjąć.
- Nie, obejdzie się.
Tak więc Agnes została nadal zkardazjanizowana, a Browarek nadal bez Adirma na pokładzie leciał do punktu zbornego i nic nie wskazywałoby na jego obecność, no może za wyjątkiem krzyków dobiegających z holodeku...

- W jakim stanie jest osłona? - spytał kapitan.
- Nie do użytku. - odpowiedział bolianin i pociągnął z butelki - Przepaliło wtórne obwody rumonośne.
- A reszta statku?
- Jest w porządku.
- Dobre chociaż to. Poinformujcie mnie jak będziemy na miejscu. W międzyczasie naprawcie co ważniejsze urządzenia.
- Czy oprócz replikatorów mam też uruchomić wyrzutnie torped transprocentowych i resztę uzbrojenia? - spytał Maq
- Tak, tak. Jasne. Prawie o tym zapomniałem. A płyty pancerza rozmontujcie. Może Rex zdoła coś z tego zrobić. Nie wiem. Talerze na zupę albo ozdoby choinkowe może. Jeśli ktoś coś ode mnie chce to jestem na holodeku i nie radzę wchodzić, więc równie dobrze możesz powiedzieć, że nie masz pojęcia gdzie jestem.
- Ok.
Klingon mógł nareszcie poświęcić się swojemu ulubionemu od dłuższego czasu holoprogramowi. Przestały go już interesować kolejne wersje Wolkańskich Niewolnicy Miłości, odrzucił też symulację buntu na pokładzie, który kilkakrotnie już stłumił krwawo i obficie. Teraz jego nowym wyzwaniem stał się holoprogram "Kapitan Procent", otrzymany od Przemka. Shak początkowo przyglądał mu się z niechęcią. Jednak z czasem wciągnęła go ta zabawa. I tak gdy znęcał się bathletem nad przywódczynią kultu smoka Wawelskiego, Poseydon zbliżał się do punktu w którym czekał na niego Browarek.

- Zedi i okręt 84.72% już są. - zaraportował niezdrowo odalkoholizowany Izmek.
- Poseydon i pozostałość eskadry Woodzian też - rzucił Ajos.
- Wywołaj ich.
- Gotowe.
- Tu mówi kacpitan. Mamy nowe informacje dokąd mógł się udać Legat. Musimy tam polecieć i...
- Zwariowałeś? Nie mam zamiaru ryzykować dla jednego kardacha! Ja stąd spadam. - odezwał się kapitan ostatniej kanonierki. Jego okręt wszedł w Warp i po chwili już go nie było.
- Przypomnij mi, żebym zrabował kilka transportów FZNA - rzucił półgłosem Przemek do Tasmana - Jak już mówiłem wiemy gdzie jest Legat.
- Skąd? - spytał zaciekawiony Zedi.
- Udało nam się wziąć więźnia. Dexter się nad nią trochę poznęcał i poszła na ugodę.
- Macie kardazjańskiego więźnia na pokładzie?! - w tle słychać było głos Maqa - Zaraz tam będę!
- Taaak. - westchnął Shak - A jakie macie co do niej plany?
- Na razie zostaje pod kluczem, ale sądzę, że uda nam się ją nawrócić na naszą jasną stronę alkoholizmu. - stwierdził filozoficznie Matrox.
- Dobra. To ja się zgłoszę, jak to wszystko się skończy. Pytanie co robimy w kwestii Gula? - spytał klingon.
- Ja wam mówię lećmy i zniszczmy to okrągłe badziewie! - warknął Zedi.
- Zaraz. To nie takie proste. Trzeba znaleźć jakiś słaby punkt tej kulki. - odpowiedział szybko Przemek - Co nam po spirytusie, jeśli nie będziemy mogli go wypić?
- A King nic o niej nie wie? Myślałem, że to sprzęt orignalnie należący do Borga. - odezwał się Stopper.
- To zupełnie co innego. Ten sprzęt należał do Ekstremów. Nie wiem jakie ma możliwości. - odezwał się KoB.
- Ekstrema Borg. Bueeee. - Tasman nadal miał niemiłe wspomnienia.
- Chodź Tasman. Zagramy partyjkę - postraszyła go Sinares.
- Nnnniiieee!!! - Tasman uciekł z mostka.
- Za to ja wiem kto będzie miał o niej informacje. - rzucił nagle Ajos.
- No nie. Musimy tam lecieć? - spytał podłamany Scamp.
- Obawiam się, że tak. Kurs na Deep Space Zadupie.
Wszystkie statki wyznaczyły kurs i korzystając z wytworzonego przez Browarka korytarza Translightbeer udały się do miejsca przeznaczenia.

- Dobrze! Bardzo dobrze! Skup się! - rozkazywał Legat.
Kilka metrów przed nim Gul gapił się w kufel piwa.
- Wyobraź sobie, że ten kufel jest jak lód. Jeśli dotkniesz go czymś gorącym to popęka. - kontynuował Dzek.
Adirm spojrzał na kufel, który zaczął przed nim dziwnie wibrować. Na chwilę uniósł się w powietrze, jednak zaraz potem ponownie ustawił się na ziemi. Nagle pękł.
- Dobrze. Dobrze. - pora na ostateczny test - Zmierz się ze swoim wrogiem!
Legat znikł. W jego miejscu stał Przemek. Gul szybkim ruchem wyciągnął butelkę i włączył promień. Z jej szyjki wyskoczyło czerwone ostrze skondensowanych nanoprocentów. Powietrze przesyciło się zapachem spirytusu. Gul natarł na przeciwnika zamierzając się mieczem procentowym.
- Wróć do nas Adirm - powiedział Przemek parując ciosy Gula fioletowym ostrzem.
Adirm odskoczył do tyłu, zatoczył półokrąg po czym znikł w chmurze oparów spirytusowych, które nagle wyrosły w miejscu w którym jeszcze przed chwilą stał.
Kacpitan nie ruszył się z miejsca, tylko czekał na kolejny ruch.
- Wróć na jasną stronę piwa. - odezwał się - Ciemna powoduje marskość wątroby!
Atak Gula był szybki i precyzyjny. Pojawił się nagle obok byłego kapitana i szybkim ruchem miecza ściął mu głowę, która potoczyła się do stóp stojącego nieopodal Legata.
- Bardzo dobrze, mój uczniu. Czas na twoje pierwsze zadanie.
Adirm wyłączył butelkoostrze i przypiął je do pasa.

- Witamy na stacji Zadupie. Klingonów prosimy o nie spuszczanie targhów ze smyczy. Dziękuje - odezwał się głos z megafonu przymocowanego w okolicach śluzy, która po chwili otworzyła się z sykiem ukazując promenadę.
- Już wiem dlaczego nie lubię tego miejsca - skomentował Zedi gapiąc się na ferengijskie sklepy wolnocłowe.
- Daj spokój. To jedyne miejsce gdzie można kupić dosłownie wszystko. - odezwał się Ajos.
- Kup pan Ausira, kup pan Ausira! - podszedł do niego sprzedawca.
- Cześć chłopaki. Jestem Ausir - powiedział zakuty w kajdany włochaty gościu.
- Ile?
- Litr bimbrozji.
- Stoi - odezwał się Ajos i zapłacił ostatnią rezerwą alkoholu.
- Zwariowałeś?! To był nasz ostatni alkohol! - krzyknął Scamp.
- Jaki ostatni? - odezwał się Zedi rzucając najbliższym Ferengim i zabierając co prędzej jego trunki.
- Jeszcze cię dopadnę klingonie! Zobaczysz! Odgryzę ci jaja! - krzyczał tamten.
- Poczekajcie chwilę. Muszę złożyć zażalenie. - odezwał się Zedi i ruszył za ferengim. Po kilku sekundach oboje znikli za zaułkiem korytarza.
- Trochę mi szkoda tego ferenga - odezwał się Izmek.
Po chwili Zedi wyszedł zza rogu z kilkoma browcami. Moment później wyszedł wyglądający zaskakująco dobrze ferengi.
- Co mu zrobiłeś?
- Ja? Nic. Pokazałem mu tylko moją wizytówkę, a on dał mi te browce. Dziwne te ferengi są. - skomentował Zedi.
Nie zastanawiając się nad tym faktem załogi ruszyły do baru Ferka(Ajos poszedł do klingońskiego baru podrywać panienki i nażreć się robali, które potem Sinares wyciągała z jego żołądka haczykiem). W środku zastali gromadę najdziwniejszych stworzeń jakie tylko sobie można wyobrazić. Był tam jednooki Bill(zwany Gatesem, bo nosił koszulkę ze średniowieczną bramą), dodatkowe dwa Ausiry(tak samo włochate jak pierwszy), nadziany na widły Lepper(efekt jednej z udanych akcji Legata, o czym nikt nie wiedział. Legat nie lubił konkurencji), pływający w przezroczystej kadzi wypełnionej formaliną Lenin (również dzieło Legata), dziewczyny kręcące kuflami, które skutecznie powstrzymały połowę załóg(co chwila ktoś z tamtej okolicy krzyczał: "Pifo!". To nie było dzieło Legata), John Kennedy grał na fortepianie. Przy barze obsługiwanym przez właściciela lokalu, czyli Ferka, siedziało kilku klientów. Kiedy pozostała reszta załogi przedostawała się do baru, padł strzał i Kennedy zwalił się na podłogę. Kilku ludzi podbiegło do niego i czym prędzej wyniosło na zaplecze. Publiczność nagrodziła ofiarę burza oklasków.
- Uwielbiam go. To jego popisowy numer. - westchnął ferengi - Dawajcie tu Korn - rzucił do pozostałej obsługi lokalu. Po kilkunastu sekundach na scenie pojawiło się kilku gości i zaczęło grać ostrą muzyczkę, która spodobała się Zediemu.
- Czego państwo sobie życzą - spytał przedstawiciel rasy handlowej Shaka i Przemka(czyli jedynych, którzy dotarli do baru).
- Chcielibyśmy zasięgnąć języka.
- Rozumiem. Stawka zwyczajowa wynosi browiec za słowo. - odezwał się ferengi - Szef się zaraz do was zgłosi.
Mały ferek podszedł do właściciela, który podejrzliwie spojrzał na przybyłych. Po chwili podszedł.
- Słucham. Co chcecie wiedzieć? - spytał.
- Potrzebujemy kilku informacji.
- Moje uszy są otwarte na propozycje. - odpowiedział.
- Gdzie mieści się ukryta baza Legata? - spytał Shak.
Wszyscy w okolicy zamarli. Nawet Korn przestał grać.
- Powiedziałem Legata? Przejęzyczenie, miałem na myśli Makara i jego tresowanego Susła. - powiedział Shak do tłumu. Po chwili przykra atmosfera wróciła do normy.
- Nigdy więcej nie wymawiaj tutaj jego imienia. - rozkazał Ferek - Chodźcie na zaplecze.
Weszli za nim do małego pokoiku, w którym swego czasu leżał Gul. W koncie nadal stała skrzynia. W drugim natomiast mały przekaźnik podprocentowy. Ferek podszedł do niego i wywołał jakąś osobę.
- Tu Big Willy. Zostaw wiadomość po sygnale. - odezwał się głos.
- Ta ja. Ferek. Podnieś słuchawkę. - rzucił Ferek.
Po chwili na ekranie pojawiła się twarz Willego.
- To Willam Shatner! - ryknęli wspólnie klienci.
- Ciszej! Jeszcze ktoś nas namierzy. Czego chcesz Ferus tym razem?
- Widzisz Willy. Potrzebuję wszelkich informacji na temat położenia Legata.
Przez moment pomieszczenie stało się tak ciche, że słychać było wrzaski Sinares.
- Nie ruszaj się, bo ci wbiję haczyk w wątrobę! - dobiegało od strony klingońskiego baru szybkiej usługi - O! A nie mówiłam!
- Dasz radę to załatwić Willy?
- No, ale to będzie kosztować.
- Ile?
- Podwójna stawka i ta kobieta, co tak przed chwilą wrzeszczała.
- Kobieta nie jest na sprzedaż. - krzyknął Przemek.
- W takim razie potrójna stawka - odezwał się Shatner.
- Daj im spokój Willy. To nielogiczne żądać od nich więcej niż mogą dać. - odezwał się głos.
- Nie wtrącaj się Leo.
- Jak chcesz. Ale zobaczysz, że odrzucą twoją ofertę. - znów odezwał się głos.
- Cholerna racja! - warknął Shak - Za potrójną stawkę standardową mogę wynająć sobie dziesięciu innych informatorów.
- W takim razie podwójna, a informacje dostaniecie jeszcze dziś wieczorem. Browce możecie oddać Ferkowi.
- Zgoda. Miło się z panem robi interesy panie Shatner.
Twarz znikła z ekranu.
- Cóż. Omówmy teraz sprawę mojego honorarium. Zazwyczaj biorę dwa razy tyle co wartość transakcji, ale jak powiedział Leo nie stać was na to. Wezmę więc kilka litrów bimbrozji z waszego statku - wskazał na Shaka.
- Tak dużo?!
- Zazwyczaj biorę więcej i nie zapominajcie, że zawsze mogę anulować zlecenie. - Ferek był w swoim żywiole.
- Dobra. Zgoda. - zrezygnował Shak.
- Przyśle po nie kogoś wieczorem. A tak przy okazji. Mam trochę czarnorynkowego piwa. Jesteście zainteresowani? - spytał ferengi wietrząc okazję.
- Nie, teraz nie mamy na to ani czasu, ani bimbrozji. - odpowiedział Przemek - Ale jak odzyskamy Gula to chętnie trochę weźmiemy.
- Jak chcecie. W każdym razie teraz przepraszam. Mam następnego klienta. - powiedział uszaty i wygonił ich z zaplecza. W przejściu minęli Zediego.
- Mam twoje zamówienie - oznajmił Zedi Ferkowi.
- Bardzo mnie to cieszy. Nie masz pojęcia jak ciężko to tutaj dostać. - odpowiedział ferengi i zamknął drzwi nie pozwalając na dalsze zdumienie kapitanów Poseydona i Browarka.
W między czasie część robali, które zeżarł Ajos, a których nie wyciągnęła Sinares, przeżarła się przez jego żołądek i bajoranin zmuszony był do wizytacji ambulatorium. Reszta załogi nie zauważyła tego faktu, więc tylko Sinares mu towarzyszyła i zabijała butem te robale, które były na tyle nieostrożne, że wylazły z ciała.
- Czuję je! Czuję je nad jajami!!! - krzyczał Ajos.
- Czekaj! Zaraz ci pomogę! - Sinares fachowo uderzała butem.
Jednak z każdym uderzeniem bajoranin mówił coraz cieńszym głosem, a robale wyłaziły nadal. W końcu dotarli do ambulatorium.
- Doktor Basior, do usług. - odezwała się postać przypominająca lekarza(czyli z zakrwawionym fartuchem i nienagannie zapiętym krawatem z jelit któregoś z pacjentów) - W czym mamy problem? - doktor wydawał się zupełnie ignorować wypełzające co chwila robaki i szybkie uderzenia obcasem, które raz po raz zadawała Sinares.
- Kurfa! Ślepy jesteś, czy co? Nie widzisz, że mnie robale żrą. - zaśpiewał cienko jak słowik Ajos.
- Widzę, że kuracja wstępna została przeprowadzona. Dobrze. Będzie pani asystować mi w operacji. - doktor podał Sinares fartuch.
Piszczący bajoranin wjechał na zaplecze i wylądował na stole operacyjnym. Po chwili na salę weszła Sinares i dr Basior.
- Komputer: Nanieś siatkę kartograficzną.
W mgnieniu oka cały brzuch Ajosa stał się miniaturowym polem bitwy z naniesionymi najmniejszym detalami.
- Oho. Główne siły robacze zajęły żołądek i ustanowiły przyczółki w trzustce i jelicie. Ciekawe. Unikają wątroby - komentował doktor.
- Przesuwają się do śledziony. - zauważyła Sinares.
- Tylko nie moje śledzie! - ryknął półprzytomny bajoranin - Wyciągnijcie to ze mnie!
- Moment. Niech pan leży spokojnie. Muszę zdiagnozować dokładnie co się dzieje.
- A co tu jest do diagnozowania. Te cholerstwo moimi jądrami w piłkę gra!!! - darł się Ajos.
Doktor wykonał zbliżenie.
- Bardzo interesujące. Wygląda na to, że ma pan racje. - wskazał Sinares miejsce, gdzie robale zrobiły stadion - Hmmm. Ten ciemny z napisem Olisadebe jest całkiem dobry. - chwycił go szczypcami i wrzucił do słoja.
- Czy nie sądzi pan, że powinien jakoś pozbyć się tych małych drani? - spytała wbijając obcas w lewe jądro Ajosa.
- Racja. Wykorzystamy kilka oddziałów komandosów antyrobaczych.
- Dobra, ale niech się pan pośpieszy. Nie wiem jak długo to wytrzymam... - Ajos wyraźnie miał dość natrętnych lokatorów.
- Komputer! Zaaplikuj pacjentowi dwa zespoły uderzeniowe.
Po chwili na Ajosie pojawiło się czterech żołnierzy, którzy swoimi butami rozpoczęli rzeź małych, wrednych larw.

- Operacja przebiega sprawnie generale - raportował komandor - Jak na razie siły wroga stawiają znikomy opór.
- Doskonale komandorze. Niech trzecia armia trzustki dąży do połączenia się z komandosami z oddziału wątroby.
- Tak jest sir.
Armia robaków szykowała się właśnie do natarcia na jelita gdy nagle.
- Nawiązaliśmy kontakt z wrogiem! - meldował kapitan Rzeżączka.
- Nie panikujcie kapitanie. Zaraz wesprze was oddział partyzantów pod dowództwem majora Dżumy.
- Nie możemy się wydostać! To, to, to jest but! Damski! Z obcasem! Dziesiątkują nas!
- Wytrzymajcie! Musicie utrzymać pozycję! Słyszycie mnie? Macie utrzymać pozycję!
Tymczasem w bazie głównej Żołądek Jeden.
- Kapitanie. Mamy dla pana misję specjalną.
- Słucham generale.
- Niech pan przejrzy te dokumenty.
- Kto to szeregowiec Krzysztow? - wypiszczał pytanie robal.
- To całkiem zwyczajny typ. Żadnych ważniejszych odznaczeń, chociaż stara się być kapitanem i często tytułuję się tym stopniem. Zdecydowaliśmy o jego powrocie do bazy. Potrzebny nam komik.
- Mam ryzykować śmierć dla takiej nic nie wartej dżdżownicy?
- Tak kapitanie. Właśnie tak. Wyrusza pan natychmiast najbliższym transportem do Jelit a stamtąd na linie frontu w Wątrobie.
- Tak jest sir.
Robal postanowił dobrać kilku znanych już sobie ludzi.
- Podporucznik Dzik. Specjalista od demolki - przeczytał akta kapitan Riker.
- To ja! - ryknął(znaczy wypiszczał, ale na tyle głośno, że doszło to do uszu czyhającej z butem Sinares. Na szczęście nie była w stanie stwierdzić gdzie to tak piszczy.).
- Witam w zespole. I proszę zachowywać się ciszej. To wojna nie piknik. - powiedział Riker - Major Velo. Specjalista od bombardowania ciężkimi atomami.
- Tak sir. - Velo wypełzł z szeregu.
- Szeregowy Kaleh. Bardzo dobre osiągnięcia wywiadowcze.
- Witam sir.
- Do szeregu! - wypiszczał rozkaz kapitan.
Wszystkie robale znalazły się w jednej linii.
- Naszym zadaniem jest eskorta szeregowca Krzysztowa do bazy. Nic więcej. Misja zaczyna się natychmiast. Do wagonu! Za mną!
Robale posłusznie wpełzły do wagonu SKTJ (Szybkiej Kolei Trzustkowo-Jelitowej). Trzeba przyznać Ajosowi, że jego wnętrzności były dobrze zorganizowane.
- Jeszcze jedno. Nie prowokujcie kłótni z owsikami! Nie obchodzi mnie, że to partyzanci i śmierdzą!
- Tak jest sir.
Robale podziwiały mijane okolice. Gdzieniegdzie pasły się pasożyty, a większe od nich robale pozakładały farmy. Sielanki dopełniały płynące gdzieniegdzie rzeki piwonośne i małe kępki drożdży ze źle oczyszczonej bimbrozji.
- Piękna okolica - stwierdził Kaleh - Chyba kiedyś zamieszkam tu na stałe.
- Ja tam słyszałem, że w okolicy Nerek jest dobre miejsce na założenie stawu hodowlanego. - stwierdził Dzik - Maiłbym tam Jad Kiełbasiany, trochę Dżumy i może osobną hodowlę jakiś mało kłopotliwych pasożytów.
- E tam. Ja mam zamiar zainwestować w sieć barów szybkiej obsługi. Wiecie. Dżumburgery, pałeczki Coli i takie tam. Wszystko szybko, tanio i w miłej okolicy.
- Niezły pomysł. A pan kapitanie? - spytał Kaleh.
- Armia jest moim zajęciem. Nie wiem co mógłbym robić innego. - odpowiedział Riker.
Dalsza droga przebiegała spokojnie i bez zarzutu. Oddział szybko dostał się do Jelit(w międzyczasie Ajos zaczął wrzeszczeć, że robale zaczynają jego jądrami w piłkę grać). Szybko znaleźli transport na linię frontu i po kilku minutach dotarli do wątroby. Ich oczom(a w zasadzie czułkom) ukazał się straszliwy widok. Każdy robal, który wyskakiwał z okopu i nacierał ginął po kilku sekundach w straszliwych męczarniach. Objawiało się to początkową dezorientacją, późniejszym zanikiem funkcji motorycznych, aż do ślepoty i śmierci.
- Co tu się dzieje? - spytał kapitan Riker.
- Nieprzyjaciel wykorzystał zaporę z broni chemicznej! - zaraportował major - Nasze wojska nie mogą jej sforsować!
- Nie wiecie od czego są siły inżynieryjno-owsikowe? Przecież oni są zaadoptowani do takich warunków!
Po chwili mały oddział wdarł się na teren wątroby i szybko zajmował rafinerie etanolu.
- Zwycięstwo! - krzyczał Velo.
- Zwycięstwo! - zawtórowała reszta armii.
- Proszę zameldować bazie, że Wątroba, wraz z jej zapasami paliwa dostała się pod naszą okupację! - rozkazał Riker.
- Kapitanie! Zwiadowcy raportują o wykryciu wrogich sił! Mamy potwierdzenie! To żołnierskie buty! Musieli wezwać wsparcie!
- Już po nas - stwierdził Dzik.
- Przygotować się na odparcie ataku. Pamiętajcie. Mogą zabierać nam życie, mogą miażdżyć dziesiątkami, ale nigdy nie odbiorą nam naszej wolności! - wypiszczał Riker.
- Nie możemy wycofać się w rejon wątroby! Tamten teren nadal pozostaje skażony!
- Nie panikujcie żołnierze! Przygotujcie się na odparcie ataku w rejonie trzustki w kwadracie B-12!
- Jeszcze nikomu nie udało się przetrwać ataku butów masowego rażenia. - stwierdził ponuro Kaleh.
- Wiem - odpowiedział Riker i zginął zgnieciony na miazgę.

- Uwielbiam zapach gniecionych robali o poranku. - skomentował doktor - Komputer: Notowanie! Godzina 7:23. Wszystkie siły robacze poniosły klęskę. Bitwa pod trzustką została wygrana. Straty własne: brak.
Na wszelki wypadek Ajos dostał kilka zastrzyków wzmacniających(i przy okazji rozpuszczających to co zostało z niedoszłego ostatniego posiłku) z wodzianu spirytusu i od razu poczuł się lepiej.
- Będziemy musieli to kiedyś powtórzyć - stwierdził Ajos gapiąc się na swoje nowe "honorowe" blizny.
- Jak sobie życzysz - odezwała się Sinares - Tylko najpierw muszę założyć buty ze wzmacnianymi obcasami. Takimi ze stali na przykład.
- O! To byłoby świetnie! - blizny były podstawą odławiania przez Ajosa "chętnych" bajoranek.
Wieczorem wszyscy spotkali się na pokładzie Browarka.
- Co się stało Ajosowi? - spytał Przemek widząc półprzytomnego bajoranina.
- A nic. Miał pasożyty i przeszedł odrobaczenie - odpowiedziała Sinares.
- I stąd ma takie blizny? - spytał z niedowierzaniem Zedi - wrócę za godzinę!
- Czekaj Zedi! Te blizny to... - jednak Zedi już minął śluzę i nic nie usłyszał.
Ajos tylko chrząknął i pokręcił głową.
- Niech sam się przekona. - stwierdził - W jakim stanie są nasze zapasy?
- Stan jest całkiem niezły - ocenił Scamp - ale nie wiadomo co się stanie za kilka dni. Alkohol z braku Gula idzie w górę. Niedługo nie będzie nas na niego stać.
- Rozumiem. Na razie i tak musimy poczekać na tego ferengi. - skomentował Przemek.
Załogi zdecydowały się racjonować zebrane zapasy.

- Informację są już u ciebie - odezwał się Willy.
- Dzięki. - rzucił Ferek - Browce prześle zwykłym kanałem.
- W porządku. Nie zapomnij o tym nowym holoprogramie z Pamelą Anderson.
- Dobra.
- Słyszeliście coś? - spytał Leo - Czy ta linia jest bezpieczna?
- Tak. Coś jest nie w porządku? - spytał Ferek.
- Nie wiem. Lepiej być ostrożnym. Nara.
- Nara.
Ferek przerzucił informacje dla Browarka do prętu pizzoliniowego i rozpoczął zamykanie baru. Był właśnie w fazie wyrzucania starych opojów, gdy stanęła przed nim zakapturzona postać.
- Chcesz mi dać informacje dla Browarka - odezwała się postać.
- Dać?! Ty chcesz, żebym ja coś ci DAŁ?!!!! Spadaj! Za to się płaci. - zaoponował Ferek - A tak poza tym to jest zamknięte.
- Chcesz mi dać informacje dla Browarka - ponowił rozkaz głos.
- Powiedziałem nie. W Legata się bawisz? Standardowa cena to...
Postać zdjęła kaptur z głowy.
- Za zdradę Legata! - wrzasnęła.
- Ratunku! To Lord Sith! - krzyknął Ferek przypominając sobie jeden z holoprogramów i dał nura pod stoły.
- Ktoś mnie wołał? - spytał Sith wychodząc z najmroczniejszego kąta sali.
Postać odwróciła się w jego kierunku.
- Spadaj stąd.
- Przepraszam. Czy pan jest sługą Legata? - spytał Sith.
- Tak.
- Właśnie to chciałem wiedzieć - Sith czym prędzej ukrył się w najczarniejszych spośród swoich myśli. (niknąc pod sufitem)
Tymczasem postać odwróciła się w stronę stołów i wzrokiem zaczęła je gwałtownie przestawiać. Po Ferku nie było już jednak śladu. Zgodnie z zasadami zawodowych zabójców założył kaptur i czym prędzej znikł z miejsca zdarzenia.

- Mówię wam! Jakiś psychol z wymalowanymi motylkami na twarzy mnie zaatakował! - krzyczał Ferek do Przemka - Mój bar. Jestem zrujnowany!
- To nie nasza sprawa. Masz to co chcemy?
- Mam, ale zmieniam układ. Zatrzymajcie sobie moje honorarium, w zamian zabierzcie ze sobą.
Przemek spojrzał na Ziemka. Ten tylko pokiwał głową.
- Zgoda.
- Możemy już startować? Jeszcze tu przyjdzie...
- Dobra. W sumie nic nas już tu nie trzyma.
Browarek, Poseydon i Samotny Piwosz oderwały się od stacji(Samotny Piwosz oderwał nawet nieco więcej - efekt zapominalstwa sternika).
- Powiedziałem cumy rzuć! - ryknął Zedi. Po chwili stacji przybyło o jednego sztucznego(i jeszcze przez kilka sekund żywego) satelitę więcej.
Po chwili cały zespół poleciał do punktu w którym miał spotkać się z okrętem 84.72%.
- Muszę łyknąć pifa bo inaczej nie wytrzymam - stwierdził Tasmanus i nalał sobie kufel.
- Tasman! Gdzie się podziewasz?! Miałeś pomóc Dexowi i Jaknal usprawniać destylatorkę! - do uszu Tasmana doszedł stłumiony krzyk Kacpitana. Postawił kufel z cudownie świecącą pianką na konsoli uzbrojenia(przy okazji odpalając kilka torped w przelatujące obok statki).
- Czego? A tak. Moment! Tylko pifo dopije. - odwrócił się w stronę kufla. Przerażenie spojrzało mu w oczy - Co jest grane? Kto mi pianę z pifa wychlał?!!!!
Podejrzliwie rozejrzał się po okolicy. Miał wrażenie, że za replikatorem mignął mu jakiś cień. Po cichu wziął do ręki pusty kufel i z krzykiem zamknął w nim sprawcę.
- Mam cię! - ryknął tryumfalnie i pobiegł z więźniem do mesy. Gdy wpadł do środka Ajos był w trakcie terapii, która miała na celu przywrócenie mu dawnej osobowości niegroźnego ludzia(a raczej bajoludzia). Niestety jak na razie terapia okazała się mało skuteczna.
- Nie Ajos. Zły Ajos. - Dexter z Jaknal znęcali się nad związanym i zakneblowanym pseudo klingonem.
- Mmmmmmffff - starał się wrzeszczeć.
- Zobacz. To jesteś ty - Jaknal wskazała zdjęcie na którym Ajos leżał pod stołem.
- Mmmmfff.
- Myślę, że nam nie wierzy - stwierdził Dexter - Impuls!
Po bajoraninie przeskoczyło kilka iskier wyładowania elektroprocentowego.
- Spróbuj teraz.
- Ajos! To ty. Zobacz tutaj pod stołem. Pokaż gdzie jesteś na obrazku. - przysunęła się do związanego i uwolniła jedną rękę.
Ajos jednak nie miał ochoty współpracować. Szybkim ruchem odtrącił zdjęcie i zdjął knebel.
- Dexter jak cię dorwę to masz przerąbane. Nawet ta twoja nowa pomocnica-sadystka ci nie pomoże. - wściekłość kapała z Ajosa prawie tak gęsto jak ślina.
Kardazjanka nie zrażając się tym nagłym atakiem podeszła do konsoli i nacisnęła kilka klawiszy.
- Pa, pa Ajos.
Zanim bajoranin mógł coś zrobić wodzian spirytusu skutecznie "upłynnił" kilkadziesiąt minut jego życia. Cóż. Podobnie jak wcześniejsze czterdzieści terapii ta również okazał się nieskuteczna.
- Następnym razem trzeba będzie go zamknąć w beczce bez dostępu do zdrowego alkoholizowanego powietrza na kilka dni. - stwierdził Dexter.
- Zobaczcie co złapałem! Zobaczcie co złapałem! - krzyczał Tasman pokazując kufel.
- Co to? To jakiś gryzoń? - spytała Jaknal - Boje się gryzoni. Ona są takie małe i gryzą i wchodzą do butów, albo do łóżka i zatapiają zęby w...
- Nie pękaj, ja cię obronię - zapewniał romulanin i podszedł obejrzeć kufel z bliska.
Rozmyte szkło utrudniało jednak obserwację i Dexter musiał obejrzeć zawartość z bardzo małej odległości. Nagle odskoczył strasząc przy tym swoją asystentkę.
- Cholera! Sith miał rację! - krzyknął.
- Ke? - spytał Tasman.
- No Sith. Rację miał! To jest Chochlik Alkoholik. Lord opowiadał kiedyś legendę o Browarku...
- Zwołam resztę załogi - rzuciła kardazjanka i szybko wyszła z pomieszczenia. Po kilku minutach wszyscy pojawili się w mesie.
- Pamiętacie opowieść, która opowiadał nam Sith? Tą o powstaniu tego okrętu. - spytał Dexter.
- E tam. To była jedna wielka bzdura. Sith już nie takie rzeczy wygadywał, ale żeby udowadniać, że ten statek wyszedł ze stoczni, której kapitanem był Peter... - skomentował Ziemek.
- Mówię wam, że mam dowód, że tak było. Pamiętacie tę historię z zieloną rasą Chochlików Alkoholików. Tasman jednego dziś złapał. - natarł Dexter.
- Wychlał mi pianę z piwa. - żalił się Tasmanus gapiąc się w ciemny płyn.
Tymczasem Dexter dał umówiony znak partnerce, która odsłoniła kufel z zamknięta w środku istotą. Okrzyk niedowierzania(a nawet coś więcej, ale tylko w przypadku kompletnie pijanego Yeto) wyrwał się z gardeł.
- To jest zielone! Czy to moje nowe majteczki? - spytała Barby.
- No tego. Nie. - odpowiedział Beerman.
- Ależ Beermusiu. Obiecałeś. - Barby drążyła temat.
- Poczekaj chwilkę dobrze? - odpowiedział.
- Dla ciebie wszystko Beermusiu.
Tymczasem Scamp próbował przyjrzeć się małemu potworkowi, jednak bez większego powodzenia. W końcu podważył lekko kufel palcem.
- Auu! - krzyknął.
- Co? Co? To jednak gryzoń? - pytała przerażona Jaknal chowając się za Dexterem.
- Użarł mnie! - warknął Scamp trzymając się za palec - A co jeśli on jest wściekły?
- E tam. Krasnale nie roznoszą wścieklizny. - skomentował Yeto - Ja je ciągle gdzieś widuje, ale jeszcze nic mi nie zrobiły. No może raz widziałem jak kilkoro porwało pozostałość po ręce Ausira, ale pewnie głodni byli. Zresztą i tak już wtedy nie żył.
- Jak to? Widziałeś ich więcej i nic nie powiedziałeś?
- A co? Wy ich nie widzicie? Tu jest jeden - pokazał na Matroxa - A tu drugi - wskazał Sinares.
- Sam jesteś karzeł! - Sinares zdjęła buta i obcasem zdzieliła Yeto w czerep.
- Ratunku! Ten karzeł to samica i rozpoczęła jakiś rytuał godowy! - krzyknął.
- Hehe! - zaśmiał się Izmek - Rytuał godowy. Choć Sinares, ja ci pokaże gody, jakich jeszcze na oczy nie widziałaś.
Rozległ się odgłos jaki wydaje dwunastocentymetrowy obcas uderzający w tylną część głowy. Po chwili Ziemek dołączył do Yeto.
- Dwa zero dla mnie - skomentowała Sinka zakładając buty i chowając wysuwany teleskopowo obcas.
Tymczasem nienasycony Scamp ponownie podważył kufel. Tym razem jednak nieco przesadził.
- Wolny! Spadajcie frajerzy! - krzyknął chochlik i dał susa na podłogę.
- Ratunku! Niech mi ktoś pomoże! - krzyczała kardazjanka i wskoczyła na Dextera.
- Ratunku! Niech ktoś wskaże mi pierwsze wolne łóżko! - krzyczał Dexter(wiedział, że taka sytuacja może się już nie powtórzyć).
Tymczasem chochlik przedostał się między nogami stepującego ze strachu Scampa i dopadł szczeliny między drzwiami. Zanim jednak przeszedł Tasmanus celnym rzutem kufla posłał go w ciemność.
- Trafiłem go! - krzyknął i chwycił małego człowieczka za nogę.
- Dawaj go tutaj! - Scamp podał naprędce przyszykowaną klatkę.
Kilka minut później.
- Może to jakiś podgatunek smurfa? - spytał przytomny już Yeto - Ostatnio wytoczyli nam dwie beczki Coolera.
- E tam. Na pewno nie. One były niebieskie a to takie zielone jest. No i tamte miały takie białe czapki - odpowiedział Przemek.
- Ja myślę, że to jest spokrewnione z Sinares - rzucił Izmek jednak bardzo szybko umilkł widząc na ścianie cień Sinki ze wzniesioną w górę ręką i czymś ostrym w ręce.
- A może to jest tak jak z tą zupą? - spytał Tasman.
- Zupą?
- No skoro człowiek wyewoluował z jakiejś prymitywnej zupy, na przykład pomidorowej to dlaczego taki chochlik nie mógłby powstać z pifa?
- Dobrze mówi! Piwa mu! - krzyknął Scamp.
- Aaaaaa! - Krzyknął Ajos budząc się ze snu i widząc przed sobą małego chochlika -Krasnoludki mnie torturują!
- A właśnie. Gdzie jest Dexter? - spytał Ziemek.
- Nie wiem. Śpieszyło mu się gdzieś z tą nową. - odpowiedział Tasman.
- Aha. To co z tym robimy? - wskazał na klatkę.
- Nie wiem. Może spróbujmy z tym pogadać. - stwierdził Scamp i zaczął po cichu wołać: "Pifo! Pifo z bąbelkami! Komu piany z pifa?"
Na efekt nie trzeba było długo czekać. Mała istotka zerwała się na równe nogi.
- Ja! Ja! - wypiszczała, ale zaraz potem uświadomiła sobie, gdzie jest - Cholera!
- Kim? Czym ty jesteś?
- Nazywam się diRampa. Do usług. - odpowiedział z ironią w głosie.
- Na pierwsze życzenie chce piwa, na drugie więcej piwa, a na trzecie kilka beczek piwa! - krzyknął Tasmanus myląc zielonego stworka ze złotą rybką.
- To se kup - stwierdził oschle chochlik - Ale, ale. Ktoś tu coś wspomniał o pianie z pifa?
- W rzeczy samej - Scamp nalał trochę piwa i mocno je wstrząsnął. Przelał pianę do zakrętki od długopisu i podał.
- Niezłe - stwierdził diRampa po chwili - Jakem Romulan Drinker nie piłem lepszego.
- Co powiedziałeś? - spytała Agnes.
- Romulan Drinker jestem. - odpowiedział chochlik.
- Romulan? Dawajcie tu Dextera! Niech to wyjaśni! - krzyknął kacpitan. Po chwili Tasman i Matrox przywlekli rozebranego do pasa Dextera(i posmarowanego musem bananowym).
- Mam nadzieje, że to ważne! - krzyknął oburzony - Przerwaliście mi...gotowanie - stwierdził po chwili.
- Wytłumacz to! On mówi, że jest Romulan Drinkerem! - Przemek wskazał na spijającego pianę diRampę.
- Niemożliwe!
- No możliwe. W końcu zrobili z nas oddział. - stwierdził diRampa - Glublak jestem.
- Glublak? TEN Glublak? - Dexter aż siadł na krześle(na swoje nieszczęście zbyt blisko Sinares, która szybko zwietrzyła swoje ulubione owoce) - On jest szefem tajnej romulańskiej policji...
- No. Ale jestem już na emeryturze. - stwierdził ex-chochlik - Czyli jak widzicie chochlikiem nie jestem, ale alkoholikiem to i owszem. Mogę się zmierzyć z tym tutaj jak mi nie wierzycie. - wskazał na Tasmanusa.
- Niesamowite. Czego ci romulanie nie wymyślą - skomentował Przemek.
- Prawda, że nasza rasa jest najgenialniejsza w świecie? - spytał lekko rozmarzony Dexter. Nagle zauważył czyjeś ręce na swoim brzuchu - Co za....
- Nie mów, że nie jest ci dobrze mój ty romulaczku... - odpowiedziała Sinares oblizując palce z musu.
- To nie dla ciebie! To dla... - przypomniał sobie co powiedział wcześniej - to dla...dla..
- Dla tej kardazjańskiej sieroty?! - wrzasnęła Sinka zdejmując buty i zakładając na nie okucia penetrujące wykonane na zamówienie w firmie Sado&Maso(nikt inny nie podjął się technologicznego wyzwania).
Dexter czym prędzej uciekł z pomieszczenia i schował się w jednym z zamaskowanych holospirytograficznie tuneli. Odnalezienie go nie stanowiło jednak dla Sinares większego problemu.
- Ha ha! Dopóki masz na sobie ten mus dorwę cię wszędzie! - śmiała się złowieszczo i pogroziła romulaninowi stalowym obcasem, który chwilę później wbił się tuż obok jego głowy.
Dexter umknął do najrzadziej odwiedzanej części okrętu. Po drodze wpadł na Jaknal.
- Ratunku! Kacpitanie! - krzyczał.
- To ja! To ja! Dexter! Spójrz na mnie! - kardazjanka spróbowała wszelkiej słownej perswazji. W końcu uderzyła romulaka w twarz.
- Auuu! - zawył - Sinares! Sinares mnie goni! Musze się umyć! Inaczej mnie zwietrzy!
- Schowaj się w dziesiątym kiblowym. - odpowiedziała kardazjanka z wojowniczym błyskiem w oczach - Chociaż poczekaj chwilę.
Biedny Dexter nie potrafił się jej oprzeć. Po kilku minutach znacznie mniej przerażony(i mający na sobie zdecydowanie mniej musu) uciekł do swojej ostatniej oazy spokoju.
Jaknal schowała się w cieniu i rozlała trochę zebranego z Dextera musu na podłogę. Po chwili przyszła Sinares.
- Tu jesteś! Teraz należysz do mnie! - krzyknęła. Jednak nie widząc efektu dodała - No nie bój się mój romulaczku. No wyjdź. Sinuś już chowa buty. - zdjęła okucia, założyła buty na nogi i podeszła do schowanej w mroku kardazjanki.
- Niespodzianka! - Jaknal wyszła z konta i rzuciła się na zaskoczoną Sinares - Dexteruś jest mój! - krzyczała.
- Ja byłam tu wcześniej!
Gdyby nie szybka reakcja ze strony kacpitana, kto wie co by się stało. Obie kobiety zostały natychmiastowo przetransportowane do mesy.
- Spokój! - krzyknął Przemek - Widzę, że nie mamy innego wyjścia jak zastosować metodę ostateczną!
- Ale jeszcze nikt nie popełnił takiej zbrodni, żeby zostać na to skazanym! - Beerman oniemiał.
- Tym niemniej jestem zmuszony to zastosować. - odpowiedział kacpitan - Beerman! Idź po swój klucz do sali. Ja pójdę po swój.
- Dexter i tak będzie mój! - krzyknęła Sinares.
- W snach! - odkrzyknęła kardazjanka.
- Spokój!
Szybka ingerencja jednak była konieczna. Scamp otoczył obie panie polem denaturacyjnym.
- Nic nie widzę! - krzyczała Sinares.
- Gdzie jesteś?! Pokaż się! - wyła Jaknal.
Po kilku minutach kacpitan wraz z Beermanem przynieśli dwa wielkie klucze.
- Ja się boje. Idźcie sami - stwierdził Scamp.
- Ty rzadziaku! - skomentował Glublak i wskoczył Jaknal na ramię.
- Ratunku! Coś mnie oblazło! - krzyknęła.
Chwilę później Scamp wyłączył pole ograniczające.
- Ty mała, wredna, zielona pokrako! - kardazjanka w końcu dostrzegła co jej siedzi na ramieniu.
- Shhh! Wiem dokąd idziemy. Mogę się okazać bardzo pomocny - szepnął diRampa.
- Nie chcę twojej pomocy! - szef romulańskiej policji wylądował miękko na ziemi, zanim kardazjańskie paznokcie mogły mu zagrozić.
- Jak sobie chcesz - skomentował.
Na otwarcie sali przybyła nawet załoga Poseydona i Zedi. Kacpitan prowadził ich starymi korytarzami, w których dawni kapitanowie najprawdopodobniej pędzili pierwszą bimbrozję. Na ścianach nadal można było dostrzec efekty źle rafinowanego trunku, pod postacią zmumifikowanych kawałków wątroby. Scamp, który początkowo był przeciwny przyjściu załogi w to miejsce, teraz żałował jeszcze bardziej.
- Mówię wam. To jest złe miejsce! - smęcił pod nosem.
Kacpitan jednak wydawał się dobrze wiedzieć dokąd zmierza. Po kilkunastu minutach dotarł do wielkich drzwi w samym centrum statku. Drzwi zostały ozdobione ornamentami i znakiem dwóch skrzyżowanych kufli po środku.
- Herb Oktoberfestów! - niedowierzał Tasmanus.
- Tak. To był kiedyś ich flagowy okręt - wyjawił tajemnicę kapitan i wyciągnął klucz. Podobnie zrobił Beerman.
- Na trzy.
- Raz.
- Dwa.
- Trzy.
Beerman przekręcił wiekowy zamek. W drzwiach coś szczęknęło i po chwili kufle rozjarzyły się nieco pokazując resztę ornamentu. Przedstawiał on najstarszą znaną Browarkowi konkurencję, rozstrzygającą wszelkie spory. Zapasy w soku malinowym.
Drzwi otwarły się na oścież. Za nimi widać było prastare siedziska wykonane z plexiglasu, zagłębienie areny oraz rury doprowadzające sok malinowy.
- Nie do wiary - skomentował Shak.
- Zajmujcie miejsca - powiedział kacpitan i ruszył uruchomić starożytną maszynerię.
Podszedł do konsoli technicznej i przyłożył palec do płytki czytnika linii piwonośnych. Konsola zbudziła się do życia. Przemek przełączył wszystko w tryb automatyki i zajął honorowe miejsce.
- Jako, że nie możemy rozstrzygnąć sporu, zwracam się do moich wielkich przodków o jego rozstrzygnięcie. Niech osoby, który domagają się sprawiedliwości wystąpią. - kacpitan spojrzał na zaciskające pięści i miotające przekleństwa kobiety. Obie wystąpiły naprzód.
- Dobrze. Zatem żadna z was nie chce się wycofać. Oto jest święta arena wszelkiej sprawiedliwości. Ustawcie się naprzeciwko siebie i czekajcie na mój znak. Prosimy was wielcy przodkowie o rozstrzygnięcie sporu. Zaczynajcie.
Sinares i Jaknal ustawiły się naprzeciwko siebie. Po chwili z otworów zaczął wypływać uświęcony sok malinowy, który w ciągu kilku minut wypełnił zagłębienie areny. Pierwsza ruszyła do ataku Sinka. Szybkim ruchem stopy posłała zabójczy stalowy obcas w kierunku niczego nie spodziewającej się kardazjanki. Ta jednak szybko dała nura w sok malinowy(ku uciesze publiczności i ukrywającego się w jednej z rur Dextera) co uratowało jej głowę. Niestety obcas poleciał dalej i trafił Ausira z taką siłą, że ten nie miał nawet czasu zareagować. Gapił się tępo na damskiego buta sterczącego z klatki piersiowej.
- Zabiła Ausira! - ryknął Dexter(którego nikt nie widział), ale umilkł widząc jak Sinka pociąga nosem powietrze.
- Dra... - Izmek widząc twarz Sinares nie dokończył zdania.
Tymczasem Sin przygotowywała się na ewentualne odparcie ataku. Nie widząc jednak przeciwnika, nie zauważyła jak coś wyłania się za jej plecami. Jaknal pojedynczym uderzeniem posłała Sinares na dno zagłębienia.
- Nie dawaj się tak Sin! - krzyczał Ferek - Za dużo na ciebie postawiłem!
- Uderzaj! Uderzaj do cholery! - darł się Savok.
Jednak Sinka zaprawiona w bojach łazienkowo-przysznicowych (Które odbywały się regularnie z udziałem kapitana w kapitańskim kiblu - zdjęcia osiągalne na oficjalnej stronie okrętu) wiedziała jak postępować. Zwinęła się jak wąż morski i wyprowadziła kontruderzenie, które rzuciło kardazjanką w róg areny rozchlapując wszędzie sok malinowy.
- Dobrze! Jeszcze raz! - krzyczał Ferek.
- Nie poddawaj się nowa! - krzyknął Ajos.
Sinares zachęcona przez tłum ruszyła na przeciwniczkę.
- Czekaj! Ja ci teraz pokaże! - krzyknęła tamta w odpowiedzi. Nie wiadomo skąd dwa małe sztylety z logo romulusa pojawiły się w jej dłoniach. Zanim Sinka zdążyła zrobić unik dwa noże już leciały w jej stronę. Oba nie trafiły.
- Widzieliście to?! - krzyczał Scamp - Jest tak szybka jak Neo w Matriksie.
- Ta. Neosinka!
- Nie wiecie nawet połowy - stwierdził po cichu Przemek jednak nie powiedział nic więcej.
- Myślisz, że jesteś szybka? Uchyl się przed tym! - rozpoczęła kolejne natarcie Jaknal. Skuliła się w sobie by potem jak drapieżny i wygłodniały diabeł tasmański(nie Tasmanus, choć to dość trafna analogia) wyskoczyć do przodu.
Sinares ze spokojem patrzyła na zbliżające się do niej wirujące paznokcie. Poczekała aż będą bardzo blisko, po czym chlusnęła sokiem malinowym w twarz kardazjance. Ta oślepiona runęła do soku.
- Gdzie jesteś ty przeklęta jędzo? - klęła Sinares nie widząc konkurentki do Dextera.
Jednak kardazjanka znikła i nadal się nie pojawiała. Sinares postanowiła systematycznie dźgać dno zbiornika w poszukiwaniu celu.
Po chwili z sąsiedniej rury wygramolił się Dexter, a zaraz za nim Jaknal.
- Uspokój się Sinka! - krzyknął - Dokonałem już jedynego słusznego wyboru. W dni nieparzyste będę miał ciebie za asystentkę, w dni parzyste Jaknal. A w święta was obie...
- Dobrze mówi! Piwa mu! - stwierdził Yeto.
- Nie zgadzam się. - wycedziła Sin przez zaciśnięte zęby - Masz wybrać jedną z nas. A jak nie chcesz to...
- To co? - spytała Jaknal.
- To pozostanie mi jeszcze Kacpitan. - stwierdziła z rezygnacja - Chyba nie chcesz zrezygnować z...no wiesz.
- Chcesz Kacpitana? Dobrze! Nie potrafisz pogodzić się z rozsądnym kompromisem to weź sobie Nemo. - stwierdził Dexter i wyszedł z areny razem z kardazjanką.

- Dexterusiu mój kochany, wróć! Sinuś już nie będzie korzystać z bata i ostróg... - krzyknęła za nim Sinares, ale zaraz później przeniosła zainteresowanie na nowy obiekt. Oblizała wargi z soku - Ahoj mój kapitanie. Czy dziś jest dzień wojen prysznicowych?
Kacpitan wstał z fotela z kamienną twarzą i jednym ruchem ręki odprawił wszystkich z areny. Wielkie rzeźbione drzwi zamknęły się za nim i Sinares odcinając od reszty okrętu. Nikt z żyjących (nawet szpiegujący Glublak, ani tym bardziej mocno zajęty w swojej kwaterze Dexter) nie dowiedział się co się stało w środku. W ten sposób zakończył się epizod znany potem na browarku pod nazwą wojny Dexterowej.

- Nie udało ci się! - krzyknął zdenerwowany Legat.
- Przykro mi panie. To nie jest moja wina, że uciekł.
- Tylko on mógł znaleźć miejsce gdzie Kahless trzyma karty!
- Jeszcze go dopadnę, panie.
- Przygotuj się. Twoim następnym celem jest ona. - wskazał na zdjęcie.
- Britney Spears? - spytał Gul z niedowierzaniem.
- He? A, to plany na przyszły rok. Moment - Dzek przez chwilę przerzucał kartki mrucząc pod nosem - To nie, to też nie, Kwasul nie, naród bajorański nie...O! Jest!
- Mam pozbyć się jej?!
- Pozbyć? Nie. Zgadzam się, że to byłaby zbyt wielka strata, ale nie możesz jej przypomnieć o służbie dla mnie. Ona wie zbyt wiele i stanowi zbyt duże zagrożenie dla operacji by ją pozostawić samą sobie.
- Rozumiem, panie. Zajmę się tym niezwłocznie.
Adirm wyszedł z pomieszczenia zostawiając Legata samego.
- Przykro mi - powiedział wlepiając wzrok w zdjęcie Agnes.

- Udało mi się! - krzyczał Wojtiki z pokoju deszyfranckiego.
- Złamałeś zabezpieczenia? - spytał niedowierzając Liquid.
- Nie. Ściągnąłem w końcu cracka.
Poseydon wraz z resztą jednostek od dwóch dni czekali w punkcie zbornym na rozwój wypadków. Na pokładach nie działo się nic specjalnego. Sinares porwała kacpitana i z najmroczniejszych i najstarszych części okrętu co pewien czas rozbrzmiewał jego histeryczny śmiech. Ferek zrobił kosztorys okrętu i z nudów postanowił zbadać legendę o złotym kuflu, ponoć ukrytym gdzieś przez Jabolusa Pierwszego - ostatniego z wielkich władców herbu Oktoberfestów. Na razie jednak bez powodzenia. Głównym zadaniem stało się teraz złamanie zabezpieczeń prętów pizzoliniowych, mieszczących dane dotyczące superkulki Legata. Było to zadanie Wojtkiego, który poradził z nim sobie nadzwyczaj sprawnie (dzięki drobnej pomocy ze strony Glublaka, który podał tajne adresy romulańskich serwerów).
- Złamaliśmy zabezpieczenia danych! Wszyscy proszeni są o stawienie się na mostku. - oznajmił komputer. Oczywiście nikt nie zareagował na tak oczywiste zaproszenie do przerwania popijania piwa.
- Powiedziałam do mesy wy przeklęte opoje! - krzyknął komputer głosem Seli.
Ponownie nic się nie stało. Yeto jak zwykle przyssał się do beczki i jedynie dolanie do jej zawartości czystej wody mogłoby go z tej akcji zwolnić.
- W mesie są dwie beczki piwa! - krzyknął komputer tak głośno jak pozwalały mu głośniki.
Na efekt nie trzeba było długo czekać. Cała załoga zebrała się w mesie. Nie było z nimi tylko dwóch osób. Nagle po środku dywanu pojawiło się wybrzuszenie.
- A to co? Więcej was tu jest? - spytał Tasmanus siedzącego na stole Glublaka.
- Nic mi o tym nie wiadomo. Ja jestem jedyny Romulan Drinker. - to pewnie te beczki.
Tymczasem wybrzuszenie urosło do wysokości pół metra, po czym dywan rozdzielił się na dwie mniejsze części i ze szczeliny pokazała się głowa Dextera odwrócona tyłem do zebranych.
- Chodź! Nikogo jeszcze nie ma. - stwierdził romulanin i wyszedł z tajnego przejścia znajdującego się pod podłogą. Za nim wyszła Jaknal.
- No skoro jesteśmy już wszyscy to możemy zaczynać. - stwierdził kacpitan kompletnie ignorując ziejącą w podłodze dziurę, którą zresztą Dexter pośpiesznie zamknął i zamaskował - Mesieur Muchomoresen złamał zabezpieczenia prętów pizzoliniowych. Wiemy jak zniszczyć bazę Legata.
Przemek siadł na fotelu i resztę wykładu przekazał w ręce Sinki.
- W rzeczy samej baza naszego wroga jest silnie uzbrojona, co mogliśmy zaobserwować gdy zniszczył część eskadry Woodzian. Jednak baza nie jest przygotowana na atak kombinowany. Razem z obecnym tu kacpitanem oraz pomocą ze strony reszty załogi udało nam się zaplanować atak, który z pewnością zniszczy jego bazę. Będzie to wymagało wybudowania kilku promów całkowicie wykonanych w technologii generatora "Cichy Paw", oraz jednego inteligentnego pocisku z głowicą Jabolowo-Denaturatową. Opisy budowy i plany modyfikacji zostały już sporządzone i nie pozostaje nam nic innego jak je wykonać.
- Głowica Jabolowo-Denaturatowa. - stwierdziła Jaknal z podziwem - Zwracam ci honor. - powiedziała do Sinares.
- Dziękuję - Sinka była wyraźnie zaskoczona - Wybraliśmy ją ze względu na efekt Kacola, czyli fali podprocentowej powodującej znaczne zaburzenia wzroku, słuchu i równowagi.
- Bardzo interesujące. - stwierdził Matrox - W co będą uzbrojone te myśliwce?
- To pytanie powinieneś skierować do kogoś kto zaprojektował te potworki.
Wszyscy odruchowo spojrzeli na małego romulanina, popijającego pianę z piwa.
- No co? To nie ja. - odpowiedział.
- Jak to? To kto jest odpowiedzialny za ten projekt? - spytała Sinares.
- Eee. Ja. - odpowiedziała Jaknal.
- Ty?
- To może wyjaśnię jak to działa. Dzięki bezpośredniemu wtryskowi piwa do cewek antyalkoholowych uzyskuje się znaczną emisję ukierunkowanych cząsteczek jabolowych, które trafiają tutaj - wskazała na zakończenie - To jest eksperymentalny wzmacniacz makroprocentowy. Dzięki temu strumień dodatnich jabolanów potrafi...
- Dobrze, dobrze. - przerwał jej Sha'kul - A co z tymi małymi myśliwcami? Damy w ogóle radę je zrobić?
- Nie powinno być z tym większych problemów - odpowiedziała Sinares i wywołała na ekranie plany myśliwców.
- Mamy to zrobić w kilka dni? - krzyknął Beerman - To niemożliwe. Jest nas za mało.
- Pomyślałam i o tym. - Sinares wpisała komendę do komputera. Po chwili mesa zaroiła się od holograficznych Barby.
- Jesteś genialna - stwierdził.
- Beermuś! Gdzie są moje zielone majteczki? - spytały nagle Barby jedna przez drugą.
- Co? Przecież...
- Obiecałeś! - krzyczały.
Zanim mechanik mógł coś zrobić został wyniesiony przez nie z pomieszczenia.
- Ratunku! Ja tylko żartowałem, że bym tak chciał! - darł się w korytarzu.
Sinares przyjrzała się konsoli i wpisała kilka dodatkowych komend. Po kilkunastu sekundach Beerman w poszarpanym ubraniu wrócił na miejsce.
- Nigdy więcej dziesięć kobiet na raz - stwierdził pod nosem.
Tymczasem Sinares rozpoczęła tłumaczenie nowych funkcji myśliwców.
- A dzięki temu cały statek może zostać wystrzelić ładunek nanobutelek. Są one zaprogramowane tak, że przy uwolnieniu będą szukać Legata. Jak tylko się do niego przedostaną rozpoczną alkoholizację tkanek.
- Chcecie go rozpuścić w piwie? - spytał Ziemek - Czy to nie jest zbyt radykalne?
- Pifo Legat - rozmarzył się Tasmanus.
- Lepsze to niż pozbawienie nas Gula i stałych dopływów procentów. - odparła Sinares przekonując całą załogę - A właśnie. Gul. Trzeba będzie go wyciągnąć zanim zniszczymy kulkę. Dlatego wybudujemy to! - na ekranie pokazał się dziwny pojazd przypominający trzewiki Sinki. Cały jednak był z metalu, a na jego powierzchni widać było wystające gdzieniegdzie haczyki. Obcas kończył się ostrym szpicem.
- To? - spytał Ziemek niedowierzając.
- O sorry. To moje zamówienie na urodziny kacpitana. - Sinares przełączyła coś na konsoli i na ekranie pokazał się tym razem właściwy pojazd. Wyglądał jak puszka po piwie.
- Co to za konserwa?
- To prom. Jest pancerny, to z przodu to pierścień dokujący. Posłużymy się tym by wydostać Adirma.
- Hmm. Rozumiem. A mogę wiedzieć coś więcej na temat tego pocisku? - spytała Agnes.
- To nic takiego. Po prostu głowica sterowana przez to co udało nam się uratować z Ausira.
- Teraz przejdę do najważniejszej części. - rzuciła Sinares i ustąpiła miejsca Wojtikiemu.
- Jak wiecie udało nam się złamać zabezpieczenia danych i mamy plany tej kulki. - wskazał na ekran - Jest ona wyposażona w wiele działek turboprocentowych, zdolnych do wypluwania znacznej ilości cząsteczek denaturatowych, jednak główną bronią jest działo jabolowo-dezrupcyjno-implozyjne. Jakkolwiek jego nazwę można przetłumaczyć jako rozrywacz_na_strzępy. Na szczęście system celowniczy tego badziewia ma wadę fabryczną o czym Legat nie wie. Nie może namierzyć czegoś co jest mniejsze od standardowego frachtowca wyładowanego spirytusem. Tak więc tu jest nasza szansa - wskazał na otwór w kuli - To miejsce prowadzi wprost do zespołu rdzeniowo-napędowego, gdzie Legat anihiluje cząsteczki piwotwórcze...
- Zbrodnia! Legat zasługuje na to by go w piwo zamienić! - krzyknął Skrzypol.
- Racja!
- ...w celu wytworzenia odpowiednio dużego impulsu jabolowego, który potem uwalnia się poprzez działo. Jeśli zatkamy lub uszkodzimy główny kanał jabolowy to wywołamy przeładowanie rdzeni i kulka powinna wylecieć w powietrze. Po to właśnie jest nam potrzebny pocisk.
- I wsadzimy do niego mózg Ausira, który Matrox pekluje od dwóch dni w formalinie? - spytał Ajos.
- Nigdy! Mózg Ausira jest mój! - krzyknął Matrox.
- Właśnie! - odkrzyknęła Agnes.
- Bierzcie go sobie. - odpowiedział szybko zmiennokształtny.
- Tak więc jak sami widzicie plan jest prosty i ma duże szansę powodzenia. - zakończył Wojtiki.
Po kilkunastu minutach debatowania (i popijania bimbrozji z usprawnionej na sposób kardazjański destylatorki) załoga zabrała się do pracy. Utworzono trzy zespoły. Jeden złożony z Beermana(zaopatrzonego na tą okazję w duży zapas zielonych majteczek) i samych kopii Barby miał się zająć budową nowych pojazdów. Druga grupa złożona z załogi Poseydona dorwała się do holodeku i uruchomiła program szkoleniowy dla przyszłych grup abordażowych znany pod nazwą: "Kapitan Procent i statek pajęczych amazonek". Przez kilkanaście godzin nikt stamtąd nie wyszedł. Trzecia grupa złożyła się z Matroxa, Norberta, Dextera i Jaknal (którzy domagali się dwumiejscowego bombowca), Tasmana, Przemka, Sinki(która wprowadziła w swój myśliwiec parę usprawnień), Ziemka, Glublaka(dla którego Beerman zaprojektował w myśliwcu całe apartamenty, w tym wielką wannę), Ferka oraz Kinga, który wywalił wszystkie urządzenia z kabiny, twierdząc, że lepiej mu będzie gdy po prostu swój pojazd zasymiluje. Nieliczna reszta osób przygotowywała opancerzenie browarka na wypadek gdy zmuszony byłby do wkroczenia do akcji. Agnes miała dużo roboty dziergając na drutach kamizelki jaboloodporne z wizerunkiem kufla dla zespołu abordażowego.
Tak minęły dwa kolejne dni. Trzeciego dnia Beerman i wszystkie Barby zakończyli pracę przy nowych myśliwcach.
- Nieźle - stwierdziła Sinares oglądając swoje usprawnienia. Nacisnęła jeden z klawiszy i na górnych powierzchniach skrzydeł pojawiły się dwa dziwne urządzenia.
- Co to jest? - spytał Shak.
- E nic takiego. Taki mój sposób na eliminację wroga. - maszyneria schowała się w skrzydłach.
- Ekstra! - krzyczał KoB widząc swoją maszynę całkowicie pozbawioną kokpitu. Za to z dozownikami nanobutelek.
Podziwianie zakończył Beerman.
- Chcecie zobaczyć pocisk? Zaraz będziemy montować najistotniejszy element. - mechanik założył fartuszek ozdobiony różnymi organami.
- Montujesz mózg Ausira? - spytał Matrox(nadal żałujący, że nie dane mu było spróbować peklowanego mózgu przepisu pana H. Smitha).
- No co ty? Najistotniejsza jest głowica. - skomentował Bartek.
Poszedł do stołu i zdjął zasłonę, pod którą spoczywała bomba. Wyglądała jak kula otoczona butelkami z winem.
- To są butelki z winem musującym - rzucił Beerman na wstępie - Jednak nie radzę ich zabierać. Wino zostało napromieniowane strumieniem denaturatowym. Dzięki temu udało mi się znacznie zwiększyć zasięg efektu Kacola. - chwycił delikatnie kulę i osadził w odpowiednim miejscu stojącego w pobliżu pocisku.
- To jest ten pocisk? - spytał przyglądający się temu Yeto.
- Tak. A tutaj jest miejsce na mózg Ausira - wskazał wbudowany słoik po ogórkach konserwowych wypełniony czymś przypominającym wodę.
- A jak on będzie coś widział? - spytała Jaknal
- Podłączę go do czujników pocisku i układu obrazowania holograficznego - Beerman chwycił za słój w którym od dwóch dni taplały się pozostałości Ausira(razem z cebulką, czosnkiem i kilkoma innymi przyprawami). Wyciągnął mózg i wrzucił do słoja w pocisku.
- Ten płyn zawiera nanobutelki - rzucił po chwili - Za chwile powinny zintegrować świadomość Ausira z matrycą PIJAK.
Zmęczona Sinares usiadła na krześle i patrzyła na efekty pracy mechanika.
- Dlaczego to nie działa? - pytał się pod nosem.
- Działa, działa - odezwało się krzesło i złapało Sinares za nogi.
- Ratunku! To jest Ausir! - krzyknęła i zemdlała.
- Niech nikt się nie zbliża! - oparcie krzesła zmieniło się w głowę Ausira. Jedna z "nóg" zamieniła się w okuty stalą obcas.
- Nie zrobisz tego! - krzyknęła Jaknal - To było niechcący!
- Nie zrobię? A to dlaczego? - krzesło-Ausir znikło rzucając nieprzytomną Sinkę na podłogę. Po chwili coś owinęło się wokół niej odcinając ją od reszty załogi. Pozbawiona dostępu do atmosfery Sin cicho jęknęła: - Uwolnijcie mnie! On mnie zadusi, albo zrobi coś gorszego!
- Ja myślę, że to ci dobrze zrobi - stwierdził Ziemek.
- Tak ci się wydaje? - wtrącił się Boa-Ausir i pochwycił Izmeka.
- Ratunku! Beerman zrób coś! On zwariował! - krzyczał Kezu zbliżając się do Sinki uwięzionej w splotach.
- Nie ma co. Ausirowi udało się ich w końcu do siebie zbliżyć. - stwierdził Matrox obserwując poczynania hologramu.
Ziemek i Sinares walczyli tymczasem o kolejny oddech(i oto by być jak najdalej od siebie), jednak oszalały Ausir robił co chciał. W pewnym momencie obie postacie widoczne przez półprzezroczyste fałdy holo-Ausira przestały się wyrywać.
- Stworzyłem potwora. - stwierdził Beerman i pogroził mózgowi palcem.
- Zły Ausir. Bardzo zły. - mechanik nacisnął czerwony przycisk przy słoiku z mózgiem.
Podobnie jak to miało miejsce w przypadku Ajosa, wodzian spirytusu skutecznie i bezpowrotnie wymazał część wspomnień ofiary stalowego obcasa. Boa-Ausir znikł uwalniając duszone wcześniej ofiary.
- Będziemy musieli kiedyś to powtórzyć - rzucił pod nosem Izmek do Sinki.
Ta zerwała się na równe nogi i wbiła mu but w tyłek.
- Nigdy!
Ziemek spokojnie wstał i lekko tylko powłócząc nogami udał się do ambulatorium.
- Kto się lubi ten ma w czubie, czy jakoś tak - podsumował Przemek - W każdym razie miał szczęście, że Sinares jeszcze nie ma tych swoich nowych butów.
Nagle przy pocisku pojawił się holo-Ausir.
- Aaaa! Zabierzcie tego perwersa! - krzyknęła Sinka i zamachnęła się drugim obcasem. Przeszedł on jednak przez Ausira, nie wyrządzając mu najmniejszej szkody.
- Czy ktoś może mi powiedzieć co tu się dzieje? - spytał.
- Zrobiliśmy z ciebie hologram, co by Sinares ciągle nie ukrócała twojego życia.
- Aha. To dobrze?
- Jak najbardziej.
- Cóż, jakby ktoś mnie szukał to będę w swoim słoiku. - odarł Ausir i znikł.
- Test interface-u mamy więc za sobą. - skomentował Beerman.
- Zrób coś dla mnie. Obiecaj mi, że nigdy nie zrobisz tego z Kezem. - w głosie Sinki słychać było obawę.
- Jasne. Nie ma problemu - odpowiedział montując na korpusie pocisku obrotowe stanowisko Jabolizatora.
Wieczorem zakończono ostateczne przeróbki maszyn i wszyscy udali się na dobrze zasłużoną imprezę. Sinares pogodziła się z Kezem, KoB przetaczał część zapasów spirytusu do zbiornika swojego myśliwca, załoga Poseydona piła za rychły powrót Gula. Glublak wpadł do zbiornika z piwem i został uwolniony dopiero wtedy, gdy Tasman go osuszył. Dexter pokazywał Jaknal tajne przejścia i co chwila wychodził z różnych miejsc(raz wyszedł z kapci należących do kapitana). Czyli impreza jak impreza. W jej środku jednak zaszczycił wszystkich swoją obecnością holo-Ausir, który po wymianie danych z komputerem statku nagle nabrał ochotę na pifo. I to nie jedno. Niestety jego budowa powodowała, że rozchlapywał je tylko na podłodze(przez co bardzo zdenerwował Tasmana) i musiał zadowolić się holograficznym odpowiednikiem. Później opuścił zebranych i udał się na holodek w celach "poznawczych" jak się sam wyraził. W okolicy nocnego przesilenia(tj. okresu gdy liczba śpiących zbliżyła się do liczby pijących) rozległ się krzyk Agnes.
- Legat wie o wszystkim!!!
Krzyk jednak został zignorowany zarówno przez pijących, jak śpiących oraz zajętego poznawaniem swoich możliwości(i komputera statku) Ausira.

- Wykonałeś zadanie? - spytał się kardazjanin siedząc na swoim czarnym fotelu.
- Tak, panie.
- Dobrze. Zabezpiecz korytarz prowadzący do systemu rdzeniowego - rzucił Legat - Przygotuj też dwie eskadry Jabolotów i mój osobisty myśliwiec.
- Tak, panie. Mam pytanie. Czy nie prościej byłoby ich po prostu zniszczyć? - spytał Adirm.
- Inni tez tak myśleli. Niedoceniali przeciwnika i przegrali. Impeszmator, Walter, Peter. Wszyscy oni mieli wizję świata wolnego od zagrożenia związanego z istnieniem tego statku. Ale nie wszyscy wiedzieli o nim tyle co ja. Ten statek to zaginiony niegdyś "Król Piwosz Pierwszy". Należał do nieistniejącego już dziś rodu Oktoberfestów. Na jego pokładzie ukryto gdzieś złoty kufel, na którym zapisano recepturę pierwszej bimbrozji. Chcę mieć ten kufel.
- Tak panie. A co z Kahlessem?
- I tak go nie znajdziemy bez tego ferenga. Pamiętaj. Musimy ich tu wpuścić, co nie znaczy, że pozwolimy im odejść.
- W jaki sposób zatrzymamy ten pocisk? - spytał Adirm.
- Zatrzymamy się tutaj - Legat wzrokiem uruchomił hologram - przy tym księżycu.
- Czy mam zacząć budowę generatorów pola antykacolowego?
- Nie inaczej mój uczniu. Nie inaczej. - Legat powrócił do planowania przejęcia władzy nad wszechświatem - Gdy zabraknie Browarka nic mnie nie powstrzyma. Najpierw bimbrozja, potem cały świat!
Pomieszczenie wkrótce wypełniło się szatańskim śmiechem...(i odgłosem otwierania puszki piwa)

- Wyprowadzajcie je - krzyknął Przemek.
Jedenaście myśliwców i jeden bombowiec wyleciało z hangaru pozostawiając Browarka w pasie asteroidów.
- Hmmm. One zawierają całkiem sporo skrystalizowanego spirytusu. - Scamp analizował skład skał z pokładu swojego pojazdu. Osobiście podkręcił nieco jego osiągi poprzez zamontowanie dodatkowych filtrów podprocentowych, co znacznie zwiększyło maksymalny zasięg skanowania. Zwłaszcza jeśli chodzi o poszukiwania ciał zawierających C2H4OH.
- Nieważne. Tak jak zapowiedziałem możecie wybrać nazwy dla swoich maszyn - kontynuował kacpitan.
- Jak to nieważne? Spirytus osiąga teraz duża wartość - skomentował Ferek. Na pokładzie zamontował bezpośrednie łącza podprocentowe z Izbą Handlową - Niniejszym okoliczne asteroidy ogłaszam moją własnością zgodnie z zasadami zaboru. Jak się nie podoba to podajcie mnie do sądu. Ferengijskiego.
- Nie ma obawy. Wybierzcie nazwy.
- Hej. Glublak. Co powiesz na "Zemstę Karła"? - spytał Izmek.
W odpowiedzi diRampa osmalił mu statecznik.
- Rozumiem. Zły pomysł.
- To ja jestem Latający Kufel! - krzyknął Tasman.
- A ja Krwawa Sinka!
Burzę jaka rozgorzała mógł opanować tylko kapitan.
- Cisza! Meldujcie się po wywołaniu. Sinares?
- To ja chce "Krwawa Sinares", albo nie. "Stalowy Obcas".
- Rozumiem. Matrox?
- "Kosiarz".
- Norbert?
- Nie wiem. Może być "Spiryciak".
- Dexter i Jaknal?
- Co? Co? A tak. Nazwa. "Tandem".
- Nie powinniśmy mu pozwolić na wtaszczenie tego łóżka na pokład. - skomentował Matrox - To się źle skończy.
- Rozumiem Kosiarz. Dex: pilnuj się na przyszłość.
- Zrozumiałem szefie. - powiedział romulanin - Zejdź z tego pocisku ty wariatko - można było usłyszeć po chwili.
- Dobra. Tasman.
- Latający Kufel! - wrzasnął.
- Izmek?
- "Prorok" wystarczy. Lubię proste nazewnictwo.
- KoB?
- "M3235453212313322" - odpowiedział KoB.
- Daj spokój, może coś bardziej zrozumiałego?
- "M2" - rzucił KoB nową propozycję.
- Heh. Dobra. Został jeszcze Ferek i Glublak.
- "Skarb Ferka" - krzyknął ferengi.
- "Mały Twardy" - zaproponował Glub.
- "Skaner" - zadecydował Scamp.
- Dobra. Mam wszystkich.
- A ja? - odezwał się głos.
- Aha. Racja. Holo-Ausir.
- To ja chcę "Holo".
- Oki. Ustawcie się w szyk bojowy. Osłony i uzbrojenie w gotowości. Możecie już podłączyć się do systemu obiegu piwa.
- Zrozumiałem. Hej. A jak mamy ciebie nazywać? - spytał Dexter.
- Nemo.
- Po prostu?
- Nieważne. Meldujcie się.
- Stalowy Obcas gotowy. Miotacze obcasów wysokoprocentowych przygotowane.
- Kosiarz zgłasza się. Działko sześciopakowe gotowe. - Matrox uwielbiał wystrzeliwywać puszki po piwie i pakietach po sześć.
- Tandem gotowy. Bomby trójbutelkowe gotowe, torpedy transjabolizacyjne w wyrzutniach. Jaknal w łóżku.
- Skaner w gotowości. Cholera. Jednak głupią nazwę wybrałem. Niech będzie Bandyta. Bandyta w gotowości.
- Mały Twardy gotowy. - zaraportował Glublak - Cholera, gdzie ja ten tytoń zapodziałem? - dla Gluba kokpit był wielkości dużego pokoju.
- Spiryciak na pozycji. Działo Deuterowo-Jabolowe gotowe. Mam nadzieje, że ktoś w ogóle sprawdzał, czy to w praktyce strzela.
- Latający Kufel gotowy. Piwo nalane.
- Jeśli Sinares jest gotowa to ja też - stwierdził Kezu.
- M2 gotowy.
- Skarb Fera też.
- Holo jest gotowy. Fajnie tak latać w próżni.
- Na sto beczek kiszonych bananów. Popatrzcie na to. - krzyknęła Sinares prawie dławiąc się Pepsi.
Ausir korzystając ze swojego holoemitera zamontowanego pod głowicą zmaterializował się na pocisku i teraz siedział na nim okrakiem.
- Nie wiesz Holo, że od tego dostaje się wilka? - spytał Kezu.
- Akurat nie ma żadnego - stwierdził Ausir i po kilku sekundach obok pocisku pojawił się drink, a Ausir rozłożył się na leżaku. - Wyśmienicie.
- On ma lepiej od nas! Ja też chce być hologramem! - stwierdził Tasman.
W odpowiedzi Ajos odpalił program "Wilczek" i Ausir szybko znikł uciekając przed holograficznym jamnikiem.
- Eee. Nieważne.
- Racja. - stwierdził Przemek - "Pasożyt". Jesteście gotowi?
- Potwierdzam Nemo. - zza najbliższej skały wyleciał prom desantowy z załogą Poseydona - Czy musieliśmy zostawiać Zediego?
- Potwierdzam Pasożyt. Ktoś musi strzec statku.
- Rozumiem. Ustawiamy się w szyku. Jabolizatory personalne rozdane, granaty denaturatowe gotowe. Włączamy "Cichego Pawia".
- Trzymajcie kciuki.
Generator w promie zbudził się do życia i począł wylewać z siebie strumienie dziwnej browaropodobnej substancji.
- To coś wylewa z siebie jakieś piwopodobne ścieki. Czy to ma tak działać? - spytał Maq.
- Nie wiem. Poczekajcie chwile.
- Czekaj. Stabilizuje się. Jest ok. Urządzenie działa. Nie wiem jak to zrobiłeś Beerman, ale to działa.
- Nemo do eskadry. Możecie odpalać swoje urządzenia.
Po kilkunastu sekundach cała grupa zakamuflowała się jako wędrujący obłok spirytusu i znikła w Warp.

- Panie. Właśnie otrzymaliśmy wiadomość. Grupa uderzeniowa weszła w Warp i będzie tu za kilkanaście minut.
- Załogi do myśliwców. - rozkazał Legat - Czas by zapłacili za odebranie mi moich pamiątek. Uruchomić ładowanie działa. Zasłonić wejścia do układów zasilania. Wynieść śmieci.
- Tak jest, panie.
W przeciągu kilku minut stacja przygotowała się na atak załogi browarka. Adirm wszedł do swojego nowego Jabolotu oznaczonego: "Zew Piwa" i przyszykował go do bitwy. Sprawdził działanie uzbrojenia na kilku technikach, którzy rozpuścili się w żółtawym płynie, po czym wyprowadził maszynę z hangaru. Za nim pojawił się jego skrzydłowy.
- Tu Gul Gulasz. Jestem gotowy do zajęcia pozycji obronnych - powiedział.
- Zrozumiałem. Widzę, że rany po nalocie Profianta się zagoiły.
- Potwierdzam Zew Piwa.
- Ustaw się za tym wspornikiem na wektorze bimber-butelka-paw.
- Zrozumiałem.

- Jesteśmy na miejscu - rzucił Przemek.
- Ależ to jest wielkie. Co najmniej jak beczka 50 litrowa - stwierdził Tasman.
- Bo jesteśmy daleko!
- Poczekajcie. Coś tu nie gra. - stwierdził Scamp badając odczyty.
- Raport.
- Według przyrządów tam nic nie ma. Tak jakby coś pochłaniało skan. - analizował odczyty Scamp - To pole antykacolowe!
- Wycofać się! Włączyć urządzenia maskujące!
- To pochodzi z tego księżyca! - raportował dalej Scamp.
- Tandem, Bandyta i Spiryciak zajmijcie się tymi generatorami na powierzchni. Reszta do ataku na myśliwce.
- Zrozumiałem. Odchodzę.
- Schodzimy w dół.
- Bandyta dawaj namiary na te generatory - prosił Spiryciak.
- Są pod nami. Wystarczy? - spytał ironicznie Scamp.
Trzy pojazdy możliwie szybko oddaliły się od głównej grupy, która tymczasem czekała na myśliwce przeciwnika. Długo czekać nie musieli.
- Nemo do reszty. Przygotujcie się. Jak w barze. Każdy bierze jednego.
- Zrozumiałem. Uzbrajam pociski alkoholizacyjne.
- Namierzam cel.
- Tu Pasożyt. Dajcie nam osłonę dwóch myśliwców! - ryczał Shak.
- Mały Twardy, M2. Dajcie im osłonę do czasu wyłączenia pola. - rozkazał kacpitan.
- Zrozumiałem. - odpowiedział Glublak.
Tymczasem eskadry jabolotów otwarły ogień.
- Uważajcie. Rozpoczęli ostrzał. - raportował Przemek - I trzymajcie się z dala od kulki.
- Zrozumiałem.

Tymczasem grupa bombowa weszła w atmosferę i Scamp mógł w końcu ustalić pozycję przeciwnika.
- Tu Bandyta. Mam namiar na generatory.
- Tu Tandem. Odpalam torpedy.
Dwa ciemnoczerwone pociski poleciały w kierunku horyzontu, który po chwili rozbłysł na czerwono.
- Cel zniszczony, ale pole działa. - raportował Scamp.
- Co? W takim razie co trafiliśmy? - spytała kardazjanka.
- Czekajcie. Mam drugi namiar. Jest na wektorze jabol-piwo-denaturat.
- Widzę. Co to jest? - spytał Matrox.
- Nie wiem. Wygląda jak wielki żółw z głową Legata!
- To jest przenośny generator antykacolowy.
- Trzeba go zniszczyć!
- Nie mam już torped!
- To go załatwimy konwencjonalnie! Zabutelkować go na śmierć!
Małe pojazdy rozpoczęły atak. Tymczasem przenośny generator pod postacią wielkiego żółwia otworzył ogień. Bombowiec Dexa odpalił z dziełek i podbił Legatowi oko, na co on w odpowiedzi odstrzelił mu silniki.
- Trafił mnie! Spadam na powierzchnię! - darł się romulanin.
Skierował uszkodzony myśliwiec na kabinę sterowniczą generatora i przesłał się na powierzchnię wraz z asystentką(i łóżkiem. Dexter wiedział, że jak już cos kończyć to z klasą). Po kilku sekundach jego bombowiec zderzył się z głową Legata, która znikła w efektownej eksplozji...

- Pole wyłączone! Możemy atakować! - zaraportował Nemo.
- Do ataku! Za Gula!
- Gul! Gul! Gul!
- Poddajcie się! Nie macie szans! - rozległ się nagle znajomy głos.
- To Adirm! Trzymaj się! Zaraz cię uratujemy!
- Uratujecie? Ja nie muszę być ratowany. Znów robię to co lubię, a wy uciekajcie póki Legat jeszcze nie wystartował.
- No co ty Gulu. A ja z tobą piłem... - skomentował Tasman.
- Odnoszenie się do mojej przeszłości jest bezcelowe.
- Adirm. Przypomnij sobie imprezy Browarkowe. Nie wierzę, że ci tu dobrze. Ta niezdrowa tlenowa atmosfera...
Przez moment zaległa cisza.
- Adirm?
- Zabierzcie mnie stąd!!! - rozdarł się naglę wracający do zmysłów Gul. Krótka rozmowa z Kacpitanem szybko pobudziła odcięte przez Legata ośrodki pamięci.
- Sie robi. - stwierdził Shak, po czym Pasożyt skierował się do celu.

- Uruchomić działo - rozkazał Legat Mroczny.
- Działo uruchomione. Nakierowujemy je na cel. Gotowe.
- Ognia!
Z kulki wystrzelił promień energii wysokoprocentowej i szybko dotarł do lecącego Pasożyta mijając go zaledwie o kilka metrów.
- To ma być ta wasza wada fabryczna? - rozdarł się Skrzypol.
- Cholera! To badziewie jest w pełni sprawne! Zbliżcie się maksymalnie do kulki, to nie będzie mogła nas trafić! - rozkazał Nemo.
Pasożyt i reszta grupy w dzikich unikach zbliżyła się do kulki, która co pewien czas niszczyła okoliczne asteroidy. W końcu eskadra dotarła do jej powierzchni i prom szybko zadokował(czytać zderzył się na tyle mocno, że nie odpadł).
- Do ataku! - ryczał Wojtiki uwalniając swojego Kosmicznego Chomika zwanego Pikachu.
- Arrrr! - warczał Skrzypol siejąc zniszczenie tonami wydobywającymi się z jego bojowych skrzypiec.
Innymi słowy inwazja załogi Poseydona rozpoczęła dewastację okolicy w poszukiwaniu Gula.

- Ok. Znalazłem ten otwór. Jest zakryty! - raportował Ajos.
- Wysadzimy go. To nie problem. - skomentował Matrox i rozpoczął niszczenie osłony wlotu.
- Sądzicie, że tak łatwo się mnie pozbędziecie? - rozległ się głos.
- Aaa! To Legat! Już po nas! - krzyknął Norbert.
Legat w swoim myśliwcu rozpoczął namierzanie pojazdu należącego do Nemo.
- Aura alkoholu jest w nim silna. Zostawcie go - rozkazał skrzydłowym.
W końcu udało mu się namierzyć Przemka.
Uszkodzony myśliwiec Legata zderzył się z pojazdami należącymi do skrzydłowych, które rozpadły się na kawałki.
- Nieeee! - ryczał Legat oddalając się w stronę słońca. Nikt go później nie widział.
- Kto strzelał? - spytał się kacpitan z niedowierzaniem.
- Jasne pełne wita was - rozległ się głos i od strony słońca wyleciał stary prom niewątpliwe należący do...
- William Shatner?

-NIESTETY KONIEC-

POWRÓT | SPIS OPOWIADAŃ

stopka.gif 2.8 KB