Brow Trek XIII, część I

Autor: Peter


Występują:
Kacpitan Wódolej - Przemek
Główny Beerman (Mechanik) - Bartek
Wichrzyciel Komunikatywny (Komunikacyjny) - Ziemek
Główny Oficer Alkoholizacyjny (Taktyczny) - Sansavi
Główny Oficer Odwykowy (Ochrony) - A.J.
Główny Oficer Nałogowy (Naukowy) - Scamp
Polewca Pokładowy (Doradca) - Adirm
Chief Kacus Medicus (Medyczny) - Norbert
Ambasadorus Urombulus (Korpus Dyplomatyczny) - Matrox
Kolektywus Antypijus (Polityczny) - King of Borg
gościnnie: bosman Bofort as Himself


PRE-PROLOG

Młody chorąży nerwowo przełknął ślinę, po czym nacisnął przycisk wywołania przy drzwiach do kajuty dowódcy.

- Proszę wejść, chorąży. - ożył głośniczek nad drzwiami, zaś same drzwi rozsunęły się z cichym sykiem.

Dowódca stał przy oknie, tyłem do wejścia, wpatrzony w rozgwieżdżoną przestrzeń. Chorąży odchrząknął cicho, po czym przystąpił do składania meldunku:

- Komandorze, Dowództwo Floty ma dla nas nowe rozkazy.
- Słucham. - głos komandora nie wyrażał jakichkolwiek emocji, choć chorąży wiedział, że dowódcę musiała zainteresować ta wiadomość.
- Mamy udać się do sektora A47 i odwiedzić kolejny okręt... - powiedziawszy to, chorąży podał szczegóły i z zadowoleniem zauważył, że dowódca uśmiecha się złowieszczo. To oznaczało, że ma dobry humor. Mimo to, komandor milczał przez dłuższą chwilę, być może rozkoszując się myślą o czekającym go zadaniu.
- Doskonale, chorąży. - odezwał się w końcu. - Wiele słyszałem o tym okręcie i jego załodze... - w tym momencie w pomieszczeniu zrobiło się wyraźnie chłodniej. - I bardzo chętnie ich poznam.
- Tak jest, sir.
- Przekażcie sternikowi, by wyznaczył kurs na sektor A47. Lecimy tam natychmiast, z maksymalną prędkością.
- Tak jest. - potwierdził chorąży, zbierając się do wyjścia.
- Jeszcze jedno... - zatrzymał go dowódca. - Ogłosić stan pogotowia i rozdać broń osobistą.


PROLOG

U.S.S. Browarek majestatycznie leciał... Majestatycznie zataczał się na tle gwiazd, nie robiąc nic poza tym.

- Dziennik Kacpitański, data gwiezdna... nie wiem, straciłem rachubę gdzieś przy czwartkowych poprawinach... AHM twierdzi, że to nic poważnego - codzienne poprawiny poprawin mogą czasem powodować taki skutek uboczny. Jakoś to przeżyję - jak zwykle. Ale, zbaczam z tematu... Chciałem zapisać, że...
- Bip! - przerwał Kacpitanowi komputer. Dowódka Browarka uznał jednak, że każdy ma prawo czknąć i niezrażony kontynuował.
- ... wciąż tkwimy w sektorze A47, gdzie robimy...
- Bip!!! - ponownie przerwał mu komputer, tym razem jakby bardziej natarczywie.
- Czego bipasz? - zapytał Przemek.
- Czas wpisu przekroczony. - poinformował uprzejmie komputer. Kacpitan musiał chwilę przemyśleć sprawę...
- Jak to? - zapytał w końcu, gdy skojarzył już, o co chodzi. Niech diabli wezmą Rrrromulan i ich piwsko... Dekoncentruje człowieka...
- Wpis do dziennika Kacpitańskiego jest możliwy tylko podczas ujęcia zewnętrznego. - stwierdził komputer,
wywołując u Kacpitana popłoch. Tym razem, minęło prawie pół minuty, nim znaczenie tego, co powiedział
komputer, przedarło się przez rrrromulańskie blokady w mózgu.
- Aha... - Kacpitan pokiwał ze zrozumieniem głową. - Komputer!
- Bip!
- Zmień te zasadę. Mogę móc... Znaczy, mogę chcieć... - Kacpitan rozmasował lekko skronie, starając się odgonić różne głupie myśli, które przychodziły mu do głowy. Myśli, mające wyraźnie rrromulańską sygnaturę napędu. - Chcę móc! - przemógł się wreszcie.
- Bip?
- Cicho. - Przemek postanowił iść za ciosem. - Chcę móc dokonywać wpisu kiedy tylko chcę. - oznajmił komputerowi.
- Bip! - rozmówcy Kacpitana najwyraźniej nie podobała się sugestia Dowódki, jednak ten wykazał podziwu godny upór.
- Myślałem ostatnio o usunięciu paru beczek twojej pamięci, wiesz? - Kacpitan starał się, by zabrzmiało to przyjacielsko. Tym razem komputer milczał przez chwilę.
- Bip... Polecenie przyjęte... - stwierdził wreszcie z rezygnacją.
- Dziennik Kacpitański, datę pomińmy. Nasz kochany okręt i jego wesoła załoga robią... Co my właściwie robimy? Aha, wiem! Nasz kochany okręt i jego wesoła załoga nic sobie nie robią z moich rozkazów. Tak, powyższe to był sarkazm, a jeśli nie zabrzmiał jak sarkazm, to dlatego, że Matrox sprowadził po znajomości cysternę cholernego rrrromulańskiego piwa. Ale, znowu zbaczam z tematu. Tak więc, obecnie większość załogi kuruje się...
- Bip! - przerwał mu komputer. Kacpitan zacisnął pięści i policzył do dziesięciu (w przybliżeniu).
- Czego znowu? - zapytał w końcu, upewniając się, że jego głos brzmi groźnie i nieludzko. To ostatnie nie było akurat szczególnie trudne, jeśli wzięło się pod uwagę wczorajsze śpiewy w mesie...
- Przekaz z Dowództwa Floty. - odparł komputer z czymś na kształt strachu w głosie. - Wiadomość priorytetowa, zabezpieczona pańskim osobistym kodem.
- Aha... - komputer ponownie zaskoczył Przemka. - I co teraz? - zapytał, drapiąc się niepewnie w głowę. Komputer przewróciłby oczami, gdyby je miał.
- Należy podać osobisty kod dostępu. - poinformował Kacpitana, po czym powtórzył to jeszcze dwukrotnie.

Kacpitan przez chwilę stał nieruchomo, nadal nie wiedząc co ma robić. Gabinet kapitański wydał się nagle taki wielki...

- Ziemeeeeeeeek!!! - wrzasnął wreszcie, waląc piąchą w komunikator na piersi. - Do mnie!

Po dwóch minutach drzwi gabinetu rozchyliły się, a do środka wszedł pokładowy Wichrzyciel. Nie wyglądał najlepiej, chociaż biorąc pod uwagę wczorajszą balangę w mesie (tę ze śpiewami), to nie było tak źle. Gorzej
jednak z humorem.

- No?! - ponaglił szefa Wichrzyciel. - Będziesz się tak na mnie gapić, czy coś chcesz?

Kacpitan bez słowa podszedł do replikatora i zamówił dwa łagodne koktajle wspomagające. Jeden wypił pojedynczym haustem, a drugi drobnymi łyczkami. Ziemek obserwował go w milczeniu, wiedząc już, że coś jest nie tak. Kacpitan nigdy nie pił samotnie w obecności innych...

- Mamy problem. - powiedział Przemek. - Otrzymaliśmy priorytetowy przekaz z Dowództwa.
- A co w przekazie?
- Nie wiem. - wzruszył ramionami Przemek. - Komputer upiera się, że mam jakiś osobisty kod, który muszę mu podać, by odebrać wiadomość.

Wichrzyciel zmarszczył brwi przegryzając się przez słowa Dowódki. W końcu uśmiechnął się krzywo i powiedział:

- Cicho. Ale mnie łeb rypie.
- Mnie też, ale nie mam czasu by się tym martwić. - Kacpitan pokręcił głową, bolejąc nad brakiem inteligencji podwładnego. - Potrzebny mi ten kod...
- To właśnie jest twój kod.
- Serio? Dlaczego, u licha, wybrałem coś tak niedorzecznego?
- Hm... Miałeś wtedy ze dwie promile, a komputer rozdarł się, że masz mu podać nowy osobisty kod dostępu.
- No tak... - przytaknął Wódolej, gdyż taka wersja zdarzeń była dość prawdopodobna. - Ale skoro to mój osobisty kod, to jakim cudem go znasz?
- Ta długowłosa chorąży z sekcji naukowej... - uśmiechnął się Wichrzyciel. - Podobno mówisz przez sen. Ona też... - Kacpitan przerwał mu ruchem ręki.
- Dobra, nie chcę znać szczegółów. Won! Wiadomość jest tylko dla mnie.

Ziemek wzruszył ramionami i względnie prostym kursem poszedł na mostek, gdzie reszta oficerów właśnie piła toast z okazji jego nieobecności. Ucieszyli się na jego widok, bo dało to możliwość wypicia za jego szczęśliwy powrót...

Kacpitan został sam, więc uznał, że przed Dowództwem trzeba porządnie wyglądać. Poprawił rozchełstany mundur, rozczochrane włosy i rozpięty rozporek. Potem wrzasnął:

- Komputer! Cicho, ale mnie głowa boli!
- Sugeruję udanie się do ambulatorium. - odpowiedział komputer.
- To był mój osobisty kod do odebrania wiadomości! - ponownie wrzasnął Przemek.
- Potwierdzam, tylko się droczę...
- Nie rezonuj, tylko dawaj tę wiadomość. - komputer potwierdził rozkaz bipnięciem, zaś ekran terminala ożył.

Nadawcą wiadomości był admirał Yaqmutamm, dawny mentor Przemka z Akademii Floty. Tradycyjnie wyglądał jak po trzydniowej imprezie...

- Wysyłając ten przekaz wiele ryzykuję. - zaczął admirał, nieco bełkotliwie, ale zrozumiale. - Musisz wiedzieć, Nemo, że Flota zmienia opracowaną przeze mnie doktrynę dyscypliny okrętowej.
- Oj... - wyrwało się Kacpitanowi.
- Zanim namierzą i odetną mój sygnał, chciałem cię ostrzec, że wysyłają do was okręt. Jego dowódca to komandor... - w tym momencie połączenie zostało przerwane, zaś w miejsce admirała pojawiła się plansza "Przepraszamy za usterki". Kacpitan Przemek "Nemo" przez chwilę wpatrywał się w nią, snując różne wersje nazwiska, które chciał wypowiedzieć admirał. W końcu jednak stwierdził, że nic mu nie przychodzi do głowy i wyszedł na mostek.

Z niesmakiem spojrzał na opartego wygodnie o konsolę nawigacyjną Głównego Beermana oraz na czteroosobowe przyjęcie przy stanowisku taktycznym. Ekipa właśnie oblewała fakt, że Kacpitan przyszedł na mostek.

- Czerwony alarm! - zawołał Przemek. No, chciał zawołać. W wyniku wspomnianej już wcześniejszej balangi udało mu się to tylko wychrypieć. Oficerowie (ci przytomni) obrzucili go przelotnymi spojrzeniami i zignorowali. Za to z lewej turbowindy wyskoczył kadet z muszką pod szyją i z tacą w ręku. Z dumą wręczył Kacpitanowi szklankę, którą miał na owej tacy. Przemek zbaraniał.
- Co to jest? - zapytał w końcu, przyglądając się ciemnoczerwonej substancji w naczyniu.
- Koktajl "Czerwony Alarm", który pan zamówił, sir! - wyprężył się kadet. - Sok malinowy i spirytus. Pół na pół! Z lodem! - wyszczekał zaraz potem.

Kacpitan wziął szklankę, po czym pogonił kadeta z mostka. Koktajl był niezły i zasługiwał na taką nazwę - Przemkowi zamigotało przed oczami i zawyło w uszach, a wątroba faktycznie przeszła w stan najwyższej gotowości.

- Cholera... - wykrztusił w końcu Przemek, gdy już mógł mówić. - Zabiję Matroxa za to rrrromulańskie piwo...

Ziemek podszedł do Dowódki, zabrał mu szklankę, powąchał, a następnie wychylił resztki zawartości. Przełknął, odkaszlnął i z uznaniem pokiwał głową.

- Faktycznie. Spirytus, rrrromulańskie piwo i sok malinowy. - potwierdził. - Pół na pół na pół...

Przemek zmierzył go spojrzeniem typu "gdyby-wzrok-mógł-zabijać", po czym przez zaciśnięte zęby wyjaśnił:

- Chodzi mi o prawdziwy alarm. O stan najwyższego pogotowia. No wiesz, kiedy wyją syreny, migają czerwone lampki, a na mostku robi się ciemno jak u...
- Ach... - Wichrzyciel ze zrozumieniem uniósł lekko brew, co dodatkowo rozwścieczyło Kacpitana.
- Przestań z tą brwią! - wrzasnął. - Nie jesteś Wolkanem!
- Za Wolkan! - odkrzyknął się A.J., który wbrew nazwie pełnionej przez siebie funkcji, skutecznie rozpijał przy konsoli taktycznej Sansaviego i Oficera Nałogowego, po czym wychylił kufel czegoś, co wyglądało na
rrrromulańskie piwo. Jego towarzysze odwzajemnili toast, nie przejmując się brakiem jakichkolwiek Wolkan w okolicy.

Kacpitana zaczynała zalewać krew.

- Zaczyna mnie zalewać krew. - powiedział cicho Kacpitan. - Beerman, proszę natychmiast ogłosić czerwony alarm. Wszystkie stanowiska bojowe i inżynieryjne mają być obsadzone, a... Kacpitan urwał, gdyż zauważył, że jego słowa trafiają w pustkę. A konkretniej - w pochrapującego z cicha Beermana. Tego było już za wiele.
- Do jasnej cholery, ruszcie się wreszcie! - wrzasnął z całych sił Przemek i zaraz tego pożałował. Po pierwsze, nadwerężone gardło zaczęło dawać o sobie znać, po drugie zaś, echo jego wrzasku wróciło do niego, wywołując wzmożony ból głowy.
- Jeśli się spiszecie, dostaniecie po beczce jasnego... - powiedział cicho Przemek, zdecydowanie zrezygnowanym tonem

To jednak wystarczyło. Trójka przy konsoli odstawiła szklanki i w szeregu stanęła na baczność obok wciąż unoszącego brew Ziemka. No, prawie na baczność, jeśli chybotliwą postawę wyprostowaną można uznać za "baczność". Beerman spał dalej i dopiero, gdy A.J. wyjął mu z uszu zatyczki, udało się go dobudzić. W efekcie, po dwóch minutach cała zmiana kołysała się lekko przed Kacpitanem.

- Mamy problem... - zaczął Dowódka. Załoga wyraźnie pobladła, słysząc jego ton. Ostatnio mówił w ten sposób, gdy...
- Replikatory soku malinowego znowu padły? - zapytał z przestrachem Sansavi.
- Główna lodówka przestała chłodzić? - dorzucił niepewnym tonem A.J.
- Skończyło się rrrromulańskie piwo? - przeraził się Nałogowy.
- Główna gorzelnia wysiadła? - nawet Wichrzyciel był zaniepokojony.

Cała trójka z oczekiwaniem spojrzała na Beermana, ten zaś, zmarszczył brwi, usiłując znaleźć dobry powód do niepokoju.

- Straciliśmy zapasy anty-materii? - zaproponował nieśmiało. Pozostali obrzucili go zdumionymi spojrzeniami.
- A-czego? - zapytał zszokowany Nałogowy, lecz nim Beerman miał okazje odpowiedzieć, odezwał się Kacpitan.
- Gdybyście dali mi dokończyć, nie musielibyście się stresować.
- No dobra, - przytaknął A.J. - Wal.
- Otrzymałem przekaz od mojego mentora z Akademii. - powiedział Kacpitan.
- Brzmi groźnie... - zaczął Sansavi, jednak spojrzenie Przemka skłoniło go do zamilknięcia.
- Był wyraźnie zaniepokojony. - kontynuował Kacpitan. - Próbował mnie przed czymś ostrzec.
- Przed czym? - zainteresował się Beerman.
- Nie wiem. - Kacpitan wzruszył ramionami. - Ale to musi być coś poważnego. Podobno szuka nas jakiś okręt.
- Może dowiedzieli się, że mamy rrrromulańskie piwo? - spekulował A.J. - Ponoć jest zakazane...
- Nie pieprz. - przerwał mu Sansavi. - Mają je na każdym okręcie Floty.
- Ale nie całą cysternę. - przekonywał A.J. Pozostali musieli przyznać, że brzmi to rozsądnie. Jeśli nie liczyć, że...
- Teraz już tylko ćwierć cysterny. - poinformował ich Nałogowy. - Matrox dał parę beczek Klingonom, w zamian za Krwawe Wino.
- Kretyn... - zgodnie orzekli oficerowie.
- Kto mu na to pozwolił? - podpytywał Sansavi.
- Panowie... - Kacpitan rozpaczliwie usiłował skierować dyskusję na właściwy tor. - Mniejsza z tym dlaczego nas szukają. Ważne jest, byśmy byli przygotowani...
- Bip, bip, bip! - przerwał mu komputer. - Zbliża się okręt.
- ... gdy nas znajdą. - dokończył Przemek.

U.S.S. Browarek, NX-0,5L wisiał niepewnie w przestrzeni kosmicznej, z dala od wszelkich interesujących planet i spory kawałek od planet nieinteresujących. Browarek nie był jednak samotny - paręset metrów od Niego stanowczo dryfował inny okręt, na razie niezidentyfikowany, acz wyglądający wyjątkowo nieprzyjaźnie.

- Co to jest? - zapytał Polewca, zaraz po tym jak wszedł na mostek i ujrzał na ekranie obcy statek.
- Niezidentyfikowany okręt. - poinformował go Nałogowy. Polewca pokręcił głową ze zdumieniem.
- Ziemek, wywołaj ich! - polecił Kacpitan, zaś gdy Wichrzyciel wykonał polecenie, wyprężył się i powiedział:
- Mówi Kacpitan Wódolej Przemek z okrętu U.S.S. Browarek. Zidentyfikujcie się!

Nastała chwila ciszy. Po niej kolejna. I jeszcze jedna.

- Nie odpowiadają. - stwierdził niepotrzebnie A.J.
- Rozwalmy ich. - zaproponował entuzjastycznie Sansavi.
- Nie ty o tym decydujesz. - skarcił go Kacpitan, po czym odwrócił się do Beermana. - Co proponujesz?

Bartek wyglądał na dość nieszczęśliwego. I nic dziwnego - już od kwadransa nie dane mu było się napić. A to miało wpływ na jego nastrój.

- Rozwalmy ich. - orzekł.
- Co to jest? - zapytał Matrox, zaraz po tym jak wszedł na mostek i ujrzał na ekranie obcy statek.
- Niezidentyfikowany okręt. - poinformował go Nałogowy. Matrox pokręcił głową ze zdumieniem.
- Cholera, co mamy robić? Czemu nie odpowiadają? - Przemek zaczynał się załamywać.
- Rozwalmy ich, potem zapytamy. - stwierdził Polewca.

Kacpitan jednak nie dał się przekonać. Nie zapytał też już nikogo o zdanie. Siedział ponuro w fotelu i dłubał w nosie, rozmyślając nad wyjściem z sytuacji.

- Oni nas chyba skanują, Kacpitanie. - powiedział po chwili Sansavi. To wywołało spore zainteresowanie Dowódki.
- Skąd wiesz? Masz coś na czujnikach?
- Nie, czujniki od tygodnia nie działają. - Sansavi przygryzł wargę. - Ale wydaje mi się, że powinni nas w tej chwili skanować.

Pozostali zgodnie przyznali mu rację, choć Sansavi się mylił. Drugi okręt przeskanował Browarka dobre sześć minut wcześniej.

- Co to jest? - zapytał Norbert, zaraz po tym jak wszedł na mostek i ujrzał na ekranie obcy statek.
- Niezidentyfikowany okręt. - poinformował go Nałogowy. Medyczny pokręcił głową ze zdumieniem.
- To jak? Rozwalamy? - zapytał z nadzieją Sansavi, widząc niezdecydowanie Dowódki. Kacpitan jednak wciąż liczył na dyplomatyczne rozwiązanie i energicznie nad nim myślał.
- Wiem! - zawołał wreszcie. - My ich też przeskanujemy!
- Czujniki nie działają... - przypomniał A.J.
- No to je naprawimy! - Przemek nie dał się łatwo pokonać. Klepnął komunikator. - Mostek do kogoś z sekcji technicznej.
- Tu bosman Bofort. - zgłosił się pierwszy lepszy podoficer. Kapitan przyjął to z uśmiechem.
- Chodźcie no na mostek, bosmanie. - polecił. - Trzeba naprawić nam czujniki.
- Już idę. - odparł technik i się wyłączył. Zapadła chwila ciszy.
- Ja nadal myślę, że trzeba ich rozwalić. - powiedział nieco rozczarowany Beerman.
- Co to jest? - zapytał bosman Bofort zaraz po tym jak wszedł na mostek i ujrzał na ekranie obcy statek.
- Niezidentyfikowany okręt. - poinformował go Nałogowy. Bosman pokręcił głową ze zdumieniem.
- Kacpitanie! - powiedział, gdy znalazł się w bezpośredniej bliskości Wódoleja. - Melduję się do naprawy czujników.

Kacpitan spojrzał bosmanowi prosto w oczy. I patrzył tak przez dłuższą chwilę

- Macie coś z okiem, bosmanie? - zapytał wreszcie, marszcząc nieco czoło.

Bosman zamrugał niepewnie.

- To tik, sir. Nerwowy, sir. - odpowiedział służbiście. Kacpitan wyszczerzył zęby.
- Przesadziliście z rrrromulańskim piwem, co? - zapytał serdecznie, zerkając porozumiewawczo na Matroxa.
- Nie, sir! - odparł oburzonym tonem bosman. - Piję tylko napoje bezalkoholowe! - powiedział, mrugając dziko jednym okiem.
- Jasne. - potwierdził kapitan, zdając sobie sprawę, że bosman łże jak pies. - Dobra, naprawcie te czujniki.
- Tak jest! - odpowiedział Bofort i zaczął grzebać w konsoli.

Na mostek wszedł Kolektywus, brzęcząc implantami i migając cybernetycznym okiem. Nałogowy spojrzał na niego złowrogo.

- Niezidentyfikowany okręt. - poinformował Kolektywusa. Ten zaś, popatrzył na oficera obojętnie, potem zerknął na ekran.
- Okręt klasy Inkwizytor. - stwierdził. Wszyscy popatrzyli na niego.
- Że jak? - zapytał Kacpitan, zerkając to na Borga, to na ekran. - Co to jest?
- Niezidentyfikowany okręt. - warknął odruchowo Nałogowy.
- Klasy Inkwizytor. - dopowiedział Kolektywus.
- Brzmi paskudnie. - podsumował Przemek. - Bosmanie! Jak tam czujniki?
- Naprawa potrwa osiem godzin, ale załatwię to w trzy minuty, Kacpitanie. - odpowiedział spod konsoli Bofort stłumionym głosem. I ze szkockim akcentem.
- Bosmanie, dlaczego mówicie ze szkockim akcentem? - zainteresował się Medyczny, szukając okazji do uzyskania doświadczenia w zakresie psychiatrii.
- Przepraszam. - powiedział Bofort. - Zboczenie zawodowe. - Bosman wyjrzał ostrożnie spod konsoli i zauważył, że wszyscy gapią się na niego z powątpiewaniem. Postanowił więc zmienić temat: - Alkomat bliskiego zasięgu już naprawiony, Kacpitanie. Dalekiego zasięgu zaraz zrobię...
- Nie trzeba! - Przemek wstał z fotela. - Wystaczy nam bliski zasięg - Nałogowy! Przeskanuj ich!

Nałogowy potwierdził i uruchomił czujniki nie zwracając uwagi na stłumione protesty Boforta, który gorączkowo starał się wyjść spod konsoli. Okazało się, że miał ku temu powód - włączenie alkomatu bliskiego zasięgu wywołało nagły skok ilości promili w konsoli. Mówiąc obrazowo - bosman przyjął przez osmozę dużą dawkę skoncentrowanego metylu. Oślepł natychmiast, jednak nie zdążył tego zauważyć czterystupięćdziesięcioprocentowy metyl błyskawicznie ściął białko w ciele bosmana, a w wyniku kontaktu z iskrą elektryczną, która czystym przypadkiem wystrzeliła z jednego z przewodów, zamienił się w kupkę popiołu. Towarzyszył temu błękitny rozbłysk, lecz oficerowie nie zauważyli go, gdyż wszyscy pochylili się nad konsolą taktyczną, gdzie wyświetlono wyniki skanowania.

- O, cholera... - stwierdził Sansavi.
- A niech to... - pokręcił głową A.J.
- O kurde... - mruknął Kacpitan. Pozostali oficerowie w milczeniu patrzyli na wyniki.
- Co to za jedni? - niedowierzał Nałogowy. - Żeby na całym okręcie nie mieć ani kropli alkoholu?
- Wywołują nas. - rzekł Wichrzyciel.
- To nienaturalne. - powiedział Kolektywus.
- Zaczynam się bać. - oznajmił Beerman.
- Wywołują nas. - rzekł Wichrzyciel.
- Jak można żyć bez kropli gorzały? - zdziwił się Matrox.
- To nieludzkie... - rozpaczał Polewca.
- Wywołują nas. - rzekł Wichrzyciel.
- Przecież to... - zaczął Kacpitan, jednak dotarło do niego to co powiedział Ziemek. - Wywołują? Nareszcie! - ucieszył się umiarkowanie. Ziemek potwierdził skinięciem.
- Tylko fonia. - zameldował.
- Dawaj na głośniki. - polecił Dowódka.

Ziemek skręcił kilka luźnych kabli i pokręcił potencjometrami na swojej konsoli. Głośniki przy ekranie ożyły z piskiem, od którego aż zabolały zęby. Ziemek uśmiechnął się przepraszająco i wyregulował urządzenia. To, co usłyszał, zmroziło mu krew w żyłach, podobnie jak pozostałym.

- Uwaga załoga U.S.S. Browarek! - powiedział ktoś z drugiego statku. - Na mocy rozkazu Dowództwa Floty mam za zadanie zatrzymać was i przejąć wasz okręt.

Oficerowie Browarka zamilkli, prawie każdy z nich miał dość oryginalny wyraz twarzy. Głos jednak jeszcze nie skończył:

- Jeśli będziecie się opierać, mam prawo użyć siły. Tak czy siak, wszyscy traficie na mój okręt.

Zapadła chwila ciszy, z rodzaju tych, które sugerują, iż teraz powinna odezwać się druga strona. Kacpitan zerknął na zmartwiałych oficerów, odchrząknął i ze sporym wysiłkiem wydobył z siebie głos.

- Po co mamy trafić na wasz okręt?
-
Głos chwilę się nie odzywał, najwyraźniej chcąc spotęgować napięcie. I udało mu się. To, co oficerowie usłyszeli moment później niemal doprowadziło ich do zawałów. Głos wydobył z siebie coś na podobieństwo rechotu, po czym oznajmił:

- Zostaliście skierowani na leczenie odwykowe.


Brow Trek XIII, cześć II


Występują:
Kacpitan Wódolej - Przemek
Główny Beerman (Mechanik) - Bartek
Wichrzyciel Komunikatywny (Komunikacyjny) - Ziemek
Główny Oficer Alkoholizacyjny (Taktyczny) - Sansavi
Główny Oficer Odwykowy (Ochrony) - A.J.
Główny Oficer Nałogowy (Naukowy) - Scamp
Polewca Pokładowy (Doradca) - Adirm
Chief Kacus Medicus (Medyczny) - Norbert
Ambasadorus Urombulus (Korpus Dyplomatyczny) - Matrox
Kolektywus Antypijus (Polityczny) - King of Borg
gościnnie: młody chorąży, jako młody chorąży
oraz: tajemniczy komandor, jako tajemniczy komandor


W poprzednim odcinku: Załoga U.S.S. Browarek usłyszała coś, co zmroziło im krew w żyłach.

To, co usłyszała załoga Browarka, zmroziło im krew w żyłach. Nie wszystkim oczywiście, gdyż nie cała załoga usłyszała hiobową wieść, a jedynie oficerowie obecni na mostku. Ponieważ jednak Nałogowy niechcący przekręcił termostat na konsoli środowiskowej, pozostała część załogi była w tej chwili równie zmrożona jak oficerowie. Nie wszyscy oczywiście, gdyż... A, zresztą nieważne.

- Dziennik Kacpitański, data gwiezdna - Czas Apokalipsy. - zaczął Przemek, gdy już był w stanie mówić.

Pozostali popatrzyli na niego jak na wariata.

- Dlaczego patrzycie na mnie jak na wariata? - zapytał Kacpitan, gdy dotarło do niego, że oficerowie patrzą na niego jak na wariata.
- Też sobie znalazłeś moment na robienie wpisu do dziennika. - wyjaśnił mu Ziemek, pukając się lekko w czoło.

Należy tu wyjaśnić, że pukanie to nie miało żadnego znaczenia obraźliwego, gdyż Ziemek po prostu starał się odkuć lód, powstały z potu zalewającego czoło, zaraz po tym, jak to, co usłyszał zmroziło mu krew w żyłach.

- Uznałem, że coś takiego doda dramatyzmu. - próbował się tłumaczyć Przemek.
- Dramatyzmu mamy już dosyć. - stwierdził Norbert.
- Dramatyzm jest nieistotny. - stwierdził Kolektywus.
- ... - stwierdzili zgodnie pozostali, zastanawiając się, co dalej.

Właśnie ten moment wybrał sobie dowódca wrogiego okrętu, by przypomnieć swoją obecność. Zrobił to w sposób mało subtelny.

- Uwaga załoga U.S.S. Browarek! - zadudniły głośniki. - Poddajcie się, albo obezwładnimy wasz okręt! Liczę do dziesięciu! Raz! Dwa! Trzy...!
- Nigdy! - przerwał mu Kacpitan, występując krok do przodu, wypinając klatę i unosząc podbródek. - Chcecie nas zniewolić? Nie pozwolimy na to! - pozostali oficerowie uznali, że Kacpitan nie czuje się najlepiej i dyskretnie odsunęli się od niego.

Jednak tylko na chwilę, gdyż to, co mówił Dowódka poruszyło także ich. Poruszyło do tego stopnia, że niektórym pojawiły się w oczach szybko zamarzające łzy, inni zaś z niedowierzaniem patrzyli na Kacpitana - takim go jeszcze nie widzieli. Przemek tymczasem dopiero się rozkręcał.


- Zabraniacie sprzedaży alkoholu w barach, a my się cofamy! - wołał. - Zamykacie browary, a my się cofamy! Zabraniacie reklamy piwa, a my się cofamy! - Przemek zawiesił na chwilę głos. - Ale nie tym razem! Zaszliście za daleko!

Reszta oficerów pokiwała głowami, najwyraźniej popierając Kacpitana (z wyjątkiem Kolektywusa, który z
niezdrowym zainteresowaniem wpatrywał się w konsolę łączności). Kacpitan zaś kontynuował:

- Zapłacicie za to, co mi zrobiliście! - wrzeszczał, ku zdumieniu oficerów.
- Szefie, a co oni ci zrobili? - zapytał nieśmiało Beerman, jednak Przemek zupełnie go zignorował, otwierając usta do kolejnej tyrady.
- Włączam nadawanie. - powiedział znienacka Kolektywus, stojący przy konsoli łączności. Kacpitan, cały czerwony na twarzy, odwrócił się w jego stronę, dysząc ciężko.
- Co ty bredzisz? - wysapał.
- Włączyłem nadawanie. - odparł Borg. - Próba wyszła ci nieźle, możesz zaczynać na serio.
- To. Było. Na. Serio. - powiedział Przemek, z naciskiem na "to", "było", "na" i "serio".

Borg wzruszył tylko ramionami.

- Spróbuj jeszcze raz. Przedtem nie nadawaliśmy.
- Siedem! - dobiegł ich głos z głośników. Okazało się, że przeciwnik cały czas odliczał, a załoga Browarka nie zauważyła tego, zauroczona występem Kacpitana.
- Borg ma rację, Przemek. - stwierdził Polewca. - Potraktuj to jak próbę. I teraz im dowal.

Kacpitan namyślał się przez chwilę.

- Osiem!

Kacpitan namyślał się przez dłuższą chwilę.

- Dziewięć!

Kacpitan namyślał się przez dość długą chwilę. Powietrze jakby z niego uleciało...

- Dziesięć! Jak brzmi wasza odpowiedź?!
- Poddajemy się... - powiedział Przemek zrezygnowanym tonem. Bardzo cicho.
- Że co?! - zagrzmiały głośniki.
- Poddajemy się..! - powiedział znacznie głośniej Kacpitan, gdy poczuł kopnięcie w kostkę, wymierzone mu przez Ziemka. - Naszej woli walki! - dodał jeszcze, krzywiąc się lekko, czując kuksańca, wymierzonego mu w żebra ostrym elementem wyposażenia Kolektywusa.
- Ale wam nigdy się nie poddamy! - wrzasnął w końcu Kacpitan, już całkowicie z własnej woli, choć nadal bardzo niepewnie. - Nawet za milion lat! - dorzucił.

Zapadła cisza. No, względna cisza. Było słychać przytłumioną muzykę, dobiegającą bez wątpienia z mesy. Widać, reszta załogi usiłowała się rozgrzać... Oficerowie tymczasem wpatrywali się w głośniki.

- Zgodnie ze specjalnym rozkazem Dowództwa Floty, załoga U.S.S. Wódko Pozwól Żyć ma prawo i obowiązek siłą przejąć wasz okręt. - oznajmił głos.
- Przynajmniej wiemy jak się nazywa ten okręt. - zauważył A.J.
- Przygotować się do bitwy! - rozkazał Kacpitan.

U.S.S. Wódko Pozwól Żyć eleganckim łukiem oddalił się od Browarka i rozpoczął nawrót na wektorze ataku.

- Ładują broń. - zameldował Sansavi, stojący już przy swojej konsoli.
- Podnieść osłony. - rozkazał Przemek. - Załadować i wycelować torpedy dartowe.

Sansavi potwierdził, Ziemek siedział w swoim fotelu bez słowa, zaś Beerman zaczął przyjmować zakłady czy Sansavi w ogóle wystrzeli te torpedy.

- Przeciwnik także podniósł osłony. - powiedział A.J. - Namierzają nas.
- Niech tylko spróbują strzelić... - warknął Polewca. - Pokażemy im, gdzie raki zimują.

Kapitan spojrzał na niego dość niepewnie. Podobnie jak reszta obecnych na mostku oficerów.

- No co ty? - zapytał A.J. - Chcesz czekać, aż oni wystrzelą pierwsi?

Polewca zarumienił się lekko i zaczął się jąkać. Wspomniał coś o jakichś zasadach, ale mówił cicho i niewyraźnie, więc reszta uznała, że bredzi.

- Ognia! - rozkazał Kacpitan.
- Odpalam torpedy dartowe. - powiedział Sansavi, naciskając duży, czerwony przycisk na swojej konsoli.

Trzy torpedy dartowe opuściły wyrzutnie Browarka i prostym kursem ruszyły na spotkanie przeciwnika. I wtedy stało się coś dziwnego. Dolna część spodka Wódko Pozwól Żyć odchyliła się i na specjalnym wysięgniku wysunęła przed okręt. Sansavi z przerażeniem wpatrywał się w raport czujników.

- Kacpitanie... - powiedział cienkim głosem. - Oni mają tarczę.
- Mówi się "osłony". - poprawił go Nałogowy.
- Nie "tarcze", tylko "tarczę"! - zapiszczał Sansavi, bezradnie patrząc jak torpedy dartowe podążają ku nisko punktowanym polom tarczy przeciwnika.
- Niemożliwe! - zawołał Kacpitan. - Okręty Floty nie są wyposażane w coś takiego.

Torpedy dotarły do tarczy i pomimo swojej ogromnej siły, wbiły się niegroźnie w jej powierzchnię.

- Dwa, dwa i jeden. - Kolektywus podał wynik salwy. - Okręt wroga nieuszkodzony.
- Ognia! Jeszcze raz! - wrzasnął Przemek. Sansavi odpalił kolejną salwę, która również była mało celna - trafił szóstkę i dwie piątki.
- Co zrobimy? - zapytał Nałogowy, najwyraźniej panikując.
- Takie tarcze mają słaby punkt. - poinformował go Borg. - Trzeba trafić w sam środek.
- Sansavi, celuj lepiej! - zawołał Kacpitan błagalnym tonem.

Sansavi skupił się, odmówił krótką modlitwę, odetchnął głęboko kilka razy. Zamknął oczy. Wydawało mu się, że gdzieś w oddali słyszy głos swojego dawnego nauczyciela. Głos mówił mu, by nie zwracał uwagi na doznania
zewnętrzne, ale by zawierzył swojej podświadomości, by zawierzył...

- Bzdura... - stwierdził głośno Sansavi. Otworzył oczy, pociągnął parę łyków z piersiówki ukrytej pod konsolą, poprawił siatkę celowniczą i odpalił trzecią salwę.

Pierwsze dwie torpedy nie trafiły w środek. Co gorsza, nawet nie trafiły w tarczę. Jednak trzecia był szczęśliwsza - wbrew rachunkowi prawdopodobieństwa wbiła się w sam środek tarczy przeciwnika. Radość, jaka wybuchła na mostku Browarka szybko przycichła, gdy okazało się, że pomimo trafienia Wódko Pozwól Żyć nadal leci w ich kierunku. Nadal z tarczą, zza której wysuwały się lufy dział. Oficerowie, już w ciszy, spojrzeli ostro na Borga, który całą uwagę poświęcał reperowaniu jednego z implantów, ostentacyjnie ignorując spojrzenia kolegów.

- Uwaga załoga Browarka! - ryknęły głośniki. - To jest ostatnie ostrzeżenie, które nadaję tylko po to, by nie było potem skarg na nieuzasadnioną brutalność Floty. Natychmiast się poddajcie.
- Nie zostawiają mi wyboru... - szepnął Kacpitan, po czym głośniej rozkazał:
- Komputer, uruchom sekwencję odpalania działa fotonowego! Komputer nie zareagował. Zareagował za to Ziemek, chwytając się za głowę.
- Nie mamy tu działa fotonowego. - powiedział rzeczowo.
- No tak... - Przemek wydawał się nieco zdezorientowany. - A co mamy?
- Sfazowany... - podpowiedział Norbert. Kapitan zmarszczył brwi. Niemal było słychać jak pracuje jego mózg.
- Nie wiem, cholera... - Przemek z rezygnacją podszedł do konsoli taktycznej i podebrał Sansaviemu piersiówkę. Wystarczyły dwa łyki.
- Sfazowany promień wysokoprocentowy! - zawołał triumfalnie Kacpitan.

Pozostali rzucili się z gratulacjami. Gdzieś przy czwartym "świetnie, szefie!" mostkiem, a także całym okrętem, mocno zatrzęsło.

- Przeciwnik otworzył ogień. - poinformował uprzejmie King of Borg.
- Sfazowanym go! - odparł Kacpitan.
- Potwierdzam. - Borg zdecydował się przejąć funkcje Sansaviego, czym ten ostatni niezbyt się zmartwił.

Kapsel wyrzutni sfazowanego promienia wysokoprocentowego został odstrzelony. Zaraz za nim, próżnię kosmosu powitał sam promień. Trafił dokładnie w sam środek tarczy Wódko Pozwól Żyć i przeszedł przez nią jakby jej nie było. Nie oznacza to, że ją przedziurawił - po prostu sfazowany promień wysokoprocentowy potrafi przenikać przez mało interesującą go materię. Osłony Wódko Pozwól Żyć znajdujące się za tarczą nie były wprawdzie materią, ale były dość interesujące. SPW zetknął się z polem osłon. Nastąpiła niezwykle jaskrawa eksplozja barwnych świateł, dzięki której Wódko Pozwól Żyć wyglądał jakby stał się nagle wielkim fajerwerkiem.

- Yes! - krzyknął przez zaciśnięte zęby Kacpitan. Jego twarz wyrażała czystą satysfakcję. Pozostali oficerowie wyrazili swój zachwyt wyrazami typu "wow", "yeah" i "hurra".

Eksplozja światła pozostawiła po sobie rozszerzającą się chmurę gęstego dymu. Z chmury tej, po chwili wyłonił się Wódko Pozwól Żyć. Ze schowaną już tarczą do darta, jednak poza tym - w stanie całkowicie nienaruszonym.

- Oh, shit... - stwierdził Przemek, patrząc na ekran z szeroko otwartymi ze zdumienia ustami. - To niemożliwe!
- Niemniej jednak prawdziwe. - podsumował Kolektywus. Złośliwi mogliby doszukać się w jego tonie odrobiny satysfakcji. - Zaraz znowu będą strzelać. - dodał jeszcze, rzuciwszy okiem na konsolę.
- Spadamy. - zdecydował Kacpitan. - Manewr unikowy delta-dwa-cztery!
- Delta-dwa-cztery to akurat manewr ofensywny. - poprawił Dowódkę Sansavi.
- No to... - Kacpitan namyślał się chwilkę. - Beta-pięć-pięć.
- To manewr polegający na taranowaniu przeciwnika. - poinformował Sansavi. - Mam wykonać?
- Nie, nie... - zaprzeczył Przemek. - Gamma-sześć-dziewięć? - zaproponował, patrząc uważnie na Sansaviego.

Oficer pokręcił tylko głową.

- Do tego manewru trzeba dwóch współpracujących statków. - rzekł. - Jak do wszystkich z końcówką sześć-dziewięć.
- Kacpitanie, - wtrącił się Matrox. - Co pan powie na romulański manewr ofensywny omega-zero-zero?
- A co to za diabeł? - Kacpitan uniósł brew. - Miał być manewr unikowy.
- Omega-zero-zero to zwrot o sto osiemdziesiąt stopni i cała naprzód. - wyjaśnił Matrox.
- Znaczy się ucieczka? - upewnił się Przemek.
- Odwrót na z góry upatrzone pozycje. - poprawił go Rrrromulanin.
- A mamy jakieś upatrzone pozycje? - zapytał A.J., podchodząc do konsoli nawigacyjnej.
- Oczywiście. - zapewnił Matrox.
- Gdzie niby? - Kacpitan był wyraźnie zaskoczony.
- Jak najdalej stąd. - Matrox uśmiechnął się nieznacznie. - I jeszcze kawałek.
- Mnie pasuje. - mruknął Ziemek.
- Mnie też. - zgodził się Kacpitan. - Dexter, zawracaj i w nogi! - rozkazał.
- Dextera nie ma. - przypomniał A.J. - Zabrał jeden z promów i poleciał na zwiad.
- Pierwsze słyszę! - oburzył się Przemek. - Kto mu pozwolił?!

A.J. popatrzył znacząco na Polewcę, który zaczerwienił się lekko i udawał, że ma atak astmy.

- Który prom zabrał? - zapytał ponuro Kacpitan.
- Łódkę Bols. - powiedział A.J. - Ten, w którym...
- Wiem, który to! - przerwał ze złością Kacpitan. Jego zdenerwowanie było zrozumiałe - Przemek uwielbiał prom Łódka Bols.

Tymczasem, dowódca U.S.S. Wódko Pozwól Żyć, nie zwracając uwagi na wymianę zdań na mostku Browarka (to także łatwo zrozumieć - nie słyszał tej wymiany zdań), nakazał otwarcie ognia. Młody chorąży, który stał przy konsoli taktycznej potwierdził rozkaz i odpalił fazery.

Browarek zadrżał od trafienia, które chociaż nie przebiło osłon, to wywołało spore spustoszenia. Dla przykładu - rozleciało się akwarium w gabinecie Kacpitana, które było domem dla kacpitańskich rybek CLP (rybka CLP to gatunek niezwykle rzadko spotykanej ryby, której naturalnym środowiskiem są wysokoprocentowe rozlewiska na planecie Etylia III. Przemek uznał, że rybka CLP - Co-Lubi-Pływać - będzie odpowiednią maskotką okrętu, zaś wypełnione alkoholem etylowym akwarium ułatwiało ewentualne gaszenie pragnienia). Niestety, rozbite akwarium oznaczało dla rybek wyrok śmierci. Nie dlatego, że się dusiły (rybki CLP nie miały żadnych
problemów z oddychaniem powietrzem atmosferycznym, a w środowisku ciekłym żyły tylko przez lenistwo). Po prostu, pozbawione alkoholu rybki trzeźwiały najdalej po piętnastu minutach, co doprowadzało je do błyskawicznej depresji i prób samobójczych - z reguły udanych. Akwarium i rybki nie były jedynymi ofiarami trafienia. Trzy osoby śpiące na stołach w mesie zostały lekko poturbowane, gdy wstrząs zrzucił je na podłogę. Pozostała część zebranej w mesie załogi przyjęła wstrząs z radością, mylnie uznając go za oznakę rozkręcania się imprezy (która tak naprawdę już dogorywała). Sporych strat doznał zbiór zabytkowych butelek po piwie, od lat gromadzonych przez Polewcę. Poza tym, wstrząs naruszył zbiornik martini na pokładzie czwartym, co zasmuciło tę część załogi, która wolała martini mieszane, nie wstrząśnięte. Ze spraw mniej ważnych - w wyniku trafienia posłuszeństwa odmówiły pozostałe na pokładzie torpedy dartowe, zaś ciśnienie w lewej gondoli niebezpiecznie wzrosło.

Walka trwała już dobre dwie minuty i czterdzieści sekund, a Kacpitan zaczynał mieć jej serdecznie dość. Hałas i wstrząsy powodowały nieprzyjemne wrażenia u całej załogi, w związku z czym wszystkie pokładowe klozety były w ciągłym wykorzystaniu. U.S.S. Wódko Pozwól Żyć był godnym przeciwnikiem. Może nawet zbyt godnym i zbyt poważnym. Jego osłon nie przebijały ani torpedy dartowe (bo nie dało się ich odpalić), ani SPW, ani nawet zwykłe fazery. Nieskuteczne były nawet zostawiane po drodze zgrywusy. Sansavi próbował nawet zabronionej wśród cywilizowanych ras klingońskiej broni typu B'Ek. Również nie podziałała, chociaż w testach wypadała świetnie. Tym razem niestety... Gdy Sansavi aktywował miotacz, z bliżej nieokreślonej skrytki w kadłubie wysunął się gigantyczny megafon, który po skierowaniu się w stronę Wódko Pozwól Żyć wydał z siebie głośne (naprawdę głośne) beknięcie. I absolutnie nie przeszkadzał mu fakt, że w kosmosie nikt nie może usłyszeć twojego krzyku (w końcu - bekał, nie krzyczał). Beknięcie dotarło do okrętu przeciwnika i... I nic. W tym problem. Co innego broń wyżej wspomnianego okrętu. Osłony Browarka były już mocno nadszarpnięte.

Przy konsoli nawigacyjnej siedział w tej chwili sam Beerman, gdyż wszyscy oficerowie zgodnie uznali, że nadaje się on do tego lepiej niż Kolektywus. Powód był prosty - Kacpitan nakazał manewry defensywne, zaś jedyne jakie znał Kolektywus były manewrami defensywnymi Borga i większość z nich polegała na taranowaniu przeciwnika. Biorąc pod uwagę stan Browarka, nie było to słuszne wyjście... Po paru minutach, dzikie manewry unikowe wykonane przez Beermana doprowadziły Browarka na granicę pobliskiej mgławicy. Gondole okrętu zostawiały za nim długie, białe smugi...

Wichrzyciel leżał na podłodze, gdzie zajmował się nim Norbert. Stan Ziemka był efektem jego pracy - jako Wichrzyciel Komunikatywny, był on w pierwszej kolejności narażony na propagandowe przekazy, które nieprzerwanie słał Wódko Pozwól Żyć. Ziemek nie wytrzymał, gdy dowiedział się, co nadmiar alkoholu robi z wątrobą, jęknął ciche "Rany..." i po prostu upadł w drgawkach. Teraz Norbert starał się wymazać mu z pamięci ostatnie kilka minut.

Kacpitan siedział w swoim fotelu i obserwował podręczny monitor. Mgławica mogła okazać się dobrą kryjówką.

- Tracimy pianę z obu gondoli! - zameldował A.J.
- Beerman! - wrzasnął Przemek, przekrzykując syk zalewającej tylną część mostka piany. - Czy to chmura gazu chmielowago?
- Tak! - odpowiedział Beerman. - Lepiej trzymajmy się z daleka.
- Przeciwnie! - Kacpitan uśmiechnął się złowrogo. - Zbierzemy go ile się da.
- Po co? - chciał wiedzieć Beerman.
- Mam ochotę na świeże piwo. - odparł Kacpitan.

A.J. nieśmiało zakwestionował sens zbierania gazu w takiej chwili, jednak Przemek zignorował go i po chwili kolektory Browarka zaczęły wsysać gaz chmielowy z chmury. U.S.S. Wódko Pozwól Żyć wystrzelił kolejną torpedę. Ale to nie była zwykła torpeda.

- To nie jest zwykła torpeda. - poinformował niepotrzebnie Kolektywus.

Niepotrzebnie, gdyż zanim to powiedział, torpeda wybuchła. Stało się to wprawdzie dość daleko od Browarka, ale efekt był bardzo nietypowy. Pojawiła się wielka, zielona kula światła, która szybko się powiększała.

- Co to jest, u licha?! - chciał wiedzieć Kacpitan. Kolektywus powiedział mu. Kacpitan zbladł.
- To nieludzkie... - wyszeptał. Pozostali oficerowie też mieli nietęgie miny. Głównie dlatego, że Kacpitan miał takową - oficerowie nie słyszeli, co mu powiedział Kolektywus.
- Co to jest, szefie? - zapytał Beerman, szykując się na najgorsze.
- Głowica disulfiramowa. - Borg odpowiedział pierwszy. - Znana też jako pocisk anticolowy, lub antabusowy.

Oficerowie przez chwilę milczeli, patrząc jak fala uderzeniowa zbliża się do Browarka.

- A co to znaczy? - spytał ostrożnie Beerman, niepewny, czy rzeczywiście chce wiedzieć.

Borg zmierzył go spojrzeniem, w którym były tak nieistotne elementy jak współczucie i odrobina perwersyjnej satysfakcji. Potem wyjaśnił:

- Ta fala uderzeniowa to niemal czysty esperal.

Beerman zemdlał.

Fala uderzeniowa błyskawicznie zbliżała się do Browarka. Zdawało się, że nic już nie uchroni NX-0,5L przed zetknięciem się z esperalowym armageddonem. Dobrze się wydawało. Gdy esperal ogarnął Browarka, nie mogły go powstrzymać ani osłony, ani opancerzenie kadłuba. Cząsteczki esperalu przeniknęły do wnętrza okrętu, natychmiast obezwładniając wszystkie pakiety żelowe (które w rzeczywistości były przecież pakietami likierowymi). Również załoga nie była w stanie oprzeć się potężnemu działaniu esperalu, który natychmiast wszedł w reakcję ze znajdującym się we krwi alkoholem. Jedynie Kolektywus, jako osoba niepijąca, miał jakieś szanse, jednak jego wewnętrzny chronometr podpowiedział mu, że czas na regenerację. Borg powiódł wzrokiem po nieprzytomnych kolegach, po czym opuścił mostek, udając się do swojej alkowy.

Po przejściu fali uderzeniowej, mostek był paskudnie cichy. Cały okręt był paskudnie cichy. Ciszę zakłócało jedynie paręnaście drobnych hałasów mechanicznych oraz muzyka z mesy. Nikt już jednak przy niej nie tańczył. Przy przyćmionym oświetleniu mostka, efekt świetlny transportera wydawał się niemal oślepiający. Tym bardziej, że efekty były aż dwa.

- Proszę, proszę... - powiedział komandor drwiącym tonem, gdy ujrzał leżącego na podłodze Przemka. - Wreszcie się spotykamy...

Młody chorąży szybko sprawdził pozostałych oficerów.

- Są nieprzytomni, sir. - zameldował.
- Doskonale. - uśmiechnął się demonicznie komandor. Potem rozejrzał się po mostku.
- Więc to jest ten słynny Browarek... - mruknął. - Inaczej go sobie wyobrażałem.

Młody chorąży wiedział, że wypowiedź dowódcy była czysto retoryczna, w związku z czym nie odpowiedział. Komandor obszedł mostek, oglądając uważnie wszystkie stanowiska. Potem nacisnął umieszczony na piersi komunikator.

- Czepialski do Wódko Pozwól Żyć. - powiedział. - Przygotujcie pokładową izbę wytrzeźwień i prześlijcie tam całą załogę Browarka.


-KONIEC-

Dalszych części niestety autor jeszcze nie napisał. Miejmy nadzieje ze kiedyś mu się to uda - byle nie "we wtorek" ;))) Wszelkie występy komandora Czepialskiego w kolejnych Brow Trekach są, według słów autora, niekanoniczne i grożą banami na kanale #startrek-pl.

-KONIEC-

POWRÓT | SPIS OPOWIADAŃ

stopka.gif 2.8 KB